Pisząc dla „wydawnictwa J” cztery lata temu tekst obrazujący stan poezji lubelskiej, nie przeczuwałem w swoich zdolnościach prekognitywnych, że prócz świata, który zaraz miała zmienić pandemia i wojna, zmieni się także natężenie literackie naszego miasta. Przez dekadę pojawiło się kilka potężnych nazwisk i wydarzeń, dających podwalinę pod literacki las, którym Lublin obrósł i bez precedensu mogę, jak kiedyś marzyłem, powiedzieć, że wychodząc z domu wpływam na literacki przestwór oceanu. Przedstawiam więc stan literatury miasta na dzień dzisiejszy, a tekst sprzed czterech lat chciałbym poniekąd kontynuować, przywołując jednak z poprzedniego podsumowania niektóre nazwiska i prezentować ich zakwit, mam nadzieję, że nikogo nie pominę.
Po roku dwa tysiące dziewiętnastym rozrosła się znacząco liczba książek osób uprawiających lirykę w Lublinie. Pojawiły się książki Justyny Kulikowskiej, jeszcze wtedy mieszkającej w Lublinie, zdobywając najważniejsze nagrody literackie kraju, w tym Nagrodę Literacką Gdynia, nominację do Nike i tym samym rozbiła bank swoim nowym językiem, którego nie powstydziłaby się na przykład Patty Smith, Courtney Love i jakże podobna wizualnie do Justyny – Amy Winehouse.
Rangę ogólnopolską, a przede wszystkim międzynarodową z azymutem wschodnim stanowiły i stanowią Warsztaty Kultury z serią wydawniczą „Wschodni Ekspress”. Szczególnie istotna w obliczu wojny w Ukrainie była prezentacja ważnych autorów z tego kraju, opieka nad nimi oraz zagwarantowanie, że w naszym mieście mają swój dom. Aleksandra Zińczuk prócz stworzenia wraz z ekipą Warsztatów Kultury tej serii wydawniczej i spotkań wokół niej również jest poetką i wydając książkę pod tytułem „TU” osadziła się w swoim języku, czasem spokojnym, a czasem afektywnym. Tworząc tym samym kontynuację swojej koncepcji lirycznej zaznaczonej w pierwszej książce. Razem z Olą w Warsztatach pracuje Przemek Głuchowski, który nie tylko pisze prozę, ale występuje ostatnimi czasy również na slamach i zaczyna tańczyć na nich literacki breakdance. Dalej ukazywały się książki Ewy Frączek-Biłat, której poezja idąca swoją drogą, utrzymuje nazwisko Frączek ważnym dla Lublina pod kątem literackim.
Nie sposób w wywodzie tym zachować chronologię, więc będę trzymał się tego, czego się trzymam w swoich wierszach, czyli intuicji. Przywodzi mi ona nazwisko Jagody Graboś, która jak przewidziałem, dalej się rozwija i wydaje właśnie trzecią książkę, będącą nagrodą główną w 16. edycji na Autorską Książkę Literacką w Świdnicy o tytule „Kontakt” (MBP im. C.K. Norwida w Świdnicy 2023). Jak się domyślam, dalej rezygnując z subtelności, idzie w swoim pisarstwie w emocje, które jakże doskonałym są paliwem dla poezji. Jagoda już przy pierwszej książce, w której wydanie maczałem trochę palce, zaczęła opisywać życie ze swojej perspektywy a razem z nim jego najgłębsze i najciemniejsze rejony. Ten biografizm w doświadczeniu trudnych miłości nie tylko damsko-męskich, ale i rodzicielskich, jawi tę poezję tak bardzo prawdziwie, że nie jest łatwo się otrząsnąć. Jacek Podsiadło pisze w blurbie najnowszej książki „To wiersze o innej miłości. Takiej, która czyni nas wydrążonymi i uzbrojonymi”.
Obok Jagody, jak przywołuje wspomnienie ze wspólnego wyjazdu do Stronia Śląskiego na któryś festiwal Biura Literackiego, stoi niezwykle utalentowana Sara Akram, na której książkę czekam z utęsknieniem. Została ona laureatką prestiżowego Połowu 2021, wiersze jej są pełne frazy, z którą Sara spaceruje po Lublinie i użyźnia nowoczesny język, transportując go pomiędzy swoje wersy. Myślę, że jej debiut będzie mocnym wydarzeniem nadchodzących lat i pozwoli jej rozwinąć zaistnienie ogólnopolskie, które i tak jest obecnie dosyć mocne.
Patrzę na to co napisałem i widzę jasność w postaci kobiecej siły literackiej, ale aby zachować choć trochę pierwiastka męskiego, napiszę teraz o Ivanie Davydenko, który zawsze jawił mi się jako człowiek inteligentny. W mojej nomenklaturze człowiek inteligentny to przede wszystkim mający wyśrubowany dowcip i nienaganną ripostę. Wszystko to nasz Ivan posiada i niczym kot Iwan Konwickiego ma trochę naturę magiczną, a na pewno buddyjską. Dobrze zrobił, że skumał się z Emilią Konwerską, której poezja jako współczesny aforyzm, przypomina że wiersz możemy usłyszeć przypadkiem w rozmowie bądź trolejbusie. Poezja Ivana prócz tej mocy przysłowia i dowcipu transponuje także wrażliwość i poruszające kwestie. Wszystko to jest czytelne w jego mocnym debiucie „Halal” (wydawnictwo papierwdole 2022), za który dostał nominacje do Silesiusa i Stypendium Stanisława Barańczaka, zajął też trzecie miejsce w Złotym Środku Poezji w Kutnie. Davydenko przed swoim debiutem zauroczył lubelskie środowisko i mocne pół Polski wydawanym środkami stypendialnymi Urzędu Miasta pismo literackie „Magazyn Malkontenty”. Przywoływało ono pisma wydawane w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku i miało swój uroczy punkowo-awangardowy sznyt. Anarchistyczna oprawa jak i w niektórych przypadkach treść zapowiadała na pewno to, że Ivan pójdzie w stronę równie anarchistycznego wydawnictwa papierwdole.
Przez lata po roku dziewiętnastym również pisała, nie tylko poezję, ale i prozę, wspomniana w pierwszym tekście Małgorzata Skałbania. Artystką pełną gębą będąca w nieustannej podróży, kontynuowała swoją poetykę oraz otwierała wrażliwość na rzeczy i sytuacje po prostu zjawiskowo piękne. Widać to doskonale w jej wszystkich aktywnościach literackich.
Ciekawi mnie postać Mateusza Melanowskiego, wychowanego w Mikołowie, bliskiego mi miasta, gdyż nie dość że mam na imię Rafał, to jeszcze jestem trochę też Wojaczek i to nie tylko w ostatniej swojej książce wydanej w Mikołowie właśnie. Ciekawi mnie Mateusz, gdyż to zupełnie inne wiersze, a że mieszka na Lubelszczyźnie i jakoś nie udało mi się go poznać osobiście, jeszcze tą tajemniczość podkręca. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni.
Myśląc dalej o męskim świecie poezji, a w zasadzie jej pierwotnej wersji, czyli oraturze, nie mógłbym nie napisać o moim przyjacielu Grzegorzu Jędrku. Wrócił on do slamowania w zastraszająco dobrej formie, wygrał ich chyba milion, obronił doktorat (jak wszyscy wiedzą) z cyberpoezji i wydał cyber tom wierszy „Psylocybina”, którego części prezentował między innymi w ogólnopolskim Akcencie. Widać w tej twórczości rozwój i przebłyski bijącego serca, które uśmiecha się do nas swoją raną przez łzy, jak to w wierszach ma już w zwyczaju Jędrek.
Zaraz obok tego zawadiaki stoi drugi, Kamil Brewiński, który w ubiegłych latach książki nie wydał, ale dał się poznać jako doskonały redaktor, mając na koncie redakcję kilku książek nominowanych i zdobywających najważniejsze nagrody literackie kraju, świata i kosmosu. Prowadził także warsztaty, które mam nadzieję przyniosą kolejną falę do lubelskiego literackiego przestworu oceanu. Czekam też na aktywność Wojciecha Dunina-Kozickiego herbu Łabędź, gdyż gdzieś między gwiazdami i latarniami wyczytałem, że taka jest na horyzoncie i coś się mam nadzieję w tej materii objawi.
Żywym i rozrastającym objawiła się znakomita współpraca Fundacji Heuresis i Muzeum Józefa Czechowicza. Powstała tutaj Lubelska Scena Poetycka, która urodziła młode środowisko literackie Lublina. Magda Krasuska i Aleksander Wójtowicz wykonali bardzo piękną pracę nad tym, aby pomóc zaistnieć poetkom i poetom, czy osobom autorskim wśród wiatrów literatury. Slamy, spotkania oraz festiwal mający w sobie duszę Miasta Poezji uspokoił stęsknione serca w Polsce, że ambicje na festiwal poetycki Lublin ma i o nich nie zapomni. Trafieniem w dziesiątkę okazało się powołanie nagrody poetyckiej „Reflektor” – jest to nagroda za debiut poetycki. Prócz swojej niesamowitej nazwy, odnoszącej się nie tylko do czasów czechowiczowskich, ale mającej w sobie niezłą głębię, zapowiada się na naprawdę poważny konkurs. Doskonałe jury, w którym po raz pierwszy zasiedli Magłosia Lebda i Jakub Skrutys, to zapowiedź bardzo wysokiego poziomu artystycznego.
Jedną z osób rozwijających się przy aktywnościach Heuresis i Muzeum Czechowicza warto wymienić Magdalenę Sobiesiak, która swoim pięknym głosem, szaloną kreacją oraz ciekawą poetyką osadzoną w oraturze, zdobyła prawie cały kraj i niektórzy nazywają ją księżniczką tejże sztuki. Prozaik i myśliciel, filozof oraz budowniczy – Maciej Tuora zaskoczył tym, że będąc prozaikiem chociażby takim, jak portretowani są pisarze u Henry’ego Millera czy Bukowskiego, został również wyznawcą oratury. Doskonale wpisał się swoją emocjonalnością w klimat slamu i rozgromił ich kilka swoim nienagannym urokiem dekadenta-inteligenta.
Związaną w Fundacją Heuresis jest także Aleksandra Kanar, która również jest rozpoznawana jako slamerka i w tej dziedzinie ma duże osiągnięcia, to jednak w tej postaci dopatrywałbym się działania stricte literackiego. Bywalczyni festiwali literackich, warsztatów prozatorskich i poetyckich w swojej twórczości przedstawia dykcję bardzo wrażliwą. Oddaje w swoich utworach niepokojący gest, jaki pewnie potrafi dzięki swojej wysokiej wrażliwości zaobserwować. Ten gest wykonuje wobec nas świat, ale na zauważenie go i zapisanie nie może pozwolić sobie każdy literat. Dlatego myślę, że jej książkowa publikacja będzie również ciekawym wydarzeniem w Lublinie i Ogólnopolsce. Za książkę tę trzymam kciuki i czekam, gdyż wiem, że pozwoli ona tej autorce się otworzyć i złapać pewność wypowiedzi literackiej. Dzięki temu otwarciu poleci wysoko i lądowanie z tej wysokości nie będzie żadną tajemnicą, a może nawet stanie się jej źródłem.
Radio w moim życiu jest od dawna, znaczy to tyle, że od prawie dwóch dekad zachodzę na jakąś audycję powiedzieć to i owo. Różnych redaktorów i redaktorki w rożnych miastach na swojej drodze spotkałem. Jednak podejrzewam, że na świecie są tylko dwie osoby, o których można powiedzieć Czysta Filuteria. Mówię tutaj o świetnej audycji literackiej „Rewers”, kiedyś w Radiu Centrum, dziś w formie podcastu. Byłem, rozmawiałem, jadłem, śmiałem się i płakałem z nimi. Red. Joanna Jastrzębska i red. Katarzyna Kozak to są naprawdę niezłe agentki sekty założonej prawdopodobnie przez Witkacego sto lat temu. Zarówno młode, jak i stare dusze w nich siedzą, pamiętają o literaturze i oddają jej klejnoty koronne, za co serdecznie dziękuję. Trzymam kciuki i z niedoczekaniem czekam aż znów zagoszczę w ich studiu.
Pewnego dnia pierwszego roku lat dwudziestych, w których żyjemy, przyszły do mnie dwie osoby od lat mi znane czyli Jola Prochowicz i Bartek Wójcik. Prezentację, którą rozpoczęła Jola, w pewnym momencie przerwałem i powiedziałem – tak jak mogę, pomogę. Chodziło tu o książkę, zalążek swój czerpiącą z inspiracji, jaką przyniosła pandemia. Mianowicie chodzi o książce „Poetki na czas zarazy”. Znakomity wybór merytorycznie opatrzony i zaopiekowany przez wyżej wspomniane osoby myślicielskie, został zauważony na scenie ogólnopolskiej oraz zdobył bardzo ciekawe recenzje. Przybliżył nam nie tylko poetki polskie, ale i międzynarodowe, w tym karaibskie. Doskonała robota, jaka się zamanifestowała w tej publikacji wydanej przez wydawnictwo WBPiCAK, pokazała, że nie tylko nie jesteśmy sami, ale ileż ciekawych historii może powstać w naszych wspólnych połączeniach, Mam nadzieję, że coś jeszcze współpraca tego duetu przyniesie lubelskiej i światowej literaturze.
Ciekawą i różnorodną propozycję pokazał lubelskiej publiczności „Teatr Stary” pod opieką Michała Nogasia lub Grażyny Lutosławskiej. Organizował spotkania autorskie z najwybitniejszymi twórcami jak Jerzy Jarniewicz, Jarosław Kurski, Urszula Honek i wielu innych. Również interesującą prezentację wybitnych polskich pisarzy i krytyków na przestrzeni kilku lat proponował DDK Węglin i Czuby Południowe. Organizował je aktor Mateusz Nowak i cieszyło się to dużym zainteresowaniem oraz estymą. Mam nadzieję, że wątek literacki dalej będzie tam kwitł. Promowaniem literatury zajmują się także takie postacie jak Ewa Hadrian w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej czy Małgorzata Wielgosz, zapraszając wybranych przez siebie autorów i artystów. W najmłodszym pokoleniu pojawiło się stowarzyszenie „Ulica Krótka”, robiące pismo o tej samej nazwie i interesujące spotkania. Rozdając zeszłoroczne nagrody kulturalne „Żurawie”, Lublin się mocno spierał. Jako juror uczestniczyłem w obradach i we wszystkich kategoriach pojawiała się postać Filipa Kijowskiego. Jednak to, co stworzył, czyli queerowa „Biblioteka Azyl” stała się czymś rozpoznawalnym, dlatego wymieniam go również w tym podsumowaniu. W tych obradach byłem raczej za Aleksandrą Kanar, jednak zwycięstwo Filipa nie było moją klęską, a rozmawiając z nim zauważyłem iskrę, która mam nadzieję rozjaśni jeszcze nie jedno.
W Lublinie stale tworzą artyści, tłumacze i kolorowe ptaki w przeróżnych cichszych i głośniejszych konstelacjach. Mamy znakomitego myśliciela i autorytet w wielu aspektach ks. prof. Alfreda Wierzbickiego, który poetycko objawia się co jakiś czas, ale stale można przeczytać, jak komentuje rzeczywistość, czasem twardą, w różnych ważnych mediach ogólnopolskich.
Mieszkający na starym mieście Jacek Giszczak, tłumacz i laureat wielu nagród w tej dziedzinie, od bardzo dawna jest ważną postacią dla miasta. Dzięki niemu literatura frankofonów i francuska jest dla nas zrozumiała. W obrębie murów staromiejskich znajduje się także siedziba prowadzonego przez Bogusława Wróblewskiego legendarnego i cały czas działającego pisma „Akcent”, w którym debiutowałem i debiutowali prawie wszyscy najważniejsi poeci kraju. Co jakiś czas redaktorzy prezentują numery wraz z autorami w Radiu Lublin. W księgarni „Między Słowami” odbywa się wiele znakomitych wieczorów poezji autorów znanych i mniej znanych. Prowadząc Księgarnie Dosłowną, poniekąd czuję więź z tym miejscem, wychodząc z tego samego źródła. Dalej swoją mroczność uprawia Arkadiusz Rytelewski, zmieniając jednak swoje książki z każdą odsłoną i z wierszami eksperymentując na swój alchemiczny sposób, tylko sobie znany. Doskonała graficzka Małgorzata Rybicka również okazała się poetką i rozgromiła kąśliwą poezją czytelników w tomie „Szprotki lubelskie”. Andrzej Niewiadomski poeta i profesor szeroko rozpoznawalny w kraju i niegdyś prowadzący bardzo ważne pismo „Kresy”, czy jego kolega z katedry naukowej Arkadiusz Bagłajewski prowadzący w Centrum Kultury w Lublinie, a dokładnie aktualnie w Dosłownej, warsztaty dla początkujących twórców, to przykłady, że serce literackie miasta bije we wszystkich prawie jego miejscach.
Pisząc to podsumowanie, patrzę w lustro i nie widzę jak Jean Cocteau śmierci przy pracy, tylko swoją twarz we wnętrzu księgarni Dosłownej, która od pięciu lat prowadzę Centrum Kultury w Lublinie. Nie mógłbym o swojej działalności nie napisać, choć ciężko to robić o sobie. Napiszę jednak zwięźle. Przez te lata zrobiłem kilkadziesiąt, zahaczając o kilkaset spotkań autorskich, literackich, teatralnych i jak widzę i słyszę, ludzie ponoć lubią do mnie przychodzić :). Wychodząc z założenia, że rozmowa jest pierwszym przejawem literackiej działalności człowieka i to w niej się zaczyna, kultywuję ją i w niej z moim rozmówcą staram się zdobywać światy. Bywało u mnie wiele świętych osób, wiele świetnych, trochę mniej świętych, i przeklętych, nie było żadnej zwyczajnej, a jeżeli jako taka weszła, to wyszła zupełnie inna. Czy to jest ktoś znany czy nieznany, najważniejsza jest przygoda, jaką możemy sobie, dyskutując, wzajemnie zafundować. Prócz tego tak się złożyło, że przed narodzinami stałem blisko jakiegoś dziwnego źródła i w związku z tym uczyniono mnie poetą ;). Wydałem więc cztery książki z wierszami, piszę nieustannie w różnych natężeniach i idę tą drogą dalej. Jeżeli chodzi o ludzi, którzy mi pomagają, to na przykład Magdalena Łuczyn ma w Dosłownej swoje miejsce, gdzie może rozpowszechniać literaturę feministyczną i realizować swoje projekty spotkaniowo-książkowe. W pracy księgarnianej pomaga mi księgarz Marek Nawratowicz. W Dosłownej odbywają się też koncerty. Ostatnio stanęli przede mną Marcin Sudziński, Paweł Passini, Radek Bułtowicz i Miron Tee (znakomity lubelski artysta wizualny i literacki) i powiedzieli – Jesteśmy Lirą – więc cóż, jako poeta musiałem się z nimi związać. Dzięki temu wspólnie działamy pod nazwą „Złodzieje Miodu” i podczas każdego spotkania ambrozję kradniemy z eteru, z energii, która pomiędzy oddechami się czai. Nieustannie improwizując we wszystkich aspektach, gdyż to nasza nadrzędna zbójnicka zasada. W przyszłości zapowiada się też zalążek czegoś, co mogę odpowiedzialnie nazwać Wydawnictwem Dosłownym i pierwsza książka, chyba o slamie, ukaże się pod koniec roku bądź w przyszłym. Nazwisk osób mnie odwiedzających ani trofeów nie będę wymieniał, chociażby dlatego, aby ćwiczyć ego. To też ważna sprawa. Z najbliższych zdarzeń, to tak tylko aby ktoś może się zainteresował, napiszę, że w ramach Centralnego Placu Zabaw będę z młodzieżą pisał tekst dla gitarzysty KULTU – Wojtka Jabłońskiego, do którego napisze on muzykę i zrobi teledysk z Bogusławem Byrskim. Chętnych Zapraszamy!
Kończąc, wertuję zdania i dostrzegam, jak wiele postaci i działań się przez nasze miasto przewija. Czasem tak to bywa, że nie dostrzega się swojej potęgi, będąc w jej środku. Starając się spojrzeć z dystansu na to wszystko, czuję i widzę olbrzymią siłę mojego rozwibrowanego miasta, wypracowaną kulturę i aurę ją tworzącą. Lublin to Europejska Stolica Młodzieży, dzięki tej inicjatywie jest olbrzymie wsparcie dla działań młodych, za niedługi czas mam nadzieję zostanie Europejską Stolicą Kultury, wtedy czary będą o wiele potężniejsze, bo i energia materialna i niematerialna pojawi się większa. Patrzę mocno w przyszłość i marzy mi się, żeby Lublin, jak Kraków, też kiedyś został Miastem Literatury UNESCO. Myślę, że powinniśmy mieć także taką nagrodą jak Gdynia, Warszawa, Wrocław czy Poznań. Marzy mi się więc teraz inna parafraza niż z początku tego, nie spodziewałem się, że tak długiego tekstu – Lublin nad łąką przysiadł i nie był sam nie była to cisza.
.
.
RAFAł RUTKOWSKI – ur. w 1988 roku. Poeta. Wiersze publikował m.in. w „Znaku”, „Odrze”, ”Przekroju”, „Ricie Baum”, „Dwutygodniku”, „Opcjach”, „Arteriach”, ”Akcencie”. Laureat projektu Połów 2014. Autor książek poetyckich: „Chodzę spać do rzeki” (Zeszyty Poetyckie 2015), za którą otrzymał wyróżnienie w XII Konkursie Literackim „Złoty Środek Poezji” na najlepszy debiut poetycki roku, „Wywołuję siebie z ruin” (WBPiCAK 2018) oraz „Moje oczy to ptaki” (WBPiCAK 2020). W roku 2022 ukazała się czwarta książka autora „Na drzewach kwitną wielkie okna” (Instytut Mikołowski 2022). Laureat wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich. Laureat lubelskiej nagrody kulturalnej „Żurawie”. Prowadzi autorską księgarnię „Dosłowna” w Centrum Kultury w Lublinie, w której cyklicznie organizuje spotkania autorskie z poetami jak i prozaikami.