Pod Mokrą
Musiał być upał. W polach podnosił się żółty kurz, jakby stado
stalowych wiatraków prosto z fabryk Kruppa. Wokół tylko snopy
w nieregularnych tyralierach przed lizjerą lasu. I nagle mówisz
kurde, jestem cała mokra przez niego i mówisz łap, łap, to nasza
ostatnia, a ja pędzę za białą chusteczką jakby była ostatnim nabojem
z jaszcza. I kiedy już ją mam, widzę, że odsłaniacie lewe skrzydło.
Za prawym nigdy nic nie było tylko dzwonnica i milczenie dzwonu,
przyszyte płasko do pola. Dym na horyzoncie. Odwrót.
Iguazu Waterfalls Blues (for MSZ)
Nie wierz oszczercom, gdy stawiają mnie pod ścianą,
wytykają palcami, obrzucają czerwonym błotem
na głównym placu redukcji i krzyczą, że oto jest pęd
winny wszystkiemu i nie wyda żadnego owocu.
Tymczasem odbijaj się od ścian,
rań grań,
gub pogoń sań.
Schodzą się we mnie wymarłe pokolenia, skrzypią ściany
jurty wypełnionej szczelnie przez niebyłych mężczyzn
oraz niedoszłe kobiety które we mnie znajdują rozwiązanie.
I otwierają korytarze pode mną, z których się nie wraca.
Tymczasem odbijaj się od ścian,
rań grań,
gub pogoń sań.
Na stałe zamieszkują mnie tylko kości kolonizatorów, ostre
na krawędziach, puste w środku. Nie wierz im, badaj dźwięk,
a nic co się wydarzy w ścianach nie pozostanie bez śladu krwi
z ciała wleczonego daleko stąd po lodzie, po śniegu.
Tymczasem odbijaj się od ścian,
rań grań,
gub pogoń sań.
Sen 15245 albo Marian Paździoch próbuje aresztować Zenona Kałużę, który udaje Hansa Klossa.
Byliśmy na obiedzie w knajpie przy ul. Siennej w Krakowie,
Margot zamówiła naleśniki. Siadamy przy stole i widzę,
że przy stoliku od strony wejścia usiadło trzech facetów,
wszyscy w skórzanych, gestapowskich płaszczach. wśród nich
Marian Paździoch z „Kiepskich”. Przyszli mnie aresztować.
Mówię do Margot – idź jakbyś szła odebrać naleśniki i zaczekaj
przy barze, a ja wcześniej wyjdę do toalety i kiedy wyjdę, damy
nogę zanim się zorientują. Już na ulicy wyjmuję baterię ze swojej
komórki i mówię do niej: Wracaj do domu, tu na kartce masz hasło,
zdanie które powiesz gdyby w domu zrobili kocioł, na pewno będą nas
podsłuchiwać. Na pewno robią to od dawna. Pojadę do Warszawy
przez Wrocław i Kraków, poplączę sie trochę kolejami żeby mnie
zgubili, będę dzwonił tylko z obcych numerów, ewentualnie z budek
telefonicznych jak jeszcze gdzieś są. Ale nie odbieraj. Czekaj. Wrócę
przed świtem. Margot nic nie mówi. Oboje wiemy, że od lat nie ma
żadnych budek telefonicznych.
Noli me tangere
Jeszcze tam jestem, nie trać pewności, że oto niewidocznie,
ale idę tam gdzie podążam. Malowniczo wtłoczony pod listy
zakupów, rachunki, sprawunki, zapisy, akty nadania, wszystkie
kroje czcionki i kształty odręcznego pisma. Niech nie opuszcza
ciebie niepokój, że pod bębnami kabla, stosami gnijących palet,
w tłumie złączek bez chwili wytchnienia koduję, transmituję i
złośliwie zmieniam częstotliwości. Jestem i nigdy mnie nie zabrakło.
Nie próbuj mnie powstrzymać, kiedy odwracam się by wyłączyć
wizję, odkleić się od tak zwanej rzeczywistości, żeby naprawdę
coś przeżyć.
Radosław Wiśniewski – ur.1974 – absolwent psychologii UJ, były urzędnik, dyrektor wiejskiego domu kultury, wykładowca, pizza driver, obecnie sprzedawca hurtowy urządzeń niskoprądowych. Mieszka w Kiełczowie, pracuje we Wrocławiu, związany z Brzegiem. Pisze wiersze, publicystykę, prozę, krytykę. Autor kilku książek z wierszami – ostatnio wydane „Inne Bluesy” (Olkusz 2015), „Psalm do św. Sabiny” (Brzeg 2016), „Dzienniki Zenona Kałuży” (Łódź 2017). Wiersze, szkice i fragmenty prozy były tłumaczone i publikowane w języku niemieckim, angielskim, hiszpańskim, ukraińskim oraz węgierskim. Jest współzałożycielem Stowarzyszenia Żywych Poetów z Brzegu, byłym redaktorem naczelnym ex-kwartalnika „Red.”, wieloletnim współpracownikiem „Odry”, „Studium”, „Undergruntu” oraz kilku innych nieistniejących pism literacko-artystycznych. Obecnie szuka wydawcy dla debiutanckiej prozy pod roboczym tytułem „Trans-migracja” oraz zbioru nie-wierszy pod tytułem „Kwestionariusz Putinowski oraz inne medytacje w czasach post-prawdy”.