Radość istnienia
.
Złapałam motyla!
Piękny okaz!
Nie puszczę go w nieznane,
nie przyszpilę do gablotki,
tylko pokażę wam!
Bo ten motyl, ten motyl,
to JA!
.
.
.
15 mg/dl
.
Naszą nocną szalupą coś trzęsie.
Szósty zmysł wyrywa mnie ze snu na ratunek,
w głębinach nocy materializuje się koszmar.
Próbuję nabrać powietrza i wydobyć niejasny lęk na jaw,
ale mrok jest pierwszy, bezlitośnie wali obuchem w głowę
i wlewa do świadomości czerń rozmagnesowanych znaczeń:
„Twój mąż właśnie umiera”.
Wpadam w czarną dziurę przerażonego wzroku Pawła,
gdzie dostrzegam jeszcze błysk uciekającego obrazu.
To ja tam jestem, to ja Agnieszka z nim ginę w źrenicy.
W powietrzu, w gwiazdach, które chylą się ku upadkowi,
rezonuje konwulsyjny rytm drgawek.
Rzeczywistość właśnie wkroczyła w fazę spadku cukru,
podczas snu i we krwi najbliższego mi człowieka.
Obudzi się do życia lub do śmierci.
Hipoglikemia rozpoczęła już swój danse macabre,
więc rzucam uspokajające spojrzenie, jak ratunkową linę.
Moje myśli i uczucia opadają z nim na dno, które nie ma końca.
Nadpływa ławica natchnień, zwiotczały język wraca do pełni mocy
i uruchamia silnik mowy, wydobywając słowa, które nie należą do mnie.
Nie wiem, czy coś mówię, nie mam nic, co wydawało się pewne,
zanim pierwszy raz przeżyliśmy niedocukrzenie.
Wszystko już poza nami i wszystko jeszcze tak blisko,
nasze życie i nasza śmierć.
Człowiek, którego kocham, ścieka w kroplach potu na prześcieradło,
sublimuje w dziwny stan ulotności, znika w porach skóry.
Jestem współczuciem, które nie ma granic i właściwości.
Przechodzimy razem wszystko.
Mogę trzymać męża za rękę, gotowa puścić na zawsze.
Pustka i podany na pustyni cukier jak fatamorgana powiązań ze światem.
Tak trwają wieczne sekundy poza czasem i przestrzenią
w ciszy nieprzekazywalnych tajemnic ludzkiego życia.
Nie wiem, kim jesteśmy i kim będziemy.
Tej wiedzy nam już nie potrzeba.
.
.
.
Wypas
.
Mam szczęśliwe myśli z wolnego wybiegu,
uwolnione od powiązań.
Puściły się mimo, rozbiegły pomiędzy,
wyleciały ponad wszystko, co pomyślą inni.
.
.
.
Postęp
.
Raczkować od litery do litery
Iść od słowa do słowa
Biec od zdania do zdania
I to wszystko
by zdążyć na milczenie
.
.
.
Połów
.
Utrzymuj uważność w głębi serca i spojrzenia.
Na brzegu powiek oko nabiera blasku ze źródła olśnienia.
.
.
.
Stary rozsądek
.
Chciałam kwitnąć na drzewie dzieciństwa,
wysoka lipa, usiadłam w koronie.
Ale on już woła z dołu, zniecierpliwiony:
„Zejdź na ziemię!”
.
.
.
Erozja
.
W mój piękny kryształowy umysł,
efekt wieloletniej pracy zręcznych szlifierzy,
rąbnął topór czasu.
Po omacku usiłuję zebrać resztki światłych myśli,
które siła rozprysku rzuciła, nie wiadomo dokąd.
To i lepiej.
Już mnie nie boli oświecona głowa.
.
.
.
******
.
Lato
Jaskółki burzę
w trzech liniach zapisują
zbiera się na wiersz
.
Słońce
Krząta się światło
zmieniając przestrzeń w dom
tka oddech życie
.
Natchnienie
Zlatuje chmara
ptaki słowa wiersz niebo
klucz poezji lśni
.
Bogactwo nienaturalne
Kropla w kroplę schną
morza jeziora ludzie
życie pragnie żyć
.
Cafe lattem
Pierwsza pianka chmur
wnika słodyczą słońce
spija czarne sny
.
Koda
Strojenie z rana
dźwięk podaje czarny kos
orkiestra lata
.
Źdźbło
Huśta się lekko
zabawa na całego
kropelki rosy
.
.
.

.
Agnieszka Bronikowska-Balewska, z wykształcenia doktorka filologii polskiej, z zamiłowania czytelniczka do kresu nocy i życia. Jest mamą; to jej kariera, pasja oraz nieustanna szansa i okazja do rozwoju. Pisze wiersze, by poezją ugościć tych, którzy szukają miejsca pod wspólnym niebem.
Wydała zbiór reportaży oraz tomik poezji.
