Krytyka literacka. Poezja, proza, literatura współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Kotlina (2)
Bartosz Suwiński

Kotlina. Zarzewie

 

1.

Przeczytałem Koncert egotyczny. Nie wiem, co mam robić. Nie wiem, jak się otrząsnąć. Najchętniej poszedłbym do lasu albo nad rzekę. Sebyła to wstrząs mieszkający w ziemi. To poeta twardego gruntu na jakim łamią się lemiesze. W bruździe zalega mętna woda odbijająca przetrącony księżyc. W jego poświacie skrywają się ciche łkania mieszkające w głośnych konaniach. Mgły trzymają się długo. Dzień musi czekać, aż noc zwolni świt z posługi. Choroba złych nadziei wejdzie przez otwarte drzwi.

 

2.

Podobają mi się zwiewne aury tych wierszy, ich eklektyczne podniecenie, jakiś rodzaj sybaryckiej nonszalancji, juwenilia afektów. Urzeczenie formą – forma skradająca temat wiersza. Czyste tony i brzmienia, rozgrywane w lobby, przy przypadkowych spojrzeniach i gestach, w obecności ludzi wydanych własnym namiętnościom i ruchowi. Genologiczne wariacje jak wprawki szansonisty, który nie liczy na grosz, a na wzruszenie i nie wstydzi się swoich staroświeckich inklinacji. Nowy K. to muzyka niuansów, ulotnych pasji, lotnych stanów skupienia.

 

3.

W życiu jest tylko teraz. Trudno nam się do tego zbliżać. Nie wiadomo, czy nic więcej, coś ma? Czy faktycznie teraźniejszość jest jedynie powrotem do samej siebie? Człowiek wydany jest ciągłym nurtom i wirom, ruch być może jest najlepszym środkiem ekspresji, choć trudno za nim nadążyć. Miłobędzka gdzieś zapisuje wers: ruch temu domowi, przybywanie wielki przypływ – to jak zawołanie ze świeckiej ewangelii: wszystko jest mgliste i niewyraźne, kontury wiecznie rozmyte, oko stale uzbrojone. I w tym ćwiczeniu, nieobecność jest po naszej stronie. Czy widzimy wszystkie zmiany rozgrywające się w czasie? Stąd tęsknota za czymś więcej i bardziej?  W tych szeregach przemian niełatwo o wakat. Czasu może mamy wcale niemało, ale tracimy, gubimy, porzucamy więcej niż potrzeba. Wypadki chodzą po ludziach, a nie na odwrót. Jeżeli decydujemy się na los, to również na akceptację powtórzeń, repetycję pustki. Zawsze wychodzimy do i od czegoś wracamy. Kiedyś ktoś w końcu wypatrzy puste.

 

4.

Mijam w Jaszkowej Dolnej ośrodek paliatywny. Słucham chromatycznej fantazji, a w parku przy ośrodku dwóch chorych umysłowo mężczyzn. Temu na pierwszej ławce naciskam klakson i podryguje głową, ten w rogu, na ostatniej, patrzy na mnie, w cieniu jaworów i podnoszę mu rękę. Ma w spojrzeniu dobroć, w głowie obłęd dla świata. Może niektórzy bardziej są dla czegoś, na co brakuje nam wymiarów, bo w słowach od dawna są już skatalogowani. Upchnięci jak miotły w komórce. Ze schowkami, do których zgubiły się klucze. Potem staję przy Nepomucenie. On też nie ma gotowych odpowiedzi.

 

5.

Życie obnaża marność życia. Vox wzywa do pieśni we wnętrzu Ovum. Można się zbliżyć, ale wziąć udziału już nie. Niektóre race zmoczył deszcz. Znużenia. Brak perspektyw dla człowieka. Czasami warto zrobić wszystko, aby ci, co stoją przy nas, nie przypuszczali, że świat jest marnością. Czasami nie warto robić nic. Nie czekać na gorsze, nawet jeśli się dostało więcej, niż się zasłużyło. „Miesiąc przemija i sprowadza kolejny miesiąc. / Łatwo odgadnąć, co niesie przyszłość: / nudne błahostki dnia wczorajszego. / I wreszcie jutro już jutra nie przypomina” (Konstandinos Kawafis, przeł. J. Hajduk).

 

6.

Fotografie Kamili Jamioł: skryte pełnie. Magia myślenia, które odarte jest z życzeń. Obrazy oszczędne, czerpiące z oczywistości – wiadomego skłóconego z metaforą. Ptaki z tych fotografii nie wylatują poza ramy, ale klatek też nie znają.

 

7.

Czasami głowa z nami nie idzie i jest się w parze samemu. B.: „Życie to ból, który da się wytrzymać”. B.: „Las to las”. Ł. „Bez dobrych ludzi jesteśmy tylko stratą czasu”. „Dość chmur, fal, akwariów, wodnic i zapachów nocy; potrzebna nam muzyka na ziemi, MUZYKA NA CO DZIEŃ” (Jean Cocteau, przeł. A. Socha). Nad zmąconą rzeką.

 

8.

W sieni pachnie pigwą. Zerwane nabiera szlachetności w słońcu. W każdym rogu piętrzy się cień. Sikorki rozdziobały gniazdo os. Filtry, drzazgi, cyranki. Niewidomy mężczyzna zgniata puszki i upycha pod pachą. Pies bez jednej nogi na chodniku bierze zakręt. Połówka cytryny na drodze, ze śmietanowym rantem. Na balkonie trzy sznury z grzybami prawie muskają roboczych butów. Podchodzi do mnie miejscowy schizofrenik, przysiadający na papierosa pod kasztanem. Dołącza się do mnie, gdy go mijam, i mówi: „Koniec świata niedługo. Ludzie się nie lubią. Ludzie się nie lubią”.

 

9.

K.: „Dopóki chodzę, dopóki żyję. Uparłam się jeszcze trochę pochodzić. Doprawdy nie wiem, czemu ja tu jeszcze jestem. Kul się boję, z kuchni do pokoju idę o balkoniku. To wszystko jest nieopowiadalne, jak słowa, zawsze obok. Nie wiadomo, kiedy się to wszystko dzieje. Trzeba milczeć i rozumieć. Ale to pan wie” (12.11.2021).

 

10.

Niezmiennie przeciążam się lekturą. Czasami za dużo głosów mówi po sobie. Albo jedne przez drugie, albo jedne w drugie. Nie wiadomo, co jest gorsze. Rozwodnione treści wpisują się w rozmyte ustępy. Zwlekam z pisaniem, ile mogę. Wyczekuję siebie do końca. Aż zwalniam się z obecności, by jeszcze bardziej dociskać ją czytaniem. Nie opuszcza mnie wrażenie gonienia za czasem, jakby dotrzymanie mu tempa gwarantowało spokój, a ferment kanalizowało w tekście. Bałagan w głowie układa się w końcu w jakieś wzory. Czekam czasu zwolnionego z działania, niepodporządkowanego żadnym przesłaniom. Czekam człowieka, jak się czeka wyczekiwanego listu, od kogoś, kto kiedyś był częścią nas, ale czas popłynął minutami zderzającymi się na tych samych drogach, i trzeba było iść w pojedynkę. Ale czasami wraca jakiś strzęp, zapach, fraza, gest. I szukasz słowa, bo wtedy żadne nie padło.

 

11.

Dotknięci przez ten sam palec. Ziemia jest ich krainą. Rzeka jest im pisana. Nie ma w niej wirów i nurtów, jest samo dno. Mówią, że można się od niego odbić. W kałuży wygładza niebu kołnierzyki. Ale tylko w tej.

 

12.

„Noc która przyszła następnie płynęła po wszystkich schodach / księżycem jak nigdy wielkim przez tafle matowych mrozów / i każdy najmniejszy szatan miał prawo dusić powrozem / Boga” (Jerzy Zagórski). „I znów była ziemia pusta i próżna / i ciemności były nad otchłanią / i tylko Duch Boży nie unosił się już / nad wodami…” (Irit Amiel, przeł. M. Kazmierski).

 

 

Krytyka literacka. Poezja, proza, literatura współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

Bartosz Suwiński, ur. 1985 roku w Kępnie. Poeta, krytyk literacki, doktor nauk humanistycznych. Poezję, prozę, szkice krytyczne i artykuły naukowe drukował m. in. w „Twórczości”, „Odrze”, „Toposie”, „Frazie”, „Zeszytach Literackich”, „Polonistyce”, „Rzeczpospolitej”, Tygodniku Powszechnym”, „Nowych Książkach”, „Kwartalniku Artystycznym” i wielu tomach pokonferencyjnych. Opublikował tomy poetyckie: „Sehir” (Nowa Ruda 2010), „Bliki” (Warszawa 2013), „Odpust” (Gniezno 2013) „Uroczysko” (Poznań 2014),  „Wyraj” (Szczecin-Bezrzecze 2017), i „Bura. Notatnik chorwacki” (Szczecin-Bezrzecze 2019). Monografię: „Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej” (Kraków 2017) oraz książkę z esejami: „Po tej stronie rzeki. Szkice o poetach znad Odry” (Opole 2017) i wybór wierszy Jana Goczoła („Kosturem po korze”, Poznań 2018). Mieszka w Bystrzycy Kłodzkiej.

 

 

PODZIEL SIĘ