Słodki Jezu!
Dlaczego po prostu nie wszedłem we wrotyczową kępę tak obficie wyrosłą za skrajem drogi, dlaczego nie przylgnąłem policzkiem do jej chłodnego kobierca, dlaczego do domu nie nataskałem kwiatowego pyłku? I teraz chciałbym dopłakać dziewięćdziesięciu pięciu lat.
Drogi księżycu,
sam przeciwko wszystkim oświetlasz wiosła, oświetlasz, co chcesz, niezgrabnie
wyłazisz zza chmur i układasz kwadrat magiczny
ze słowem „sedes”,
kiedy jesteś pełny i można rąbnąć głową w mostek i płynąć po rzece kajakiem,
wbijając w wodę wiosło.