Literacki Lublin na przestrzeni dziesięciu lat był obfity w wielu poetów i adeptów poezji. Przez kieraty studiów polonistycznych na obu uczelniach (KUL i UMCS) przewinęły się zastępy literatów, aspirantów i w końcu tych, którzy chociaż przez chwile wypłynęli na powierzchnię jaką gwarantuje rozpoznawalność. Kilkanaście nazwisk z mojego pokolenia czyli trzydziestolatków i czterdziestolatków a nawet (mrużąc oczy) pięćdziesięciolatków prezentowało na lubelskich festiwalach i spotkaniach autorskich swoją twórczość. Były to dykcje rożne od klasycyzujących do punkowych, dlatego nigdy bym się nie podjął próby ich nazwania lub zaszufladkowania. Jedne miały swoją liryczną siłę, drugie miały siły bezczelne, inne natomiast jawiły się jako tak tajemnicze, że aż wyniesione do rangi ogólnopolskiej.
Lubelskie środowisko literackie odnalazłem już na pierwszym roku studiów, najpierw na skromnych spotkaniach pani Hanny Olszewskiej później na festiwalu Miasto Poezji. Była wtedy w nas młodzieńca chęć ścierania się i rywalizacji, szybkiego zaistnienia i może to dobrze, gdyż była to tak silna energia, że czasem wydaje mi się towarzyszy do dzisiaj. Razem z Kamilem Brewińskim, Grzegorzem Jędrkiem, Wojciechem Duninem-Kozickim stworzyliśmy ekipę wypadową. Zdobywaliśmy Turnieje Jednego Wiersza oraz Slamy, jeżdżąc po warszawskich Manifestacjach Poetyckich, Aleksandrowach Kujawskich i innych imprezach. Niewinność towarzysząca, jak i niegrzeczność. pozwoliła nam ugruntować nasze poetyckie egos, czyli wydać książki. Brewiński wydał w legendarnej już Rozdzielczości Chleba „Clubbing”, Jędrek „Badland” w Bibliotece Arterii a ja w Zeszytach Poetyckich „Chodzę spać do rzeki”, Dunin-Kozicki w wydawnictwie Koziaratarara. Książki nasze zebrały trochę ciekawych recenzji ale w międzyczasie w Lublinie pojawiały się nowe osoby, a i te trochę zapomniane o sobie przypominały.
Pozwolę sobie owe dykcje troszeczkę scharakteryzować. Marcin Czyż, wieloletni mieszkaniec Lublina, gdzie zrobił doktorat o Juriju Andruchowyczu. Poeta z poezją zafascynowaną Apollinairem oraz mający swoje konotacje przedmiotem jego pracy naukowej. Lekko ironiczny, dosyć obrazowy i na stałe naznaczony swoistym rodzajem rock’n’rolla. Andrzej Niewiadomski, niegdysiejszy redaktor legendarnego pisma „Kresy”. Z szeroką frazą, pełną wyobrażeń sterowanych przez codzienne obserwacje lokalnych sytuacji. Autor ten sprawia, że czytelnik nawet w bliskich podróżach przeżywa coś na poły mistycznego, a ten mistycyzm jest jakby wyjęty ze starożytnych czasów. Marek Danielkiewicz poeta z Lubartowa, subtelnie portretujący siebie i swoje trochę sentymentalne relacje z rzeczywistością. Sara Akram poetka będąca pokłosiem warsztatów, które prowadził swego czasu w Domu Słów Kamil Brewiński. Mająca siłę w tym, że potrafi delikatnie wtrącić współczesny świat w interesujące obrazowanie. Jagoda Graboś, liryczna, ale w tej liryce coraz odważniejsza, jakby pierwszy delikatny wstęp miał zapowiadać późniejsze ostre i coraz ostrzejsze uderzenia. Maciej Filipek, autor nie tyle z Lublina, a z Dęblina, jednak leży on w województwie lubelskim. Poeta – żołnierz i ma to swoje konsekwencje w jego poezji. Portretuje oddział wojska polskiego cynicznie, gorzko a czasami nawet i turpistycznie. Jest to na swój sposób także poeta romantyczny, choć w mundurze. Ewa Frączek związana z najstarszymi związkami literatów w Lublinie. Jak sama mówi, stojąca lekko obok, ale konsekwentnie uprawiająca swoją lirykę, kobiecą i trafnie obserwująca po prostu swoje życie. Małgorzata Skałbania, artystka, która pojawiła się w świecie poezji kilka lat temu, wydająca swoje książki dosyć często. Z bagażem doświadczeń i wrodzoną szczerością serwuje odbiorcy dosyć gorzki obraz rzeczywistości. Nie jest on jednak pozbawiony żartu, ironii i niespotykanych obrazów-sytuacji. Publikująca swoje wiersze w najodleglejszych zakątkach świata w prasie amerykańskiej i azjatyckiej.
Z pamięci pewnie wyleciały mi jakieś osoby ale przemyślenia te tyczą się tylko mojego dziesięcioletniego jestestwa w Lublinie. Próbować charakteryzować moich kolegów (Brewiński, Jędrek, Dunin-Koicki) nie będę, bo jak wiadomo, różnie to bywa. Na pewno odznaczyli się w historii lub historyjce literatury na swój sposób i mają ciekawe przygody w wierszach. Ze spraw okołoliterackich czyli literaturę promujących i stymulujących, jest u nas: Czas Poetów, Dom Słów z Miastem Poezji, Kultura Enter, stare jak świat pismo Akcent, gdzie zawsze można coś opublikować i inne pomniejsze sytuacje. W Centrum Kultury w Lublinie prowadzę księgarnię „Dosłowną”, gdzie regularnie zapraszam najciekawszych poetów i pisarzy kraju. Tak że właśnie tak to mniej więcej wygląda, dosyć zwyczajnie, ale i niezwyczajnie. Były przez dekadę rożne sytuacje, zbieranie podpisów na ścianie mojego ówczesnego kamienicznego domu. Różne akcje performatywne odpowiednie czasom dwutysięcznym, jak już wspomniałem slamy i turnieje jednego wiersza. W tym wszystkim zawsze był duch, którego dosyć łatwo się sprowadzało z niewidzialnych światów i mam nadzieję, że ten duch, który towarzyszy nam również teraz, jest tak ekstrawagancki i różnorodny jak tamten. Któż wie, być może to ten sam duch i zapewne silniejszy, starszy, z piękną wyobraźnią w dłoni.