Krytyka literacka. Poezja, proza, literatura współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Mirosław Mrozek
Bohater charakterystyczny

Dziwnym trafem w swoich poszukiwaniach czytelniczych natrafiam ostatnio na powieści dość osobliwe, ich bohaterami są albo różnego autoramentu wariaci, których zgubiły książki, albo kretyni, którzy przemieniają się w geniuszy, by później skretynieć ostatecznie, albo nawet kosmici, którzy upodobali sobie w swoich osiedleńczych praktykach wcale nie amerykańskie Roswell, ale Śląsk.

I tak w trakcie ostatnich tygodni przeczytałem Przemyślnego Szlachcica Don Kichota z Manczy we wspaniałym tłumaczeniu Wojciecha Charchalisa, Auto da fé Eliasa Canettiego, Kwiaty dla Algernona Daniela Keseya oraz Utopka Leszka Libery.

Pisarze to jednak skurwysyny. Bierze sobie taki sadysta Bogu ducha winnego hiszpańskiego szlachcica, który zamieszkuje na przełomie szesnastego i siedemnastego wieku okolice Manczy. Każe ten bydlak temu niebogatemu przecież szlachcicowi kupować drogie i głupie książki, jakimi są romanse rycerskie, każe mu je czytać dniem i nocą, dobrze wiedząc przy tym, że czytanie (a czytanie romansów rycerskich szczególnie) wysusza rozum. Czeka ten niegodziwiec, aż kompletnie wyschły mózg naszego biednego szlachcica uzna, że stanowi część organizmu błędnego rycerza. Następnie ten intrygant wysyła naszego błędnego rycerza na poszukiwania przygód, w trakcie których to poszukiwań, czekają go upał, pragnienie, głód, bezsenność oraz niezliczone razy, guzy i rany zadane przez wrogów nasłanych przez potężnych czarnoksiężników. Nie z dziwiłbym się wcale, gdyby okazało się, że pod postaciami tych czarnoksiężników ukrywa się ten bezwstydnik.

Możemy próbować usprawiedliwiać tego zwyrodnialca, zakładać, że znęcał się nad naszym biednym błędnym rycerzem po to, by uczynić z niego postać groteskową i wyobcowaną, dzięki której możemy spojrzeć na otaczający ją świat ze szczególnej perspektywy. Na nic jednak wszelkie próby takiego usprawiedliwiania. Zapoznanie się z narzędziami kata tym bardziej uzmysławia nam, że za ich pomocą dokonywane były tortury na niewinnej ofierze.

Po obejrzeniu Człowieka który zabił Don Kichota w reżyserii Terrego Gilliama dochodzę  do wniosku, że filmowcy to też niezłe gnoje. W tym obrazie naszego biednego rycerza z Manczy potraktowano bardziej niegodziwie niż zrobił to Cervantes. Oczywiście możemy próbować usprawiedliwiać Gilliama, dowodzą, że tak jak powieści Cervantesa była opowieścią o pisaniu powieści, tak film jest filmem o kręceniu filmu. Że dzięki niedolom błędnego rycerza na planie filmowym możemy przejść o poziom wyżej w stosunku do dzieła Cervantesa i dane jest nam obserwować interakcje, jakie zachodzą między rzeczywistością, literaturą i filmem (kinematografią). Na nic jednak wszelkie usprawiedliwianie, niegodziwość pozostaje niegodziwością. Zwłaszcza, że film nie jest dziełem najbardziej udanym i z pewnym znużeniem śledziłem ponad dwugodzinne zmagania młodego reżysera, usiłującego zekranizować powieść Cervantesa. Nie był to jednak czas do końca stracony, na zawsze w pamięci pozostanie mi widok jednej z – przecinających Manczę – dróg otoczonej szpalerem wiatraków produkujących prąd.

Kiedy przebolałem krzywdy wyrządzone przez tego psychopatę (Cervantesa) biednemu rycerzowi z Manczy, w moje ręce wpadła powieść Auto da fé, laureata Literackiej Nagrody Nobla, Eliasa Canettiego. Pisząc tę powieść, Canetti trafnie przypuszczał, że psychoza jest swoistym przerysowaniem (do karykaturalnych wręcz rozmiarów) pewnych cech charakteru. Swoją drogą, literatura, jako taka, prawie zawsze przerysowuje świat, uwypukla jego niektóre (wybrane w danym dziele literackim) elementy, inne z kolei zupełnie pomija – kiedy świat jest wiernie przedstawiony, nie mamy wtedy zwykle do czynienia z dziełem literackim.

Canetti przez całą powieść wykorzystuje przewrotnie jedną z cech ludzkiej świadomości, mianowicie to, że nie jesteśmy w stanie z zupełną pewnością stwierdzić, co druga osoba myśli o nas i o świecie w ogóle. Często rzutujemy więc własne poglądy na drugą osobę. To nierzadko prowadzi do nieporozumień w realnym świecie, a w świecie powieści Canettiego tworzy tragikomiczny układ, w którym każda jednostka jest odrębnym bytem, który właściwie nie komunikuje się z innymi ludźmi, a jeśli już to po to, żeby coś ukryć albo wprowadzić tych ludzi w błąd. Tworzy to iście psychotyczny obraz świata, w którym nikomu nie można zaufać.

Główny bohater powieści, profesor Kien jest postacią bardzo nietuzinkową, wystarczy powiedzieć, że żeni się ze swoją, oględnie mówiąc, nie najładniejszą i niezbyt inteligentną gosposią z miłości… do książek. Właściwie wszystko, co robi, robi z miłości do książek. Przychodzi tutaj znowu na myśl postać słynnego szaleńca, który zamieszkiwał okolice Manczy, jednak w odróżnieniu od niego nasz Profesor nie chce wcielać w życie historii zawartych w książkach (beletrystykę uważa zresztą za rzecz podrzędną), on traktuje książki jako istoty żywe. Tak w prostackim skrócie można by scharakteryzować rodzaj obłędu, który dotyka Profesora.

Ciekawe jest, że na początku powieści darzymy profesora dużą sympatią, później ona słabnie, a przecież nieustannie jesteśmy świadkami krzywd wyrządzanych mu przez ludzi. Jest tak chyba dlatego, że powoli uświadamiamy sobie, że Kien w pewien sposób zasłużył na swój los. Książki traktuje jak ludzi, natomiast ludzi traktuje jak przedmioty. Jedyne uczucie, jakie się u niego pojawia względem drugiego człowieka, to nienawiść do swojej żony, która w miarę upływu czasu przeradza się we wstręt do wszystkich kobiet chodzących ulicami miasta, które zamieszkuje, a którym prawdopodobnie jest Wiedeń.

Książka to majstersztyk językowy, Canetti sprawia, że czytelnik taki jak ja, który ma za sobą dwie psychozy, sam jest (podobnie jak bohater powieści) molem książkowym, samotnikiem i literatem, z psychodeliczną przyjemnością śledzi perypetie najwybitniejszego na świecie sinologa, jego żony, dozorcy kamienicy, chciwego karła oraz dyrektora szpitala dla wariatów.

Moje IQ przekracza 130, natomiast jeśli idzie o inteligencję emocjonalną jestem kretynem z rodzaju tych najbardziej opóźnionych. Z najnowszych badań nad inteligencją wynika, że na nasz sukces w życiu większy pływ ma inteligencja emocjonalna niżeli iloraz inteligencji. Oczywiście w najlepszej sytuacji znajduje się jednostka, która charakteryzuję się zarówno wysokim ilorazem inteligencji, jak i wysoką inteligencją emocjonalną – ale czy na pewno? Mówię o tym ponieważ niedawno skończyłem lekturę Kwiatów dla Algernona Daniela Keseya. W tej książce autor próbuje odpowiedzieć na powyższe pytanie.

Głównym bohaterem powieści Keseya jest Charlie Gordon, kretyn, którego IQ wynosi 68 punktów. Charlie ma trzydzieści dwa lata i od siedemnastu lat pracuje w piekarni. Jest przekonany o tym, że jest lubiany przez otaczających go ludzi, a jego największym marzeniem jest stać się mądrzejszym. Charlie podejmuje zresztą wysiłki w tym kierunku – w szkole dla opóźnionych umysłowo uczy się czytać i pisać, jego nauczycielką jest panna Kinnian. Ogólnie można powiedzieć, że Charlie jest w swoim życiu dosyć szczęśliwą osobą. Oczywiście jest to szczęście specyficzne, które staje się udziałem ludzi, którzy prawie nic nie wiedzą o otaczającym ich świecie oraz ludzkiej naturze.

Panna Kinnian jest pod wrażeniem tego, że Charlie pomimo tak niskiego IQ jest bardzo czysty, porządny, pracowity i przyjaźnie nastawiony do ludzi. Należy ona do zespołu, który prowadzi badania nad metodą chirurgicznego zwiększania możliwości mózgu – zwiększania inteligencji. Badania jak dotąd prowadzone były tylko na myszach, ostatnią z tych myszy jest tytułowy Algernon. Teraz przyszła pora na ludzi. Charlie z uwagi na swoją osobowość oraz bardzo niskie IQ, dzięki czemu łatwiej będzie mierzyć jego wzrost, zostaje wybrany do eksperymentu. Wyraża zgodę, chociaż nie potrafi w pełni pojąć konsekwencji, jakie wiążą się z operacją.

Narratorem powieści jest sam Charlie, który pisze swoje raporty mające dokumentować przebieg eksperymentu i zmiany jakie zachodzą w jego umyśle. Początkowe rozdziały przypominają opowieść kilkuletniego dziecka, które ma spore trudności z ortografią i interpunkcją, a jego słownictwo jest bardzo ubogie. Z opowieści wyłania się jednak postać sympatycznego człowieka, który mimo swoich ograniczeń stara się żyć najlepiej, jak potrafi. Po operacji obserwujemy gwałtowną zmianę, jaka zachodzi w sposobie pisania Charliego, ortografia i interpunkcja staje się poprawna, język staje się coraz bogatszy, a same raporty przypominają wysokiej klasy literaturę – było to dla mnie szczególnie interesujący aspekt książki, którą czytałem w oryginale, w języku angielskim.

Charlie z dnia na dzień staje się coraz inteligentniejszy, wreszcie prześciga profesorów, którzy prowadzą eksperyment i zostawia ich daleko w tyle. Nie jest jednak wcale szczęśliwszy. Pojmuje, że ludzie, których traktował jako przyjaciół, często wyśmiewali się z niego, a teraz, gdy stał się inteligentny, traktują go wrogo. Charlie zakochuje się z wzajemnością w Alice Kinnian, ale jest od niej o wiele inteligentniejszy i nie potrafią razem rozmawiać. Poza tym ma blokadę seksualną, której źródło tkwi w dzieciństwie. Charlie dzięki psychoanalizie i innym metodom przypomina sobie, że jego matka wstydziła się dziecka kretyna oraz karała go za wszelkie przejawy seksualności, wreszcie wydaliła go z domu.

Punktem przełomowym powieści jest moment kiedy Charlie uzyskuje maksimum swoich możliwości umysłowych. Potrafi czytać w kilkudziesięciu językach, zarówno współczesnych jaki i martwych. Wkrótce jego wiedza staje się tak wielka, że nie znajduje już równych sobie  rozmówców nawet wśród największych naukowców. Potem odkrywa, że w założeniach metody operacyjnego zwiększania możliwości mózgu tkwił błąd. Progres inteligencji, którego doświadczał Charlie, będzie postępował tylko do pewnego punktu, później nastąpi równie szybki się regres, który nie zatrzyma się jednak w punkcie wyjściowym, ale doprowadzi do całkowitej degradacji mózgu i śmierci.

Nim to nastąpi, Charlie zrozumie kim był, spotka się z rodzicami i siostrą, zazna smaku miłości i rozstania, będzie świadkiem cierpień i śmierci swojego zwierzęcego przyjaciela  Algernona. Będzie czuł strach. Powoli jego umysł stawał się będzie coraz mniej lotny, coraz mniej sprawny, coraz mniej będzie w nim wspomnień. Charlie będzie tego świadom, aż do pewnego punktu, w którym stanie się znowu uśmiechniętym, życzliwym Charliem kretynem. Taki jest w swoim ostatnim raporcie. Później zaczyna się mgła, która mrocznieje w ciemność niewiedzy.

W języku angielskim na określenie cudzoziemca, przybysza, człowieka obcego, człowieka odmiennego, wyobcowanego, kosmity używa się słowa „alien”. Przez całe życie czułem się właśnie jak alien, jak człowiek nie z tej planety. Dopiero niedawno odnalazłem swoje miejsce. Jestem sobą i na swoim miejscu, kiedy siedzę we własnym fotelu i nadrabiam zaległości czytelnicze, jeszcze bardziej sobą jestem, kiedy siedzę przed laptopem i piszę te właśnie słowa. Wszędzie indziej jestem nie na swoim miejscu, nie czuję się przy tym, jak odkrywca nowych światów, ale jak wygnaniec, banita, parias.

Kosmita z powieści Utopek Leszka Libery nie jest podobny do mnie. Pochodzi wprawdzie  z innego świata, ale na Ziemi czuje się jak u siebie w domu. Nic dziwnego, tworzy przecież historię. Okazuje się bowiem, że najpierw na planecie Utopii żył Prautopek, który powołał do życia Utopka, który stworzył Boga, a ten opowiedział świat, w skład którego wchodzi Ziemia i zamieszkujący ją ludzie. Utopkowi spodobało się, że ludzie cały czas zabawiają się pulokami (penisami) i dzięki temu się rozmnażają. Utopek przeniósł się więc na Ziemię, a konkretnie na Śląsk. Młodocianym utopkom puloki służą do opowiadania historii (we wszystkie te historie ludzie wierzą), dorosłe utopki przystają opowiadać historie i używają puloków do płodzenia utopków. Matką utopka może być ludzka samica albo krowa.

Utopkiem, który opowiada historię w książce Libery, jest Buks Molenda. Podobnie, jak inne utopki, odżywia się tylko płynami, a konkretnie mlekiem krowim albo kobiecym oraz miodem pitnym i samogonem z ziemniaków. Jego schronieniem, w którym zabawia się pulokiem, a więc snuje historię, jest beczka po kiszonej kapuście. Moralność kosmity jest dość specyficzna, ale nieskomplikowana, dobre jest to, co jest wilgotne, dobre jest to co służy pulokowi, złe są natomiast rzeczy suche, gołębie (a zwłaszcza gołębie gówno) oraz podła matka i nauczyciel, którzy nie szczędzą mu razów korbacza. Rzeczy takie, jak okrucieństwo, niesprawiedliwość i głupota ludzka leżą poza kodeksem moralnym Buksa i wydają mu się czymś całkowicie normalnym, co należy po prostu do historii i nad czym nie ma co się zastanawiać.

Lektura Utopka uświadomiła mi, że fakt przynależności do społeczności, utożsamienie się z nią, sprawia, że stajemy się wobec niej bezkrytyczni. W tych warunkach nawet rzeczy skrajnie wynaturzone gotowi jesteśmy uznać za naturalne i oczywiste. Dopiero ktoś z zewnątrz jest w stanie dostrzec niezwykłość zastanej sytuacji. Cały majstersztyk  Libery polega na tym, że narrator utopek Buks opowiada historię dla siebie oczywistą, sam jednak jako główny bohater powieści jest dla czytelnika nieoczywisty, przez co opowieść też wydaje się nieoczywista. Gdyby opowieść opowiadana była  z pozycji zwykłego ludzkiego narratora, poznalibyśmy wprawdzie te same fakty (poza całym wątkiem utopkowym), ale ich odbiór byłby skrajnie odmienny.

Bohaterowie, których wyżej przedstawiłem, są jedyni w swoim rodzaju, jednocześnie są bohaterami charakterystycznymi. Don Kichot i Profesor Kien to szaleńcy, których charakteryzuje niezwykłość, nietypowość  urojeń, im bardziej niezwykłe są ich urojenia,  im bardziej sami są  niezwykli, tym bardziej bardziej są charakterystyczni (prezentują sobą powszechnie przyjęte – co nie znaczy, że zgodne z prawdą – wyobrażenie obłędu).

Zupełnie inaczej jest z Charliem Gordonem. Charlie jest postacią charakterystyczną w dwóch momentach powieści, jako całkowity kretynem i jako całkowity geniusz. Natomiast stany pośrednie – przemiana z kretyna w geniusza oraz odwrócenie tego procesu (pomijając zmiany w  IQ) opisana jest, jako swoiste dojrzewanie emocjonalne, a później cofanie się w emocjonalnym rozwoju. Sama ta przemiana jest osobliwością, za sprawą której postać Charliego Gordona wymyka się prostej klasyfikacji.

Utopek jest postacią charakterystyczną ponieważ jest dla nas obcy i niezrozumiały (w taki sposób wyobrażamy sobie przecież kosmitę). Z tym, że ta obcość nie wynika z całkowicie odmiennej od ludzkiej anatomii, fizjologii czy intelektu, ale z tego w jaki sposób utopek Buks interpretuje rzeczywistość. Przy czym niektóre z motywów kierujących jego działaniem są całkowicie ludzkiej natury (głód, potrzeba bezpieczeństwa) inne właściwie są kosmitom, pisarzom i innym potworom (przymus kompulsywnego opowiadania historii).

Cztery lata temu byłem nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej za mój debiutancki tom Horyzont zdarzeń. Sukces był niemały, pojawiły się entuzjastyczne reakcje zarówno czytelników, jak i krytyków literackich. Pisano o wielkim talencie, wybitnej wrażliwości. Pisano, że po raz pierwszy od dawna ktoś zrealizował zakrojony na tak szeroką skalę uniwersalny, humanistyczny projekt poetycki. Ponieważ odmówiłem przyjazdu do Krakowa na spotkania z publicznością i innymi nominowanymi, postanowiono wysłać do mnie ekipę telewizyjną. Byli to dziennikarze TVN, chyba realizujący na co dzień materiały dla programu Xsięgarnia.

Spodziewali się pewnie ujrzeć siwobrodego mędrca czytającego w oryginale Platona i Arystotelesa. Tymczasem zobaczyli tłustego wieśniaka o tępym obliczu, wyraźnie onieśmielonego wizytą i niepotrafiącego odnaleźć się w sytuacji. W trakcie rozmowy przekonali się, że może moje myśli są oryginalne i celne, ale mam jakąś wadę wymowy i wschodni akcent. Dowiedzieli się, że ukończyłem ledwie ekonomię i to w trybie zaocznym, że przez większość życia pracowałem fizycznie, że choruję na schizofrenię.

Trudno kogoś takiego przedstawić jako mędrca. Postanowili zrobić ze mnie inny rodzaj bohatera charakterystycznego. Na podstawie dwugodzinnego wywiadu powstał kilkuminutowy filmik, zaczynający się pianiem koguta, w trakcie którego, jak ten głupi Jaś, chodzę wzdłuż rządków z tykami, na których pnie się fasola jaś i opowiadam dyrdymały. Trudno ich przy tym obwiniać, sam się podłożyłem, sam się na wszystko zgodziłem. Ten filmik wisi na You Tubie, na stronie Nagrody im. Szymborskiej i cholera wie gdzie jeszcze, zgodnie z prawem internetu, że co raz trafiło do sieci, nigdy już jej nie opuści. Dziś każdy może osiągnąć ten żałosny rodzaj życia wiecznego, niewielu może decydować o estetyce utrwalenia, nikt zgoła, jakiego rodzaju bohaterem w efekcie się stanie.

 

Krytyka literacka. Poezja, proza, literatura współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

 

Mirosław Mrozek – (ur. w 1979 r. w Szczebrzeszynie) – poeta, prozaik, publicysta. Mieszka w Czarnymstoku.

Laureat m.in.:  IV edycji Turnieju Poetyckiego „Orzech” im. J. Kozarzewskiego w Nysie (2010), 2 edycji Konkursu Literackiego imienia Henryka Berezy „Czytane w maszynopisie” za tom poetycki Horyzont zdarzeń (2014), za który był także nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej (2015), 6 Ogólnopolskiego Konkursu na Tomik Wierszy „Duży Format” (2018).

Publikował w: „2miesięcznik”, „Akant”, „Angora”, „Artelis”, „Arterie”, „Charaktery”, „Dekoder”, „Dwutygodnik.com”, „Dziennik Polski”, „eleWator”, „Ex Fabula”, „Helikopter”, „Inter-”, „Migotania”, „Pisarze.pl”, „PKPzin”, „PoeciPolscy.pl”, „Proarte”, „Salon Literacki”, „Szafa”, „Szuflada.net”, „Wakat” oraz w wydawnictwach pokonkursowych.

Wydał tomy poetyckie: Horyzont zdarzeń (2014, wydanie 2: 2015), Odpowiedź retoryczna (FORMA 2016), Paragnomen (Fundacja Duży Format 2018).

 

Strona: https://www.facebook.com/MiroslawMrozekProfilAutorski/

 

PODZIEL SIĘ