rem
Wrony na filtrach, słońce w poręcze, w twarz. Wszystko chce być ciut czystsze, więc
patrz: miasto odbija od brzegu, zostają tylko ścieżki w osi szerokich chodników – włos
wyciągany z odpływu – po których nikogo nie prowadziłaś za rękę.
Czarodziejko, świty toczy morowe powietrze,
ale częściej niesen tu śni.
bo już naprawdę
Państwo by chciało o świecie, więc pytam: a to co? Powiesz ślimakowi, kiedy pełznie
po żwirze: tu się kończysz, tu się zaczyna skorupa? Ziemska, żeby nie było. I starej kobiecie
z pudlem,
która jej ondulacja? No, dalej. A tym, co kopią groby w powietrzach, że ani razu nie
naprószyli w krwiobieg? I nadawcom newsików, neuronom, pokojom po końce w nocy,
drżeniu?
Dodawanie jest przecież przemienne, to się przydaje przy równaniach z więcej nawet
niż jedną niewiadomą. Na przykład kiedy po dniu pełnym wiatru wracasz piechotą i serio
przychodzi do głowy:
świat tak mało jest o kochaniu, że w drugą stronę też.
dossier
Kiedy skręcasz na ciemny parking, jest noc pod Berlinem, masz top nad pępek,
w wierszach możesz je nosić, i kiedy nie znasz języka, który do ciebie wyciąga, kiedy
wypływam za boję,
a na brzegu znikąd zjawia się wodna policja, kiedy patrzysz na własne ramiona,
i wiem, że nic nie da się zrobić, kiedy nadchodzi dzień realizacji umowy i kiedy nie chcę
nadejść, kiedy jedziesz
do domu, który ma zęby, kiedy budzisz się rano i już cię nie ma, kiedy zasypiasz
i jesteś, kiedy biorę ciepłe jezioro do ręki i bardzo się dużo spodziewam, ale parzy w oko,
nie wpuszcza.
odchowaj
Nowe nie przyjdzie, słowo, dzieci trafiają tu inną drogą. W pokojach z kafli na dnie
wszystkich królestw ktoś czule zerka na sinawe flaki, a ty chciałabyś wiedzieć, czym różni się
zdanie twierdzące
od zadania do domu? Co, jeśli najwyżej smutną sumą sylab albo chromosomów?
I wciąż mówisz do siebie, jakbyś nie wiedziała, że kwitnienie już ci się nie kłania, za to ty mu
się kłaniasz dwukrotnie,
bo chciałabyś jeszcze stanąć na starcie, iskierko, ale – czas ci mówić – świat nie znika,
gdy odchylasz głowę, co najwyżej prosto w twoje usta strzela promienistą smugą. Musisz ją
zgryźć i wypluć.
Zgryźć i wypluć, mówię.
ballady bez romansów
Z głowy na piach musiało spaść twoje imię, synku. (Znaleźli je, znaleźli i
wzięli jak swoje) Brodziłam po parkach w pełnym manikiurze, z malinami w palcach,
z przepaską na czole – sok na twojej brodzie naczyniem
w moim oku. (Leżało – podnieśli) Szedł krawat w skarpetach, szła śliczna, by rodzić,
szedł chudy po gruzie – towarzysz niedoli, szły moje babki z girlandami aort, pępowin
i śmieci, szła z radia piosenka, której nie przystoi,
szedł rudy przodek z wekslem na twoje ciemiączko, pod sinym księżycem szły
wszystkie miesiączki. (Każdy uszczknął cosik) Szale nieważące wisiały na latarniach,
pod nimi chrzęst żwiru, żakardowy płaszczyk.
Skąd nagle salwa? (Ile w skali Apgar?)
stroi
nić przez pępek
nic przewlec
wyć leżeć palić
jest: filtr dochód
czynny grób –
nie wstyd tam gadać
i: łączy się wszystko
ze wszystkim – nie pęka
więc: grób ogród dochód
jest: znów nic
przez pępek w nić
Książka dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/barbara-klicka-allel-10866067448
Jest piękna
Barbara Klicka – debiutowała jako poetka w 2000 roku, w 2012 wydała książkę same same nominowaną do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. W 2015 ukazała się książka nice, za którą otrzymała Silesiusa i Nagrodę Literacką Gdynia. W 2017 napisała poemat sceniczny Elementarz, który w tym samy roku został wystawiony na scenie Teatru Narodowego w Warszawie w reżyserii Piotra Cieplaka. W 2019 zadebiutowała jako prozaiczka powieścią Zdrój (W.A.B.), która została nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia i do Nagrody Conrada.
Kuratorka i współtwórczyni wielu przedsięwzięć artystycznych m.in projektu „Nowy Tajny Detektyw”, festiwalu „Podlasie SlowFest” (w latach 2017-19), czy Festiwalu Europejski Poeta Wolności (od 2019 r.). Była redaktorką kwartalnika o żydowskiej literaturze i sztuce „Cwiszn”, pisuje felietony do „Dialogu”.