Powieść współczesna. Ludzie. Jacek Bierut

Ludzie (fragment 1)
Jacek Bierut

Ojciec zostawił nóż w nadkrojonym bochenku. Hałas, który się pojawił po jego wyjściu, nie był żadną odpowiedzią. Trudno czasami wyjaśnić, skąd się wie coś, co się wie. Kilka sekund po wyjściu ojca ze swojego miejsca na ścianie odpadł obraz Matki Boskiej. Adka od tej chwili miała pewność, że zmieniło się wszystko. Nie tylko to, że matka oczekuje już od ojca tylko jednego. Żeby nie rzucił jej dla jakiejś baby. Choć jej lamenty, kiedy okryta kocem szukała w półmroku gwoździa na podłodze, dotyczyły wtedy przyszłości i lekko otłuczonej ramki.

– Matko Bosko, i co teraz?

– Będzie, co będzie – odpowiedział ten nowy.

– Mówisz tak, bo zęby ci gniją w gębie.

– Tak, zębów cała gęba, a nie ma czym gryźć – podsumował sołtys.

Nawet już wcześniej, zanim zasiedli do gry, w taki sam trudny do wytłumaczenia sposób Adka zauważyła, że to oczekiwanie matki wobec ojca właśnie się kończy. Ale nie dlatego, że ojciec stracił zainteresowanie sąsiadkami lub miastowymi. Nie chodziło także o jakąś zmianę w spoglądaniu Matki Boskiej ze swojego miejsca na ścianie, z tym ledwo zauważalnym uśmieszkiem. Nieco chłodnym, ale jednak pozbawionym wyniosłości. Jakby tylko ona jedna mogła tu wisieć i tak spokojnie patrzeć na to wszystko. Istota z prawdziwego kościoła, w którym liturgia, sakramenty i światło zza witrażowych szkiełek są prawdziwe. I sprawiają jednocześnie radość i ból. A dalej jest tylko Niebo. Takiego kościoła Adka nie widziała nawet w mieście. Choć już wiedziała, że wszystko, co należy do kościoła, powinno być wszędzie, ale kościół tego nie chce.

– Wszystko, co do ciebie należy, zmieści się z tobą w trumnie – powiedziała matka, kiedy ojciec szykował się do gry.

– Kraaa, kraaa! Nie kracz!

– Przegrasz wszystko!

– Kraaa!

– Wszystko, co do ciebie należy, zmieści się z tobą w trumnie!

Skąd wiedziała? Ostatniej nocy śnił jej się kościół. Obcy, pusty i zimny. To oczywiste. A ten wieczór trwał dłużej niż zwykle i nie chciał minąć. Coś było w powietrzu, coś przenikającego kłębiący się papierosowy dym. Coś, co wyostrzyło wyraz twarzy matki, przeszwajcowało ten jej grymas obawy, który nie opuszczał jej prawie nigdy. Teraz to była czysta panika. Mężczyźni milczeli. Ten nieznajomy wypił berbeluchę i odstawił kieliszek tak gwałtownie, że resztki tego smrodu bryznęły na karty.

Adce nie podobał się ten człowiek. Przyglądała mu się, ale tak, żeby tego nie zauważył. Nie wiedziała, jak on się nazywa, ale i to dała radę sobie wytłumaczyć. Nazwisko musi mieć miejscowy, u obcych nazwisko się nie liczy, u obcych liczy się sam człowiek. Obcy to zawsze ktoś, komu nie należy ufać. Ten był okropny, ale nie gorszy od innych. Miał dziwne oczy. W kształcie rombów. I inaczej się ubierał. Przez chwilę ją zastanowiło, czym się różnią mężczyźni ubrani od rozebranych. Czy gdyby byli goli, zachowywaliby się tak samo? Czy gdyby byli dobrzy, wszystko też byłoby dobre? Czy gdyby mężczyźni ze wsi byli tacy jak ci z miasta, wszystko byłoby lepsze? Tylko co by się musiało stać z ich ubraniami? Czy mogłyby trafić do sklepu z używaną odzieżą? Nie. Akurat tego była pewna. Nikt by tych szmat nie chciał nawet z najtańszego stosu. One się nie nadawały już nawet do prania. I to nie dlatego, że teraz się tak pocili. Czy wyglądaliby lepiej, gdyby raz na jakiś czas zmieniali te swoje łachy? Pewnie tak, ale niektórzy wyglądają zawsze tak samo, nawet jak się ubiorą w kościołowe spodnie i skórzane kurtki. Jak się pracuje całe życie, to nie ma nawet czasu umyć twarzy. Miejscowi mogą chodzić w czymkolwiek. I chodzą.

– Każde rozdanie wychodzi tylko na oko – westchnął sołtys.

– Siekierę można… – sama do siebie westchnęła matka. Żeby się uspokoić?

Uchyliła drzwi do letniego pokoju. Zimny jęzor liznął po nogach. Zamknęła je prawie natychmiast.

– Na oko to ja was zaraz ścierą prześwięcę.

– Stul się – ojciec był chyba pewny, że karta przyszła.

Na stole leżało dużo pieniędzy. Same zagraniczne. Niektóre zmięte, niektóre skręcone od długiego leżenia w rulonikach, niektóre złamane przez środek, sterczące połową ku górze. Matka stanęła blada przy kaflowej kuchni. Poprawiła koc na plecach.

– Dla mnie dwie – ojciec pokazał dwa brudne palce – bo mnie dmie – dodał i pierdnął, unosząc lewy półdupek.

Nie rozbawił tym gości, choć woń była solidna, jak po kapuście z zeszłorocznego kiszenia. Twarze mężczyzn przy stole pozostały nieruchome, prawie martwe. Karty ojca leżały przed nim. Długo ich nie odkrywał. Z miny można było wnioskować, że wie, co dostał. Spojrzał w okno zarośnięte obrazkami ze szronu. Adka bała się tak bardzo, że miała ochotę przykryć sobie głowę kołdrą. Trochę chciało jej się wymiotować.

– Przybastuj – sołtys napomniał ojca.

– Peniasz?

– Przybastuj.

– Nie cykaj!

– Dla mnie dwie, jak we śnie.

– On się budzi i nigdy nic nie pamięta.

– Ale smak w gębie jaki, jakbym całą noc skwarkę lizał.

– Bo żeś zębów nigdy nie mył.

– A co ja, głupi, żeby chodzić do dentystki?

– Ona wyrywna, oj, wyrywna.

– A bez dentystki nie można umyć?

– A po co? Ziemi nie żrę.

– Tak, zębów cała gęba, a nie ma czym gryźć – podsumował sołtys.

Adka miała już pewność, że mężczyźni w ogóle nie wiedzą, o co chodzi w życiu. Nawet nie chcą wiedzieć. Tacy są i nigdy nie będą inni.

– Zdrów – powiedział ten, którego nigdy wcześniej nie widziała.

Podniósł wysoko brodę i czekał na reakcję. Podrapał się po podbródku. Sprawiał wrażenie kogoś, kto bez trudu rozniósłby cały dom. Kogoś, kto jest zdolny zrobić prawie wszystko.

– Jak zdrów, to witam – zakpił ojciec i uderzył się zaciśniętymi pięściami w piersi. Mocno.

Gęsia skórka ściągnęła Adce przedramiona i uda. Prawdopodobnie nie z zimna. Ze strachu. Bała się, bo obserwowała spojrzenie matki. Żadna z nich nawet nie mrugnęła. Oczy ojca znieruchomiały, zapadły się bardziej niż zwykle. Ciężkie, znacznie cięższe niż od codziennego niewyspania po wczorajszym piciu. W szybę uderzył wiatr. W piecu zahuczało. Banknoty na stole lekko się poruszyły. Ten nieznajomy mężczyzna wyjął papierosa, postukał nim o blat stołu i włożył go do ust. Ale nie zapalił. Ojciec podniósł najpierw jedną kartę, potem drugą. Bardzo powoli. Ułożył je w dłoni między pozostałymi trzema. Przełożył. Poprawił. Pierd ojca dotarł do Adki drugą falą. Tamten sięgnął po benzynową zapalniczkę. Powietrze mogłoby teraz wybuchnąć od jednej iskry. Przełożył ją między palcami i odłożył obok swojej kupki banknotów. Pociągnął niezapalonego papierosa. Ze sporym kunsztem skupił się na wciągnięciu i wypuszczeniu nieistniejącego dymu. Ojciec przez moment znów spoglądał w okno.

– Śniły mi się dziś lody o smaku parkietu.

Matka upuściła ścierkę na podłogę. Potem coś się stało. Ze stołu zniknęły pieniądze. Ojciec podszedł do kredensu, nadkroił chleb, ale porzucił ten pomysł, zostawił nóż w bochenku i wyszedł. Bez czapki. On nigdy nie wychodził bez czapki. Nawet latem. Tak Adka widziała go ostatni raz przed pogrzebem. Zgarbiony. Mały. Z posklejanymi włosami. Matka Boska upadła na podłogę.

– Fredziu – matka szepnęła za nim, prawie nie poruszając ustami.

.

.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

.

Książka dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/jacek-bierut-ludzie-16943444725

.

współczesna powieść. Ludzie. Jacek Bierut
fot. Róża Bierut

.

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.
fot. Róża Bierut

.

Jacek Bierut, prozaik, poeta, dramaturg, autor sześciu powieści („PiT”, „Spojenia”, „Hajs”, „Pornofonia”, „Powstanie Grudniowe”, „Ludzie”), tomu opowiadań („71”), pięciu tomów wierszy („Igła”, „Fizyka”, „Frak człowieka”, „Kocia wiara”, „Folie”) i tomu dramatów „Pestka mandarynki i inne dramaty”, a także tomu esejów „Przesieka”. Laureat nagród literackich. Jego książki były nominowane do nagród Silesius, Angelus i innych. Laureat I nagrody Stref Kontaktu 2019. Współredaktor opracowania literatury dolnośląskiej po 1989 roku „Rozkład jazdy” i redaktor dwujęzycznej (polsko-ukraińskiej) antologii poezji wrocławskiej i podwrocławskiej „Nielegalny prąd”. Założyciel wydawnictwa j i dziennika literackiego w Internecie (wydawnictwoj.pl). Eseista, krytyk literacki, tłumacz, redaktor, wydawca.

PODZIEL SIĘ