Pety
.
Odwiedzam ojca w szpitalu. Ojciec, choć mu nie wolno,
puszcza w ustępie dymka,
tak żeby nikt nie zobaczył. Kiedy go przyłapuję, chowa kiepa
za plecy, a ja muszę udawać, że nagle oślepłem.
Patrzę mu w oczy i kładę dłoń na jego ręce
akurat w chwili, kiedy próbuje ją podnieść,
bo wyobrażam sobie, że podnosi ją na mnie,
chociaż, po prawdzie, nigdy jej na mnie nie podniósł.
A on się tylko uśmiecha, nic przy tym nie mówiąc,
wyrywa się z uścisku i gładzi mi głowę, zostawiając na włosach
zapach petów i potu. Ręka ojca
jest ciężka, tak ciężka, że nie umiem
utrzymać jej w jednej zwrotce; miażdży mi czaszkę i ciało
przygniata do ziemi. Kiedy stamtąd wychodzę, jestem
od niego mniejszy. Blade, styczniowe słońce
dopala się nade mną jak ostatni szlug.
.
.
.
Siedem i pół
.
Idziemy na spacer z Olkiem, lat siedem i pół.
W Parku Bydgoskim, przy starym
mostku nad Martówką,
dwa gołębie grzywacze, wrzeszcząc na całe miasto,
szamoczą się w powietrzu, jak gdyby
były w klatce, a przecież
latają tu wolno. Patrzę na to i nie wiem,
co mam o tym myśleć. „To niebo
jest dla nich klatką” – widząc moje zdziwienie,
podpowiada Olek, lat siedem i pół.
.
.
.
Zero jeden
.
Ostatnia minuta meczu. Mam piłkę przy nodze. Oddaję
skrzydłowemu, sprytnym, niedługim lobem
mijam stoperów rywala, a potem balansem ciała
roluję golkipera, dryblasa metr osiemdziesiąt
o łapach szerokich jak główki rakietek do squasha
(choć wtedy jeszcze wcale nie wiem, co to squash).
Otrzymuję soczyste, piękne podanie zwrotne.
Ustawiam się do strzału na opuszczoną bramkę,
przykładam do futbolówki stopę w korkotrampku,
dla lepszego efektu uderzam podcinką, która jednak,
ku rozpaczy nielicznej, lecz przecież stojącej
po najwłaściwszej stronie (dziś gramy u siebie)
widowni okazuje się nieco zbyt mocna, i piłka przelatuje
tuż nad poprzeczką. Sędzia, były wuefista, trzykrotnie
używa gwizdka, trzeci gwizd przeciągając ponad
ludzką miarę, i kończy mecz sromotną, haniebną porażką
mojej drużyny szkolnej. Mam dziesięć, może jedenaście lat,
i cały świat, skurczony do tego boiska, do tej bramki, tej piłki
i tego kopnięcia, właśnie się dla mnie zamyka, a ja, przynajmniej
w jakiejś części, zostaję w ciszy trybun na tym polu karnym
z moim fatalnym, nieudanym strzałem, z moim
feralnym, nieudolnym sobą
już chyba na zawsze.
.
.
Książka dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/tomasz-dalasinski-wiersze-dla-zywych-14317051683
.
.
Tomasz Dalasiński (ur. 1986), poeta, prozaik, doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, członek Związku Pisarzy ze Wsi, w latach 2013-2018 redaktor naczelny czasopisma literackiego „Inter-”, Autor kilku książek z wierszami, m.in. „Większe” (nominacja do nagrody im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz” za rok 2018) i „Sztuka zbierania mgły” (nominacja do nagrody im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz” za rok 2022), książek prozatorskich „Przystanek kosmos i dwadzieścia dziewięć innych pieśni o rzeczach i ludziach” i „Dzień na Ziemi i dwadzieścia dziewięć nowych pieśni o rzeczach i ludziach” oraz książki krytycznej „Jadąc do ciebie. Szkice o poezji Jacka Podsiadły”. Stypendysta MKiDN, Miasta Torunia, Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego oraz ZAIKS w dziedzinie kultury. Mieszka w Brzozówce niedaleko Torunia.