Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

O warsztatach
Zuza

Z tymi warsztatami było tak.

Namówił mnie Fajny Chłopak.

(ale nie przywiązujcie wagi do tej historii, bo choć chłopak jest faktycznie fajny, to z tym namawianiem trochę sobie schlebiam; „namówiona” czy też „namawiana” wydaję się sobie od razu taka bardziej jakaś, a nie po prostu zwykła; jest to również nieudolny zabieg literacki, mający na celu zszokowanie czytelnika drugim zdaniem tekstu, skoro pierwsze nie obezwładnia; teraz myślę, że gdyby było „młody” zamiast „fajny”, wyszłoby doprawdy skandalicznie).

W każdym razie, zaczęło się.

Już na pierwszym spotkaniu, zanim zdążyłam zaprotestować, wymawiając się oczywistym brakiem umiejętności, Prowadzący zabrał się z entuzjazmem za doprawianie mi skrzydeł. Co jakiś czas spoglądał na mnie ze szpilką w ustach, po czym wbijał ją zręcznie w mój kręgosłup, nie sprawiając jednak przy tym żadnego bólu. A potem stwierdził, że będziemy ćwiczyć. Była to dla Niego, jak sądzę, praca trudna i niewdzięczna, bo by wzbić w niebo nielota, należałoby potraktować go najstarszym sposobem świata, ale Prowadzący jest dżentelmenem, nie używa przemocy, jeśli kopie, to zdaje się w piłkę nożną. Jak już zaczęłam nieporadnie podrygiwać, co miało być wstępem do podskakiwań, to chwiały się mocowania skrzydeł, nie wiadomo było, czy da się je rozłożyć. Potem okazało się, że każdy pas startowy jest dla mnie za krótki, bo ze strachu za dużo gadam i zapominam o schowaniu kółek, znaczy podwozia. Prowadzący nie ustawał jednak w łagodnych przekonywaniach, znosząc te wszystkie wierzgania. Cierpliwie głaskał po głowie, kiedy człowieka po ludzku miażdżył wstyd, że tak nieporadnie zbiera się do wysokości.

A potem któregoś dnia, kiedy nadzieja znowu tarzała się ze śmiechu na widok mnie z tymi skrzydłami, nieoczekiwanie okazało się, że to wszystko działa i można się rządzić na przestworzach.

Oczywiście zdarzały się upadki, paraliżujący strach, urwane lotki, przypalania słońcem. Ale jak już się raz udało, chciało się próbować dalej.

Inni Współlatający posiadali naturalną zdolność fruwania, więc szybko i sprawnie rozpierzchli się po niebieskości. Odkryłam wśród nich Takich, którzy cierpliwie dmuchali w moje skrzydła, dodając otuchy i będąc serdecznym wsparciem; co do wszystkich miałam natomiast pewność, że złapią mnie pikującą, chroniąc moje wystraszone jestestwo przed upadkiem, a ziemię przed straszliwymi zniszczeniami. W tym miejscu muszę delikatnie szturchnąć Nieznośną Młodość, która bezczelnie wybijała w górę, kręcąc zmyślne piruety i triumfując gracją nad moim pokracznym tańcem.

Prowadzący przyglądał się nam uważnie, nawigował loty, przestrzegał przed patrzeniem w dół, zawracał, gdy błądziliśmy. Cierpliwie czuwał, by każdy odbył swoją drogę.

Już wkrótce lądujemy. Nie mogę spać w nocy, jak mi się w snach przypomina, że to niedługo koniec.

Dlatego idźcie tam. Na naukę latania nigdy nie jest za późno. Doznania są boskie, a od lekkości duszy można się uzależnić. Możliwe też, że spotkacie Dobrych Ludzi, jak mnie się to przydarzyło. Największym zdumieniem pozostaje jednak fakt, że Prowadzący jest prawdziwy i można Go na serio dotknąć. Ma wiele ze Świętego, ale chadza sobie (dumając nad potrzebnymi Mu słowami) bez żadnej aureolki…

.

.

Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Zuza, uczestniczka II edycji dwuletnich warsztatów prozatorskich prowadzonych przez Jacka Bieruta we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Nazywa je Uskrzydlarnią.

PODZIEL SIĘ

Do góry