lProza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Kotlina 9
Bartosz Suwiński

Kotlina. Żmut

1.

Mężczyzna na wózku elektrycznym z odjętymi nogami. Na jego udach siedzi starsza kobieta. On trzyma kierownicę, ona ma stopy na sprzęcie. Ulicę dalej niewidomy opukuje laską kubeł na śmieci i mamrocze coś pod nosem. Pod kioskiem rozmawia małżeństwo, ale ich słów nie chcę spamiętać. Kobieta nachyla ku sobie kłącza wistarii i wtyka w nie nos. Pewnego dnia będziemy unosić tylko z ziemi. Ktoś na pewno wie, na czym polega życie.

2.

Janek: „Babcia mówi do mnie, nie do taty. Ja jestem geniuszem, on tego nie rozumie. Będę podziwiał wilki po całym lesie. Ich DNA klonowe. Pamiętaj zawsze słowo moje”. Obserwujemy gile. Widzieliśmy pustułkę. Czy drzewo mówi coś o nas, wiatrowi? Poddaje się biegowi rzeczy?

3.

Życie to godzenie nas z przemijaniem przez zmęczenie, które w końcu pozbawia nas ciekawości jutra, dalej, potem.  Czy gdybyś mógł zapomnieć to, co pamiętasz, a pamiętać to, co zapomniałeś, czy nie wyszłoby na to samo, bo za długo należałeś do ulic? W zapachu paczuli mieszka aszanti. Nie rozumiesz gwiazd i to pozwala ci zasnąć. Urealnić siebie pośród tłumu. Na sztorc i na odwiertkę. „Człowieczeństwo oznacza zupełną obcość pośród galaktyk” (Czesław Miłosz).

4.

Podtrzymujemy oddech u bliskich, po godzinach, które nie dzielą się na chwile. Mgłę rozrzuci po polach, łuna rozrzedzi błoto. Czas zapuści korzenie. Pnia nie oszczerbi żaden grot. Gonty wciąż w cenie. Dach nie jest pierwszej potrzeby. Wybrakowane myśli, bruki zadeptane gównem. Anorektyczne altostratusy. „Jakbym był i nie był jednocześnie. / Jakbym stojąc na progu siebie stał na tysiącu progów / urojeń siebie. / Jakbym był w raju urojenia: wszędzie” (Zbigniew Bieńkowski).

5.

Mężczyzna w kolekturze zdrapujący zdrapkę. Wróbel w turbulencjach powietrza odbity od maski pędzącego samochodu. Robotnik, gaz, korzenie. Czytające nekrolog. Jadący na rowerze pod wiatr, z oczami we łzach, a zaraz potem niepełnosprawny chłopiec na wózku biorący zakręt, przy obojętnym spojrzeniu tęgiej pani. Ktoś mi powiedział, że myśliwym się zostaje w skutek dzieciństwa bez bajek. Gdzie jest początek końca. Czy jest to wystarczające pocieszenie. Muszkatel wystał na parapecie, knaster uchował się w kieszeni. Te wszystkie słowa, te ich znaczenia.

6.

Pytanie brzmi czy podstawową treścią życia jest ciało stawiające opór rzeczywistości? Ruch nie wyczerpuje się w działaniu, ale w możliwości jego repetowania. Wszystko redukuje się do sumy swoich potencjalnych aktualizacji. Mało co jest uznawane za to, czym jest. Coraz bardziej zaciekle przedstawiamy sobie to, co utraciliśmy. Podmieniamy prefiks nieobecności. Przygodność tego w końcu musi dać nam rady. „Gdzie są, którzy na skraju stanęli i znikli?” (Tadeusz Kubiak).

7.

Miasteczko w swoim cieniu nazywa widma po imieniu. Noc tęskni za domem z ciszy. Potrzeby nie mają słów aby opowiedzieć swoją samotność. Dzwonki towarzyszą nowinom, a złorzeczenia trzymają się przy ziemi. Niebo jest czarne, sumuje światło, którego nie widzi. Niepewność trzyma się jutra. Obietnice rzucone na wiatr są złamane. W kipieli pływają nie tylko znieruchomiałe spojrzenia. Niedopałek grajka. Łatwo odejść daleko. „iść przed siebie / zapadać się w szarość ziemi / otulonej mgłą / zatapiać się w mrok / to mój ostatni ratunek” (Wanda Bacewicz).

8.

Krótki list na długie pożegnanie. Autystyczna proza o ekstraordynaryjnym odchyleniu, o deprywacji intelektualnej jako sposobie bycia, który pragnie zorganizować się w anarchizm metodologiczny. Handke w swej nonszalanckiej wyniosłości jest atrakcyjny i pokazuje, że każdy z nas jest jak niewchłaniana, wielowłóknowa szew.

9.

Dziewczynka przynosi w złożonych dłoniach wodę bezdomnemu. Mężczyzna mierzwi kołtun nad fontanną. Jest wczesny poranek, słońce reguluję miarę. Ludzie rejestrują otoczenie, ale nie odnotowują szczegółów. Dziewczynka podbiega do mężczyzny i dzielić się chcę wodą, którą ten się krępująco obmywa. Patrzą sobie w oczy i podnoszą się kąciki ust. Spotykają się w tym uśmiechu, w dziecięcej beztrosce, w braku uprzedzeń, w życiu i człowieku. Ten uśmiech odwzajemniony, po obu stronach, będzie rósł i rósł, kiedy będę dalej i dalej.

Bartosz Suwiński

PODZIEL SIĘ