Wszystkie tytuły świata są już zajęte. Każda historia została już opowiedziana. Powtarzam swoje, kolejny raz. Nikt nie zrobi tego za mnie. Nie wiem, czy ktoś słucha. Zaczynam jak wszyscy. Od pierwszego zdania. Stanąłem pod prysznicem i w prawym jądrze wymacałem guz.
Albo mógłbym zacząć tak. W marcu, po czterech latach, skończyłem brać leki psychotropowe, a w październiku dowiedziałem się, że mam nowotwór złośliwy. Chwilę wcześniej Dominika oznajmiła mi, że jest w ciąży. Dziś mam 33. Urodziny. 17 stycznia. Jan przyjdzie na świat 17 kwietnia. W dzieciństwie przez długi czas miałem natrętny sen, że nie dożyję wieku chrystusowego. Ale prześcignąłem samego siebie i chciałbym opisać zakręt, który wyniósł mnie tu. Opisać historię raka, zagrzebywanie się w mule, mętną wodę. I historię zapadania się w siebie po ostatnią, ciemną kosteczkę.
Zacznijmy od ciemności, która zajrzała mi w oczy i pomyliła nazwy wszystkiego, co potem objawiło światło. Albo i nie. Wystarczy, że któregoś razu spojrzałem w okno i wpadłem w czas. Na długo. Potem wpadłem na nią. A z tego zderzenia jesteś ty, synu.
———————————————————–
W środę urolog mówi do mnie na odchodnym: „Niech się pan zgłosi jutro do szpitala i nie da się wypchnąć”. W czwartek się zgłaszam, ordynator patrzy w papiery, jest godzina 13.55. Dobiegłem do jego gabinetu na piątym piętrze w ostatniej chwili, bo tego, w którym miał przyjmować, nie raczył dziś odwiedzić.
– Zgadza się pan na usunięcie jądra?
Nie wiem, co powiedzieć.
– Jak pan zgadza się na usunięcie, to nie ma na co czekać. Zrobił się wakat na jutro. Jeden pacjent nie dożył operacji. Niech pan jedzie do domu, spakuje się i wróci na siedemnastą na oddział, a jutro rano o szóstej będziemy operować.
———————————————————–
– Widział pan Botoks?
– Nie – odpowiadam.
– To dobrze, przynajmniej pan nie wie, co tu się będzie działo.
Odzyskuję przytomność w trakcie operacji, otwieram oczy, zamykam. Słucham. Lekarze rozmawiają z pielęgniarkami.
– Młody jest i zdrowy, zobacz, całą operację mu stoi.
–———————————————————-
„Ma w brzuchu dziurę na dwa portfele. Lekko ściska lewą rękę. Nie mówi. Dostaje trzy rurki. Z jedzeniem, lekarstwami i wodą. I w tej trzeciej się zbiera. Wtedy nie ściska za rękę” – pani leżąca na szezlongu obok mnie opowiada siostrzyczce majstrującej przy kroplówce o żonie swojego syna, która brała udział w czołowym zderzeniu samochodów.
Bartosz Suwiński, ur. 1985 roku w Kępnie. Poeta, krytyk literacki, doktor nauk humanistycznych. Adiunkt w Instytucie Nauk o Literaturze Uniwersytetu Opolskiego. Poezję, prozę, szkice krytyczne i artykuły naukowe drukował w wielu pismach w Polsce i za granicą. Opublikował tomy poetyckie: „Sehir” (Nowa Ruda 2010), „Bliki” (Warszawa 2013), „Odpust” (Gniezno 2013) „Uroczysko” (Poznań 2014), „Wyraj” (Szczecin-Bezrzecze 2017), „Bura. Notatnik chorwacki” (Szczecin-Bezrzecze 2019) i „Nawie” (Szczecin-Bezrzecze 2020). Monografię: „Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej” (Kraków 2017), „Anegdota o istnieniu. Poezja Haliny Poświatowskiej” (Kraków 2020), oraz książkę z esejami: „Po tej stronie rzeki. Szkice o poetach znad Odry” (Opole 2017) i wybór wierszy Jana Goczoła („Kosturem po korze”, Poznań 2018). Terpentyna jest jego prozatorskim debiutem. Mieszka w Bystrzycy Kłodzkiej.