Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy

Strategia ciepłej pani
Marta Koronkiewicz

 

Debiut poetycki Żanety Gorzkiej – tom Łokieć jelenia – przyszedł jakby znikąd, niczym nie zapowiedziany, bez wcześniejszego wydeptywania sobie miejsca (przez konkursy, publikacje w czasopismach, wszystkie te stałe elementy). Książkę wydano w ramach selfpublishingu, autorka nie była nikomu znana, dodatkowo chowała się za pseudonimem, zamiast zdjęcia znaleźć można było jedynie nieporadny „rysunek profilowy”, w roli biogramu pojawiała się tylko jedna fraza: „ta ciepła pani”. Strategia pisania zza takiego parawanu oczywiście zwróciła uwagę w środowisku, ale byłoby to bez znaczenia, gdyby nie fakt, że te wiersze znikąd czytało się zaskakująco dobrze, z poczuciem trafienia na coś dziwnego, innego, niepodobnego do popularnych dykcji. Nawet jeśli nie wszystkie trafiały równie celnie, było w tej książce coś bezczelnego i autentycznie zabawnego zabawnością specyficzną i nie bardzo częstą w poezji. I jeśli Gorzka deklaruje, że „Łokieć jest książką, zdaniem autorki, zaczepną”, to ma rację. Zaczepne niewątpliwie jest także wydanie tuż po takim debiucie, zauważonym, ale nie bardzo opisanym (nie licząc oczywiście recenzji wiecznie wyglądającego nowości Rafała Gawina z łam „Stonera polskiego”), drugiej książki – w tym samym roku! Tom nosi tytuł Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy – tym razem wydało go prawdziwe wydawnictwo (Wydawnictwo j), blurby napisali m.in. Dominik Bielicki i Piotr Janicki – i dowodzi, że coś z tą Gorzką będzie na rzeczy.

Lekko zdenerwowany awatar… składa się z elementów różnokształtnych, zgodnie z założeniem autorki, która deklarowała w wywiadzie: „Zabieg (nazwijmy go zamysłem) był jeden: napisać rzecz odległą od Łokcia. Udowodnić sobie samej, że umiem i prózkę poetycką trzepnąć, i kawałek sztuki poetyckiej wyprodukować, i umiem na poważnie, jak trzeba, i dam sobie radę z dłuższą formą poetycką (patrz: poemat)”. Rzeczywiście mamy tu i miniatury, i wyimki dialogowe, i prozy, i zamykający książkę wielostronicowy utwór „Kosmos cię chce: poemat”. Całość jawi się jednak jako rzecz spójna i przemyślana dzięki dwóm podstawowym chwytom. Pierwszym jest przemyślne operowanie proporcjami – Gorzka zestawia krótkie wiersze czy wręcz jednolinijkowce z długimi ponad konwencję tytułami, przeplata formy mniejsze i większe, rozwijając w tych drugich wątki zasygnalizowane w pierwszych; nie stosuje się do zwyczajowych standardów objętościowych (co widać już w samym tytule książki). Zabieg ten skutkuje swego rodzaju groteskowym zniekształceniem, które, zgodnie z działaniem groteski, ma oczywiście efekt humorystyczny. A humor to drugi spajający tę książkę środek. Jest to humor przede wszystkim bardzo specyficzny, obecny także w debiucie, stanowiący ewidentnie sygnaturę autorki, która przy jego pomocy tworzy również personę w wypowiedziach pozaliterackich. Na jego specyfikę składa się kilka różnych elementów. Pierwszym byłoby upodobanie do anachronicznej i dość kampowej figury bohaterki kobiecej: młodej, dziarskiej, roztrzepanej, wygadanej, lekko pyskatej, pannicy jakiejś wiecznie w biegu i lekkim pomyleniu. Widać je w doborze słownictwa, odczuwanego dzisiaj często jako nieaktualne, niemodne, niby obecne w obiegu, ale jakoś może trochę obciachowe (por. „Leżę ci ja sama/ na wznak za oknem ciemnawo/ jakoś w pokoju nie lepiej jakoś/ i myślę o tej spryciuli nocce co/ to swym niebosiężnym jęzorem zlizała przed chwilą resztki/ z dnia” Śliczniutki nokturnik; „(Świt przysoliwszy nocce z bańki zasiadł okrakiem/ na horyzoncie jak jakiś faraon (Ptah XXII))” Notatka z frontu poetyckiego). Podstawowym jednak wyznacznikiem owego humoru jest jego absurdalność, bazowanie na dziwności, odrealnieniu, a czasem po prostu jakaś nieśmieszność doprowadzona do poziomu, na którym zaczyna śmieszyć

Mój pan woła na mnie

Bertolt Brecht.

(Pamiętam radę dziadka: nerwy szkodzą
na futro).

Dlatego się nie denerwuję
na mojego pana i merdam do niego
często.

(Pamiętam radę babci: chihuahua nie mają
futra).
(Jestem psem).

Jeśli by chcieć osadzić jakoś tę kombinację w kontekście współczesnej poezji, należałoby polecić czytelnikowi wyobrazić sobie tempo i rytm zdań Justyny Bargielskiej połączone z liryzmem przaśności Dominika Bielickiego i odlotami Piotra Przybyły. Nawet jeśli nie w każdym wierszu Gorzka osiąga równie udany efekt, to sam kierunek, samo narastające w trakcie lektury wrażenie wydają się prawdziwie obiecujące.

Najważniejsze pytanie, jakie wobec owej obietnicy należy zadać, brzmi: co jest tu stawką? W Lekko zdenerwowanym awatarze… widać pewną niecierpliwość, żeby wybrzmieć, zadziałać, podejść czytelnika efektywnie i efektownie, zwrócić na siebie uwagę, i to wszystko się mniej więcej udaje (więcej niż mniej). W ponowionych lekturach to, co wydawało się ryzykowne, nadal się nie do końca oswaja, żarty, choć pozbawione już efektu zaskoczenia, nie spłaszczają się. Dużo tu miejsc tajemniczych, przebiegów ewidentnie znaczących i odsyłających do konkretnych sytuacji czy zdarzeń, ale równocześnie hermetycznych, oczekujących ostrożnych, uważnych, pracowitych lektur.  Z tego powodu nie zawsze jasne są tu cele. To nie zarzut – to raczej ciekawość, o co Żaneta Gorzka w kolejnych projektach będzie chciała grać.

Żaneta Gorzka, Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy, Wydawnictwo j, Wrocław 2020.

Tekst ukazał się pierwotnie w Ósmym Arkuszu Odry. Dziękujemy Autorce i Redakcji za zgodę na „przedruk”.

Książka dostępna tu:

https://allegro.pl/oferta/zaneta-gorzka-lekko-zdenerwowany-awatar-wybiega-9793735866

PODZIEL SIĘ