Właściwie nie muszę pisać żadnego tekstu, bo już o tym nieźle napisałem (i załączam te teksty poniżej w odwróconej kolejności). Powiadomić wypada już tylko o nowym początku, naborze i szczegółach.
We wrześniu 2019 roku ruszyliśmy z dziesięcioosobową grupą pisarek i pisarzy dolnośląskich do dobrowolnej katorżniczej pracy nad ich powieściami. Bawiliśmy się przy tym świetnie. Nazwałem to wtedy roboczo Potencjałami, w trakcie spontanicznie zrodziła się inna nieformalna nazwa, Stajnia, i ta przebiła się do publicznej wiadomości, a także sami zaczęliśmy tak o tym (co wyprawiamy) mówić. Spotykaliśmy się przez dwa lata systematycznie co dwa tygodnie. Przez pierwsze pół roku głównie szukaliśmy narzędzi, sprawdzaliśmy je, cudów nie wymyśliliśmy, ale każda z pisarek i prawie każdy z pisarzy dość szybko miał dobrze ustawionego narratora, nieźle znalezione perspektywy narracji i ich ruch, bohaterów mówiących własnym językiem, coraz lepiej dopracowane konstrukcje, przebiegi akcji i tak dalej. Nie ma co się teraz wdawać w szczegóły. Potem to tylko doskonaliliśmy i teksty rosły, puchły, otwierały się lub zamykały na ślepe uliczki (tak, bywało, że nagle zawalało się pół powieści, a na gruzach znienacka rosło objawienie). Minęły dwa lata (skończyliśmy w czerwcu tego roku świetnym wypadem do Bukowca i okolic z nocowaniem w prawdziwym zrujnowanym zamku), część powieści jest już ukończona, część na dobrej do tego drodze. Co najmniej pierwsze cztery z nich planujemy w wydawnictwie j opublikować w roku 2022. I to też zapewne się uda.
Dodam, że każda z uczestniczek i każdy z uczestników napisała lub napisał SWOJĄ powieść. One naprawdę są kompletnie różne pod każdym względem. Nie było równania w żadną stronę, nie było łamania lub zbyt daleko idących interwencji.
Tymczasem niespodziewane czynniki wpłynęły na to, że podjąłem decyzję o powtórzeniu tej inicjatywy. Nie ma żadnej pewności, że i tym razem powiedzie się tak świetnie, ale jest to jednak wielce prawdopodobne. Metody są sprawdzone, zostały dopracowane i poszerzone. Postanowiłem zmienić tylko jedną rzecz. W 2019 roku trzeba było być do grupy zaproszonym przeze mnie. Wynikało to głównie z tego, że obserwując przez lata podskórne życie literackie na Dolnym Śląsku, wiedziałem, kogo zaprosić i po co. I właściwie nie pomyliłem się w żadnym przypadku (choć nie wszyscy dotrwali do końca). Teraz też wiem, ale postanowiłem zmienić zasady. Przecież nie wszystko do mnie dociera i być może przeoczyłbym kogoś bardzo obiecującego tylko z tego powodu, że nie mogę śledzić wszystkiego.
Ogłaszam zatem nabór! Na razie można to nazywać Stajnią 2, ale pewnie szybko zaczniemy o tym mówić inaczej.
Zasady są jasne od początku:
– spotkania dwa razy w miesiącu (zazwyczaj równo co dwa tygodnie) w soboty we Wrocławskim Teatrze Współczesnym w godzinach od 11:00 do 14:00 od stycznia 2022 do grudnia 2023. Lipiec i sierpień zawsze wolne. W razie lockdownu przechodzimy do podziemia i spotykamy się głównie przez internet.
– uczestnictwo jest nieodpłatne
– uczestniczki i uczestnicy nie tylko deklarują, ale naprawdę chcą napisać powieść i będą nad nią pracować systematycznie, acz dobrowolnie
– uczestniczki i uczestnicy zachowują wszystkie prawa do swoich utworów i mogą je opublikować w dowolnym wydawnictwie
– w pracach biorą udział tylko osoby dorosłe mieszkające we Wrocławiu lub na Dolnym Śląsku, lub związane z naszym regionem w inny sposób
Jak się dostać do grupy?
Proszę o nadesłanie do 15 grudnia 2021 na adres wydawnictwoj@gmail.com zgłoszenia chęci uczestnictwa w tym wariactwie. W tytule proszę napisać: Stajnia 2. I załączyć krótki (dopracowany samodzielnie) fragment (najlepiej do trzech stron w Word lub innym pliku tekstowym – poza PDF – dwunastką) własnej prozy (to nie musi być fragment powieści, którą chcecie napisać) i swój biogram (nie zapomnijcie o miejscu zamieszkania). W zgłoszeniu można w kilku zdaniach opisać, z jakim pomysłem na powieść przychodzicie, ale to nie jest wymagane.
Listę zakwalifikowanych ogłoszę z końcem grudnia lub początkiem stycznia.
Nie zakładam z góry, ile osób się zakwalifikuje. Zdecyduje jakość tekstów.
Podeślijcie tę informację znajomym, których według Was mogłaby zainteresować. Ale tylko jeśli ich lubicie i dobrze im życzycie.
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Tego można już nie czytać.
Tekst z 8 stycznia 2020
Pewnie rok próbowałem zrealizować ten pomysł. Realizowanie pomysłów jest w ogóle ciekawą aktywnością. Dlaczego niektórzy ludzie to robią, a inni porzucają je niedługo po ich pojawieniu się lub w lepszej wersji po napotkaniu przeszkód lub choćby przeszkody, ale zajmują się konsekwentnie realizowaniem cudzych pomysłów, często nawet o tym nie wiedząc, albo realizują inne, na których wcale im tak bardzo nie zależy? Dotyczy to także literatury. Zostawmy jednak to pytanie, bo postawiłem je tylko dlatego, żeby nie zaczynać od emocji, co (oczywiście) i tak się nie udało.
Może zatem zdam tylko relację, z tego co robimy. Ruszyliśmy z czymś, co trudno nazwać, bo przecież nie są to warsztaty literackie. Nie powołaliśmy także grupy literackiej, bo tak się grup literackich nie powołuje. A już na pewno skutecznie. Tym bardziej w czasach, kiedy powoływanie grup literackich jest raczej śmieszne lub tylko podejrzane. Ale jednak od września spotykamy się systematycznie dwa razy w miesiącu i już wiemy, że będziemy to robić przez kolejny rok. Na pewno nie są to spotkania towarzyskie, choć czujemy się ze sobą dobrze (a nawet coraz lepiej) i wzajemne zaufanie wzrasta z każdym kolejnym krokiem. Każdy w tej grupie jest bardzo ważny i każdy już to wie. Nie trzeba było o tym mówić ani przez chwilę. Nie pojawił się także nawet zwiastun niezdrowej rywalizacji i pewnie się nie pojawi. Nic nie rozwali tego od środka. W aktywności literackiej takie sprawy są bardzo ważne, choć nie najważniejsze. Bez nich jednak o te najważniejsze niezmiernie trudno. Chyba spokojnie możemy już ocenić, że w tym względzie nam się udało. Co nie jest takie oczywiste, bo praca grupowa w literaturze nie jest częstą metodą i przynosi raczej kiepskie efekty, literackie i nieliterackie. Daliśmy jednak radę, bo to jest możliwe przy jasnym celu, dobrych metodach i zespole oraz po wytyczeniu i zachowaniu pewnych nieprzekraczalnych granic. Również bez mówienia o tym, wytyczyliśmy je chyba celnie i precyzyjnie. W dodatku bez zasieków, opaćkanych hasłami murów i broni. Tak to przynajmniej możemy ocenić teraz, kiedy to już ruszyło w jasnym kierunku, w skokowo narastającym procesie i daje spodziewane efekty. Przychodzimy, jesteśmy zaangażowani, czas zlatuje w tempie przypominającym próbę punkowego zespołu z jakiejś pipidówki w latach osiemdziesiątych. Pewnie niewiele osób już ma pojęcie o takich próbach. Miały potężną moc, bo chociaż niewiele z nich wynikało i obiektywnie patrząc, niczego nie zmieniały, dawały coś na lata, nie tylko siłę, ale i solidną podstawę na dowolną okoliczność. Chociaż niektórym tylko zniszczyły życie.
Nasza grupa na szczęście punkowa nie jest.
Ale od początku. Przez lata aktywności literackiej, wydawniczej, organizacyjnej i sam nie wiem, jak ją jeszcze nazwać, trafiałem na ludzi. U niektórych wyczuwałem to, co nie jest oczywiste. Możliwości. Czyli coś, co niektórzy wciąż nazywają talentem, i predyspozycje, przede wszystkim do katorżniczej roboty, czyli do czegoś, co niektórzy wciąż nazywają pracą literacką. Nie jest to jakoś szczególnie ciekawe, bo wszyscy w różnych warunkach trafiają na jakichś ludzi i rzadko coś z tego wynika. Uparłem się jednak, żeby coś z tym zrobić, czyli pomóc, ogarnąć, zorganizować, wesprzeć, zmotywować, dać narzędzia i co tam jeszcze będzie potrzebne do wyzwolenia (się) energii, która być może bez tego by się nie wyzwoliła lub wyzwoliła mniej, na krócej, w zbyt małej dawce. Wydaje się, że takie inicjatywy powinny być realizowane natychmiast, bez zbędnych ceregieli i przeszkód. Łaziłem, mówiłem, pisałem, ale nawet nie dostawałem odpowiedzi. Jednak się uparłem. I się udało. Pomógł Wydział Kultury naszego miasta i Wrocławski Teatr Dramatyczny (za co bardzo dziękujemy). Nie czekałem już na nic. Natychmiast rozesłałem wici. Zazwyczaj skutecznie. Ruszyliśmy.
Z góry założyłem, że grupa powinna być dziesięcioosobowa. I dziesięć osób zaangażowało się w tę mordęgę. Każda z nich pisze własną powieść, we własnej stylistyce i w sprawach dla siebie ważnych. Każda z tych książek będzie zupełnie (ale to zupełnie) inna, co już widać jak na dłoni. Zdaje się, że już się rozpędziliśmy. Przede wszystkim wypracowaliśmy, skonstruowaliśmy i naoliwiliśmy nieźle się sprawdzające maszyny prozatorskie. Tak, stworzyliśmy sobie coś takiego, opierając się na planach istniejących maszyn (niekiedy tych już dawno zardzewiałych, niekiedy najświeższych nowinek technicznych), ale te są nasze własne, właściwe, kompatybilne i będą nam długo służyły. Historie, z którymi przyszliśmy do tej mordęgi, urosły, nabrały życia, co więcej, są już nieźle umocowane i umotywowane. Każda ma już własne organy lub inne instrumenty czy części. Bohaterowie też rosną nam pod palcami. Zaczynają umieć ze sobą rozmawiać, stają się aktywni, naprawdę już czują, myślą i działają (w dodatku jak działają, myślą i czują!). Sprawy idą we właściwe strony. Narratorzy się klarują i są coraz ciekawsi. Ich strategie także. Konstrukcje rosną, wydają się coraz mniej chwiejne i chyba udźwigną swoje ciężary. I co najważniejsze, każdy z uczestników zaczyna mieć adekwatne do swojej prozy języki. Co nie znaczy, że nie mieli ich wcześniej, ale teraz mają je lepiej, głębiej i są bardziej mięsiste i ruchliwe. Takie mam wrażenie. Właściwie już zrobiliśmy to, co najważniejsze. Każda z powstających książek dostała powietrza i energii. Praca nad każdą z nich jest na innym etapie, ale została już wykonana i chyba nie pójdzie na marne. Daje to sporo radości, bo to jak obserwowanie narodzin i każdego z etapów dorastania, ale z przeczuciem, że śmierć jest z innej bajki, bo te książki powstaną, czyli dostaną potencjalne życie wieczne. Tak, bawimy się przy tym nieźle, ale to tylko przy okazji. Bo cel jest inny. Teraz zostaje nam jedynie właściwie to wszystko wykorzystać. I to zrobimy. Bo wiemy jak, możemy i chcemy. To naprawdę się udaje.
Celem tej grupy są dzieła, nie szkolenie. To nie moje zdanie, to zdanie jednej z uczestniczek, które pojawiło się we właściwym momencie. Dla mnie było to jasne od samego początku, ale z każdym spotkaniem jest jaśniejsze, bo oczywiste już dla wszystkich zaangażowanych.
Tylko w co zaangażowanych? Bo bez tego się nie obejdzie, pojawia się sprawa nazwy. Kiedyś napisałem takie zdanie: „Wszystko ma swoje nazwy i to jest nader praktyczne”, ale (hi, hi) tym razem nazwy nie ma i pewnie nie będzie. Nie jest potrzebna. „Potencjały” były tylko tytułem pierwszego tekstu, który o tej inicjatywnie napisałem, bo to dość mądre, że wymyślono tytuły i że się je nadal stosuje. W trakcie zajęć jedna z uczestniczek nazwała nas „Stajnią”. Super. Miała przecież rację. Moglibyśmy przy tym zostać, ale pewnie, kiedy za pół roku znów napiszę coś (po raz trzeci) o tym naszym spotykaniu się dwa razy w miesiącu w świetnej atmosferze i świetnym miejscu, pojawi się kolejny pomysł i jeszcze lepszy emblemat. I niech tak będzie. Aż do momentu, kiedy ukażą się książki. I wtedy będą ważne tylko one i ich tytuły. I nazwiska autorek i autorów. Ale jednak książki niech będą najważniejsze.
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Tekst z 14 września 2019
„Jedziemy, z paradą”, tym zdaniem kończy się „Wróć do Serrento”, opowiadanie Stanisława Czycza, jednego z najciekawszych polskich prozaików ostatnich dziesięcioleci. Nic w tym intrygującego, może poza tym, że twórczość Czycza (jak i kilku innych naszych czołowych prozaików drugiej połowy XX wieku) jest dziś pomijana, zapomniana i wydaje się nieważna do tego stopnia, że dostępne są tylko używane stare wydania książek niektórych z nich, zazwyczaj ocenzurowane, nawet pochlastane, jak w przypadku Buczkowskiego. Jakbyśmy posiadali w polszczyźnie nadmiar arcydzieł prozatorskich. Nie posiadamy. Z polską poezją jest całkiem dobrze, przynajmniej jeśli ocenia się z wewnątrz, czyli z perspektywy obcowania z nią w oryginale. Z polską prozą tak nie jest.
Nie chcę doszukiwać się tu przyczyn. Być może zwyczajnie nie potrafimy opowiadać albo opowiadamy nieciekawe historie, albo robimy to w nieciekawy sposób? A może jest inaczej i kiedy trafia się ktoś, kto opowiada ciekawie, zostaje pominięty lub unieważniony? Przez duże wydawnictwa, przez krytyków, przez jurorów ważnych nagród literackich? Albo wręcz przez czytelników, którzy nie podejmują trudu dowiadywania się o wartościowych książkach lub ich nie potrzebują? Przyczyn zapewne jest więcej lub są zupełnie inne, ale to, że dobry polski prozaik zazwyczaj nie ma żadnego wsparcia, wydaje się tezą do obronienia. Pojawia się zatem pytanie, czy można to zmienić? Nie można i dlatego postanowiłem to zrobić. Nawet nie spróbować. Zrobić.
Jeśli nie mogę pomóc finansowo (praca nad powieścią zajmuje dużo czasu, energii i często ogranicza lub wręcz wyklucza inne aktywności), nie znaczy, że nie mogę pomóc wcale. Tworzenie powieści to robota nie tylko katorżnicza, ale i samotna, czasami do bólu, częściej jednak bolesne jest to, że w samotności można nawarstwiać błędy lub ulegać iluzji chybionych rozwiązań. Jeśli do swojego świata przedstawianego (lub rozwalanego) wpuści się inne osoby, może to przynieść nadspodziewanie dobre efekty. Może też przynieść złe, ale w grupie łatwiej to oceniać. Przedstawianie (lub rozwalanie) świata jest też męczące z innego powodu, wymaga systematyczności i uporu (tak zwanej twardej dupy). Często zatem zostaje porzucone w trakcie. Systematycznie spotykająca się grupa w jasnym celu może pomóc przetrwać trudne momenty zwątpienia, zniechęcenia lub zmęczenia. W grupie też łatwiej stworzyć właściwą konstrukcję tego przedstawianego świata (lub ułożenia rozwalanego) i sposób jego przedstawiania (rozwalania). Głównie dlatego, że zyskuje się fachowe opinie odbiorców w trakcie „budowy” lub „demolki”, a czasem nawet któremuś z nich przyjdzie do głowy jakiś prześwit, który otworzy przed autorem nowe drzwi. No i kolejna ważna rzecz, coś z tym przedstawianym/rozwalanym światem, kiedy się już go przedstawi lub rozwali, czyli skończy powieść, wypadałoby zrobić. Duże wydawnictwa raczej na propozycje nie czekają. A wydawnictwo j, mimo mizernych możliwości, między innymi właśnie po to zostało powołane.
Prawda, że niezła inicjatywa?
Konkrety są takie. Wydział Kultury Gminy Wrocław postanowił nas wesprzeć. W sprawę także znacząco zaangażował się też Wrocławski Teatr Współczesny, udostępniając nam miejsce. To są wspaniałe informacje. Zaczynamy. Coś, co możemy nazwać warsztatami. Pierwszy raz zbierzemy się dziś. W sobotę, 14 września 2019 roku. Spotykamy się dwa razy w miesiącu i będziemy to robić przez dwa lata. To nie będą łatwe spotkania. Jeśli ktoś z uczestników pęknie, na jej/jego miejsce wskoczy kolejna osoba z listy rezerwowej lub ktoś, kto się nagle objawi. Uczestnicy wybrani zostali na podstawie subiektywnej oceny potencjałów i z klucza terytorialnego, czyli to dobrze rokujące prozaiczki i prozaicy z Wrocławia i Dolnego Śląska. Będziemy się starać, będziemy się uczyć i będziemy się wspierać. I zamierzamy zasuwać z robotą i nie pękać. Nie wiem, czy to wystarczy, bo może rzeczywiście Polacy nie potrafią opowiadać lub robią to w nieciekawy sposób, może nie mamy odpowiednio dobrych historii, ale wydaje mi się, a nawet jestem niemal pewny, że to nieprawda. Jedziemy, może bez parady, ale w konkretnym celu i bez niepotrzebnych wątpliwości. I będzie nas można z tego rozliczyć. Jeśli nie powstaną świetne powieści, stracimy po prostu dwa lata. Ryzyko spore, ale warte podjęcia.
I jeszcze jedno. Poprowadzę tę grupę. Wiem jak to zrobić i chcę to zrobić. Jeżeli te dwa warunki są spełnione, jak uczy doświadczenie, wszystko się udaje.
Do programu zostali zaproszeni i przyjęli zaproszenie (kolejność przypadkowa):
- Marta Kucharska
- Rafał Różewicz
- Joanna Pawłusiów
- Gabriela Iwińska
- Aleksander Trojanowski
- Alan Weiss
- Agnieszka Kłos
- Wojciech Koryciński
- Barbara Elmanowska
- Maja Hypki
W pracach wezmą też udział dwaj wolni słuchacze:
- Tomasz Ważny
- Maciej Bobula
Jedziemy, paradę zostawiamy na koniec. Będziemy jednak w trakcie dawać sygnały.
Jacek Bierut (ur. 1964), prozaik, poeta, dramaturg, autor pięciu powieści (PiT, Spojenia, Hajs, Pornofonia, Powstanie Grudniowe), tomu opowiadań (71), czterech tomów wierszy (Igła, Fizyka, Frak człowieka, Kocia wiara) i tomu dramatów Pestka mandarynki i inne dramaty, a także tomu esejów Przesieka. Laureat nagród literackich. Jego książki były nominowane do nagród Silesius, Angelus i innych. Laureat I nagrody Stref Kontaktu 2019. Współredaktor opracowania literatury dolnośląskiej po 1989 roku Rozkład jazdy i redaktor dwujęzycznej (polsko-ukraińskiej) antologii poezji wrocławskiej i podwrocławskiej Nielegalny prąd. Współzałożyciel Fundacji na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza i powołanych przez nią księgarni Tajne Komplety. Założyciel wydawnictwa j i dziennika literackiego w Internecie (wydawnictwoj.pl). Eseista, krytyk literacki, tłumacz, redaktor, wydawca, edukator. Prowadzi kursy pisarskie dla zaawansowanych i początkujących na Uniwersytecie Jagiellońskim w ramach podyplomowego Studium Literacko-Artystycznego, w Maszynie do Pisania, a także w powołanym przez siebie we współpracy z Gminą Wrocław projekcie pisarskim dla najzdolniejszych pisarzy dolnośląskich Potencjały/Stajnia.