Kotlina. Narok
/.
1.
Mgła i dym są od siebie nieodróżnialne. Z Krosnowic w kierunku Starkowa. Za tę granicę przechodzić nie wolno. „O miejsce niegdyś szczęśliwe prostotą! / Jakaż fatalność z gruntu cię odmienia?” (Ignacy Krasicki). Godziny godzinom obwieszczają czas, dzień dniu prawdę. Kawy i lekarze. Kry płynące rzeką. Plastiki naniesione w szuwary, potargane wiechcie zrywek. I na pojedynczych wdechach: puszka, but, butelka. Wierzba potraciła, a wiatr zyskał. Wleciał w zaspy, w białe stogi bez żadnych instrukcji.
2.
Na murze napis I am so glad you exist i Poka cyce! Trzy półlitrowe butelki po żołądkowej z miętą zwrócone szyjkami jakby do słoneczka. Gniazdo na drzewie z potarganej jednorazówki i nawiany między gałęzie spodek od cmentarnego kwiatka. W rowie jedna zdeptana puszka. Zrobić miejsce sercu. „Jestem rozpamiętaczem i poznawaczem”. I mogę jechać szybciej. „Znalazłem świat. Ale i tak się boję umarnąć”. „There is no god / who will save one man” (Louise Glück). W końcu każdy musi obejść się bez wskazówek.
3.
Z listu do W.: „że czuję jakiś wewnętrzny dyskomfort, ciągły niepokój objawiający się gulą, która tak jakby podchodziła mi do gardła – nie wiem, jak się rozbroić. Czekam na coś, nie wiem co. Kilka dni temu przez dwa wieczory, o 21.00, pisałem po dwa wiersze i się urwało. Nie czułem rozczarowania. Znowu kilka dni temu, jednego popołudnia wypadłem z ram i napisały się cztery (inne, jakby pod inne dyktando) wiersze i mam ze dwadzieścia wierszy z ostatniego kwartału, wszystkie w pojedynczych brzmieniach, nie czuję unisono, a odczuwam presję. Sam nie wiem. Nie piję od czterdziestu jeden dni, łykam piguły. Ale nie odnajduję spokoju. Bywam mniej wybuchowy. Chłopcy codziennie biorą mnie w obroty – jestem przebodźcowany. Czuję, że zachodzi mnie od tyłu pisanie i że to będzie wymagająca gimnastyka ducha. Jakby woda stale podchodziła wyżej i napierała. Nieznośny stan oczekiwania. Mętlik w głowie. Chciałbym jakoś odpowiedzieć na Twoje pytania, ustosunkować się do Twojego szyku, ustawić swój kontekst, ale jestem bezradny. Jedyną chwilą spokoju było Twoje dzisiejsze rozprawianie. Tak, poezja lubi miejsca ustronne, i tak, dar wiersza jest trudną służbą, i tak, wszystko jest równocześnie w nadziei i rozpaczy”. W słowach zawisła wichura, zapachniała zduszona kciukiem gromnica.
4.
Deszcz zwraca kształty. Plącze myśli, a te kroki. Obmywa z granic, z lodowych form zniekształcających obraz. „Nikt bowiem nie spogląda na zewnątrz, tylko niektórzy słyszą stamtąd wezwanie” (Peter Sloterdijk, przeł. B. Cymbrowski). Kto widzi szansę tam, gdzie jej nie ma?
5.
„Noc. Grasz. Już wokół słowospady lecą, / Powstaje człowiek, ludzie, tłumy ludu, / Świat cały wstaje z muzykalnej fali” (Wacław Rolicz-Lieder). Odejmij głos, on i tak się jakoś ustawi. Rozmawiajmy w końcu na tony, oddechy, i kroki. Po co szukać na wszystko nazw, po co od czegoś zaczynać.
W końcu wraca się do domu.
7.
„Odpędzaj precz zarazę, którą gwiazdy wróżą, / Niech czystym, zdrowym tchem dyszy powietrze” (Jan Dantyszek). Pole niechaj płodzi, pokój niech będzie w opiece. Nie bądźmy sobie zawodem, nie bełtajmy leśnych źródeł. „Na twych świętych ołtarzach złożymy ofiary, / W twojej rotundzie zawiesimy wota” (Do Janusa). Smutek przyjdzie, smutek odejdzie. Coś nowego czeka na wskazówki, wpada w swój czas.
.
.