Powie wspczesna. Ludzie. Jacek Bierut

Ludzie (fragment 2)
Jacek Bierut

Praca miała polegać tylko na pilnowaniu dziecka. Przyszła przed czasem. Obserwowała ich. Oczy mieli jak ludzie opętani. Jakby tam mieli drobno rozkruszone szkło podświetlone mocnym światłem. To mogła być jakaś straszna choroba. Włosy jak sztuczne. Skóra jak odcięta od dopływu krwi. Wcale się jej kolorem nie afiszowali. I nie byli bogaci. Nie trzymali koni. Nie mieli jeepa z wysokim kominem. Nie posiadali broni myśliwskiej. Ani nawet krótkiej. Przynajmniej na widoku. Może nawet wcale nie mieli broni.

 Słońce schowało się szybko. Ciągnęło za sobą suchy wiatr z głębi lądu. Powietrze spadało na ziemię z bardzo wysoka. Kiedy brało się je do płuc, zatykało. W takich dniach ludzie nie wypuszczali się poza wyasfaltowane ulice. Zdarzało się, że zwierzęta podchodziły do pierwszych murowanych domów. Księżyc wydawał się większy. W takie dni nie wolno było się zbliżać do skał nad oceanem, choćby pojawiły się tam tego dnia pingwiny. Tłuste mięso. W dodatku tak mało płochliwe, że zabić takiego ptaka to żadna przyjemność. Ale sąsiad matki poszedł i nigdy nie wrócił. Nie znaleziono jego ciała. Tylko jeden klapek na skale. Znów sporo mówiono o duchach północno-wschodniego wiatru. Ludzie lubili te opowieści, głównie dlatego, że im się podobały i przypominały czasy, kiedy jeszcze byli szczęśliwi.

 Polacy jednak ubierali się wesoło. Ale w smutne ubrania. Kobieta zakręciła się w kółko jak mała dziewczynka. Sukienka się jej podniosła. Przyjrzała się sobie w lustrze. Nerwy jak żywe włókna. Skóra pachnąca słodką wodą. Proste linie nóg. Oddech o lekkim zapachu mleka i garnka po fasoli. Założyła niepraktyczne buty. Najwyraźniej cieszyła się na to wyjście. Jej mąż przeczesał sobie wąsy, nastroszone tak samo jak brwi. Matce Murzyna te wąsy podobały się najbardziej. A także nogi tego mężczyzny. Było na nich pełno poskręcanych czarniawych włosków. Takie same wychodziły mu spod koszuli. Było w nim mnóstwo męskości.

 Matka czekała w kuchni. Spytała, czy będzie mogła pooglądać telewizję. Dziecko spało. Klimatyzacja ledwo działała. Coś ciężkiego wisiało w powietrzu. Dali jej numer telefonu w razie czego i poszli. Zajrzała do starodawnej lodówki. Dbano o nią, bo pachniała ładnie. Było tam tylko kilka owoców, mleko i kawałek sera. Ser to najdziwniejsze, co biali biorą do ust. Sfermentowany, a nawet podpleśniały blok. Zrobiony z nieczystego mleka parzystokopytnych. Z mleka biedaków. Na samą myśl, że mogłaby tego spróbować, zebrało jej się na torsje. Przyłożyła policzek do chłodnych drzwi lodówki. Ta odezwała się cichym mruknięciem.

 Matka nalała sobie trochę wody do najładniejszej filiżanki i poszła do salonu. Zdziwił ją siedzący na stole wielki klaun. Wielki jak człowiek. Ubrany w kolorowe szmatki. Z domalowanym przesadnym uśmiechem. Z kręconymi białymi włosami opadającymi na oczy.

– Po co im taki klaun?

 Włączyła telewizor i trochę pstrykała po kanałach. Znalazła ciekawy program o życiu młodych dziewczyn w Europie. Wcale nie zajmowały się tańcem i śpiewem, jak tutejsze dziewczyny w wolnych chwilach. Miały ciągle nowych chłopaków i każdemu pozwalały na bardzo wiele. Matce się to podobało. Szczególnie ci chłopcy. Żaden z nich nie myślał o tym, kogo zabić. Ale nie mogła się skupić na filmie, bo ten klaun ją niepokoił. Miała wrażenie, że nie spuszcza z niej oka. Po co im taka zabawka? Na stole? O wiele za duża dla dziecka. Białych trudno zrozumieć. Poszła sprawdzić, czy dziecko śpi. Kiedy wróciła, znów miała wrażenie, że klaun wodzi za nią wzrokiem. Na innym kanale był program o modzie. Bardzo ciekawy. Dziewczyny nosiły w nim takie niewygodne ubrania i robiły wyniosłe miny. Miały naburmuszone wargi. Jakby robiły łaskę, że pozwalają na siebie patrzyć. Strach byłoby do takiej podejść. U nich takie miny miewali tylko chłopcy. Ale tylko kiedy wracali wieczorem ze zdobyczą na plecach. Odkąd polowania dla czarnych stały się nielegalne. Ale kiedy nie ma nikogo, kto odważyłby się pytać, nic nie jest nielegalne. Każda dziewczyna powinna się uczyć takich min na specjalnych zajęciach. Może dostawałyby lepszych mężów. Może nawet białych. Z przebywania w parach może brałoby się coś lepszego.

 Zainteresowała ją postać Chrystuska. Wisiała nad drzwiami na małym krzyżyku. Wisiała jako oznaka pobożności. Choć była jej zaprzeczeniem. Lekceważeniem nakazów dekalogu. Lemba i biali dekalog mieli ten sam. Choć biali troszkę zmieniony. Tylko zupełnie co innego z niego wynikało. Chrystusek wydał jej się ciekawy. Mesjasz, któremu się nie powiodło? Czy przebywał kiedykolwiek w parze? Czy chciał od jakiejś dziewczyny tego, czego od dziewczyn chcą mężczyźni? Czarni i biali. Czy dziewczyna powinna marzyć o tym, żeby zostać żoną kogoś takiego? Albo żoną księdza? Sporo ich przyleciało z Europy. I tak chętnie spotykali się z dziewczynami.

 Podeszła bliżej. Jaka udręczona ta malutka twarzyczka. Niemal dziewczęca. Ciupeńkie gwózdki w obu nadgarstkach. Jeden przebijający obie stopy. A największy gwóźdź wbity w ścianę. Żeby krzyżyk miał na czym wisieć. Biali w swoich domach mają dla niego jeszcze po dodatkowym gwoździu.

 Klaun zdawał się rozumieć jej zdziwienie. Miała wrażenie, że bierze oddech. Mimo domalowanego uśmiechu wyglądał jak nadąsany. Jak psychopata. Psychopatów to akurat dziewczyna musi umieć rozpoznawać od razu. Świń albo gnoi nie musi, ale psychopatów tak. Przeszła się po domu. Obejrzała obrazki na ścianach. Przedstawiały białych ludzi. Na niektórych było widać drzewa. Bardzo ładne są takie drzewa. W Europie musi być pięknie. Tutaj wszystkie domy, nawet domy białych, są brzydkie i zwyczajne. Nawet biurowce w centrum. Nawet otoczone wysokimi parkanami rezydencje bogaczy. Wszystkie sprawiają wrażenie opuszczonych. Im dalej od centrum, tym brzydsze. Aż do tych najdalszych, ulepionych po dawnemu ze zwierzęcego wyschniętego łajna. Tyle że dachy miały już z blachy. Trawą nie krył już nikt. W Europie domy są inne. Nie mówiąc o drzewach.

 Zanuciła fragment piosenki. Nie doszła jednak nawet do refrenu. Głupio jej było śpiewać przy klaunie. Zrezygnowała z zajrzenia do szafki. Ten klaun miał chyba w oczach jakieś chińskie kamerki. Chociaż bardzo ją ciekawiło, co biali trzymają w szafkach. Wróciła na sofkę przed telewizorem. Żaden program już jej nie zainteresował. W życiu nie kupiłaby sobie takiego klauna. Biali są jednak głupi. To wcale nie jest dziwne, że wszyscy chłopcy chcą jakiegoś białasa zabić. Za dobrze im jest. Na przykład śnieg. Jeśli ktoś może cieszyć się śniegiem dłużej niż przez trzy dni raz na kilkanaście lat, to powinien to umieć docenić. Śnieg jest piękny. Piękne są wysokie drzewa obsypane śniegiem. Zbyt rzadko pokazują to w telewizji. Drgnęła, bo zdawało jej się, że klaun poruszył nogą. Nie chciała na niego patrzeć.

 Już wtedy musiała być sobą. Kimś, w kim zawsze za dużo jest jakiejś siły.

 Podeszła do telefonu. Wybrała numer z karteczki. Poprosiła o rozmowę, podając zapisane na kartce nazwisko. Dziwaczne. Zupełnie niepodobne do dźwięcznych nazwisk białych. Jakby było karą dla kogoś, kto je nosi. Musiała przesylabować.

– Ma-ar-zyn.

Poznała go po głosie. Poznała też, że był zaniepokojony.

– Przepraszam, że dzwonię. Wszystko dobrze. Dziecko śpi. Ale czy mogę wynieść tego klauna?

– Jakiego klauna?

Poczuła niepokój. Biali mają w domach okropne zabawki i o nich nie pamiętają?

– Tego, co siedzi na stole. Taki wielki.

Najpierw ten wąsaty mężczyzna nic nie mówił. Ciężko oddychał. Właściwie dyszał wprost do słuchawki.

– U nas nie ma żadnego klauna.

– Siedzi na stole.

– Bierz dziecko i uciekaj. Jadę!

.

.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

.

Książka dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/jacek-bierut-ludzie-16943444725

.

Powieść współczesna. Ludzie. Jacek Bierut
fot. Róża Bierut

.

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.
fot. Róża Bierut

.

Jacek Bierut, prozaik, poeta, dramaturg, autor sześciu powieści („PiT”, „Spojenia”, „Hajs”, „Pornofonia”, „Powstanie Grudniowe”, „Ludzie”), tomu opowiadań („71”), pięciu tomów wierszy („Igła”, „Fizyka”, „Frak człowieka”, „Kocia wiara”, „Folie”) i tomu dramatów „Pestka mandarynki i inne dramaty”, a także tomu esejów „Przesieka”. Laureat nagród literackich. Jego książki były nominowane do nagród Silesius, Angelus i innych. Laureat I nagrody Stref Kontaktu 2019. Współredaktor opracowania literatury dolnośląskiej po 1989 roku „Rozkład jazdy” i redaktor dwujęzycznej (polsko-ukraińskiej) antologii poezji wrocławskiej i podwrocławskiej „Nielegalny prąd”. Założyciel wydawnictwa j i dziennika literackiego w Internecie (wydawnictwoj.pl). Eseista, krytyk literacki, tłumacz, redaktor, wydawca.

PODZIEL SIĘ