Woliera. Barbara Elmanowska

Woliera (fragment)
Barbara Elmanowska

Wanda przyjechała do nas z Warszawy. Była z ojcem na jakiejś wystawie. Nie opowiadali wiele. Trudno było wyczuć, jak długo się znają. Na pewno coś ich łączyło, to akurat dało się wyczuć. Wanda była inna, nie tylko od poprzednich kobiet ojca. Inna od wszystkich znanych mi kobiet. Ubierała się inaczej, z nonszalancją. Poruszała się swobodnie. Biła od niej energia. Przy ojcu zapuściła nieco włosy. Zaczęła też nosić wąskie spodnie, które podkreślały jej szczupłe nogi. Za duża koszula pozostała. Zachwycała.

Szybko się zorientowałam, że lubię jej imię. Wieczorami leżałam w swoim pokoju i wymawiałam je szeptem. Zaczynało się na dolnej wardze. Później środek języka dotykał podniebienia. „N”, które tworzyło nagły tunel w kierunku nosa, i „da”, które spadało na zęby i usta. Pomyślałam, że cudownie byłoby ją wołać. Nabrać głęboko powietrza, a później wydobyć z siebie te dwie sylaby i pozwolić powietrzu przebyć drogę, poczuć jego krążenie w ciele.

Wanda spała w pokoju rodziców, ojciec na leżance w ciemni. Nie zastanawiałam się wówczas, czy z nią sypiał. Potem to stało się oczywiste. Inaczej nie przywoziłby jej z Warszawy.

Byłyśmy skrępowane. Po wyjściu z pokoju Wanda niepewnie przemykała do łazienki. Była na zmianę pewna siebie, zuchwała i znów nieśmiała. Falowała tak nieustannie, przynajmniej gdy byliśmy we troje.

Przedostatniego wieczoru jej pobytu ojciec zapowiedział, że następnego dnia rano musi wyjść. Spytał, czy poradzimy sobie bez niego. I rzeczywiście, początkowo było trudno. Wanda przestała falować. Po śniadaniu siedziałyśmy przy stole i patrzyłyśmy w okno, zupełnie jak w kinie, gdy nie wypada się odezwać. Na balustradzie domu naprzeciw gołębie zaczęły gody. Banały. Po zetknięciach dziobami przyszła kolej na puszenie piór, trzepotanie skrzydeł i nadlatywanie na siebie. Wanda przechyliła głowę w moją stronę. Poczułam się wywołana, więc spojrzałam na nią obojętnie. Uśmiechnęła się z energią w oczach, której nie umiałam zrozumieć, choć jednocześnie poczułam w ciele tąpnięcie. Po nim przyszła fala egoizmu. Po raz pierwszy w życiu tak mocno osadziłam się we własnym ciele. Dysonans polegał na tym, że źródłem była inna osoba. Jak pogodzić takie doświadczenie? Miałam wrażenie, że próbuję zawrócić, walczę i ulegam jednocześnie. Przerażenie, bo ona stała się nieważna.

Zwróciłam wzrok ku gołębiom. Wanda podwinęła rękawy i nalała sobie kawy z dzbanka. Dzbanka po babci – pomyślałam. Mamy po babci, dzbanka po mamie. Wanda. Co robi tu Wanda? Na naszych krzesłach, przy naszym stole. Jak ojciec mógł ją ułożyć w ich łóżku?

Wanda była ładniejsza od mamy. Chwilami wydawała się piękna. Fotogeniczna. Jej oczy mnie niepokoiły. Jak niedostępny krajobraz.

Ominęła dłonią serwis kawowy i sięgnęła po jeden z kubków, brązowych, niskich i szerokich. Odkąd ojciec wyszedł, zachowywała się bardziej swobodnie. Spojrzała na mnie pytająco. Nie, nie miałam już ochoty na kawę. Chciałam odejść od stołu i jednocześnie przy nim zostać. Byłam głodna i mnie mdliło. Ostatecznie wstałam bez słowa, Wanda nawet nie zwróciła na to uwagi. Poszłam do siebie. Usiadłam przy biurku.

Czekały mnie egzaminy do szkoły średniej. Nie uczyłam się pilnie. Przy ojcu to nie było łatwe. Stale odciągał mnie do fotografii, tylko ona się liczyła. Ujęcie. Detal. Kąt padania światła. Nieustanna praca, nauka i doskonalenie techniki. Wiedziałam, że to ważne, czułam to, tę precyzję. Lekcje polskiego, matematyki czy chemii były przy tym mdłe. Ale wciąż do odrobienia. Zostałam w pokoju, rozwiązując kolejne nudne zadania. I tylko raz usłyszałam skrzypienie parkietu pod jej stopami. Powolne, lekkie. Dopiero gdy po trzech godzinach wyszłam do toalety, zobaczyłam, że czyta. Musiała więc podejść do regału z książkami. Wybrać coś dla siebie. Nie podniosła na mnie wzroku. Podłoga skrzypiała teraz pod moimi stopami. Za oknem padał deszcz. Stukanie o parapet słyszałam nawet w toalecie. I nagle klucz w zamku, ojciec.

*

Rozkładam koc na plaży blisko niej, choć na tyle daleko, by karmić się złudzeniem. Przez chwilę. Zawieszę się w przeszłości. Odpocznę. Wanda mogłaby być moją nową mamą. Miałabym ją do dzisiaj. Ojciec lubił młodsze. Ona była młodsza nawet od mamy, za młoda na macochę. Śmieszyło mnie to teraz, śmieszyło i smuciło. Wanda moją macochą. Czy wolałabym ją w tej roli? W roli niejako wiecznej, w przeciwieństwie do innych, wiecznie tymczasowych. Ale czy moją macochą mogła być kobieta, której imię tak bardzo mi smakowało?

Kobieta rozkłada parawan, wciska kije w piach, napierając na nie ciałem. Gdy udaje się jej zatopić jeden segment, materiał od razu łapie wiatr i wygina konstrukcję. Chcę jej pomóc, ale jeśli podejdę bliżej, przestanie być fatamorganą. Nie chcę tu nawiązywać kontaktów, nie chcę znajomości, towarzyskich obowiązków. Jest ładna i kusząca. Delikatna i słaba. Trzeba by jej pomóc, choć ze wszystkim sobie radzi. Pomarańczowy strój i oliwkowa skóra. Wysoka, szczupła. Jak Wanda. Jak Wanda krucha i silna jednocześnie. Nie mogę jej pomóc.

A może nie jest sama? Gdyby była sama, wiecznie sama, umiałaby już rozbijać obozowisko. Zostawia parawan i wygładza stopą podłoże, formując jednocześnie podgłówek z piasku. Dostrzega kogoś przy wejściu na plażę. Wyciąga długie ramię, macha. Mężczyzna z dzieckiem. Zbliża się do niej, przekazuje dziecko, torby i zaraz się oddala. Rozgląda się po plaży, przeczesuje wzrokiem przestrzeń. Przy wydmie znajduje drąg, wraca z nim i wbija w piasek kolejne kijki.

Mówią do siebie, ale niewiele rozumiem. Ona co jakiś czas obraca głowę, żeby przypilnować dziecko, wiatr miota jej włosami, których końcówki wpadają jej do ust. Odwraca twarz ku wiatrowi. Wanda sama rozłożyłaby parawan.

.

.

Książka dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/barbara-elmanowska-woliera-16969163308

.

.

Woliera. Barbara Elmanowska
fot. Róża Bierut

.

.

Barbara Elmanowska

.

Barbara Elmanowska

Ur. w 1981 roku, poetka, doktora nauk humanistycznych, masażystka, windsurferka. Autorka tomików poetyckich: „Tę drogerię mam po drodze” i „Próby generalne”. W 2016 roku wydała książkę o artystach pochowanych na świdnickich nekropoliach „Czarny pegaz”, w 2019 zbiór reportaży „Świdnicki szlak kobiet”. Laureatka indywidualnej nagrody za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej przyznawanej przez Prezydenta Miasta Świdnicy. Wykłada na studiach pisarskich i bałtyckich studiach kulturowych na Uniwersytecie Szczecińskim. „Woliera” jest jej powieściowym debiutem.

PODZIEL SIĘ