Jacek Bierut Przesieka

Jacek Bierut
Przesieka
Trakt 18

Jedna z wersji pomysłu na pisanie wciąż próbuje polegać na czymś, co (upraszczając) w zasadzie sprowadza się do tego, żeby patrzeć i widzieć, głównie to, co umyka innym. Jest to swego rodzaju kapitulacja. Jednak liczniej ostatnio reprezentowana wersja pomysłu na pisanie chce polegać na sztukowaniu literatury ze słów, niektórzy próbują ze zdań (i nie wychodzą na tym najgorzej). Sztukowanie to przykładanie do siebie słów/zdań z różnych półek, szuka się ich tam, gdzie ich dotąd nie było, niektórym udaje się znaleźć je tam, gdzie ich nie ma. Dość powszechna jest opinia, że takie metody – mówiąc dużym skrótem – zamieniają słowa w śmieci. Z drugiej strony jednak wielu jest zadowolonych, chociaż ta ich literatura coraz bardziej przypomina cmentarz, ba, staje się mniej obecna od cmentarza odwiedzanego przecież tłumnie raz do roku. Obawiam się, że obie te literatury powstają w zamian.

Widzę:
Z waszych ścian nie zostanie ani jedna cegła,
ani jeden ząb pusty z waszych zgniłych ust,
ani jedna – która was w koszule waszych żon wpinała – igła,
ani jedna z waszych uzd.
Widzę:
dzieci, które dzisiaj czcicie, słowoleje, wasi poeci,
umrą śmiercią śmieci.

To jest wiersz Tadeusza Peipera z tomu A z 1924 roku. Nosi tytuł Wróżba. Historia tomu jest dość ciekawa, choćby przez to, że ulegał daleko idącym zmianom w kolejnych wydaniach, a także z powodu legendy towarzyszącej pierwszemu wydaniu, kiedy to Peiper (zalotnie) twierdził, że skradziono mu rękopis wcześniejszych wierszy(!). Ten bardziej gwałtowny niż profetyczny wiersz, tak pełen goryczy, był tylko pobożnym życzeniem autora. Słowoleje byli, są i będą na wierzchu, z tym zastrzeżeniem, że dość szybko się zmieniają, bo konkurencja w słowolejstwie była, jest i będzie ostra.

A tak chciałoby się poczytać poetę, który pisze bardzo mało, z bólem i absolutnie niechętnie. I tylko to, co musi zostać napisane. A z drugiej strony, ma ogromny problem z tym, „jak” to napisać, problem tak ogromny, że aż nie do pokonania, nie dlatego, że jest cieniasem, tylko z tej przyczyny, że ma sporą wiedzę o tym, co już zostało zepsute, zajechane, ale dzięki ciężkiej pracy, harówie, odrobinie talentu i ogromnemu szczęściu zdołał tę trudność nie do pokonania choć w części przekroczyć/zniweczyć.
Wracając do „w zamian”. W zamian czego? Prawdopodobnie literatura ma tę wadę, że zawsze powstaje „jakoś” w zamian i – żeby tego było mało – jest również w ten sposób czytana. Tym bardziej w zamian, im jest lepiej zrobiona i (!) im lepiej jest odbierana. I tutaj należałoby sięgnąć po biografie, z czego się wywinę. „Dobrzy” pisarze rzadko miewali „dobre życie”. O dobrych Czytelnikach spróbuję napisać następnym razem (już się cieszę).

PODZIEL SIĘ

Do góry