opuszki palców na dekolcie
Kategoria: Poezja
ćma walczy z oknem
to samo spojrzenie
czarne mocne linie
dzieła zebrane przez jakiegoś typa w golfie
stado mew zamyka horyzont
też chciałaby tak odejść
snajperską cierpliwością
na niebiańską łąkę
Patrzymy uważnie na siebie.
mam prawo cię oskarżać
Zawsze staję po stronie kobiet.
jedna po drugiej
robotnicy z budowy
zostanę strawą
sytość rozcieńczona
klekot kości stworzy system filozoficzny?
w wibrujących dłoniach
czyli całkiem neutralnie
to dopiero szczęście
I będę miał złote liście we włosach.
pozornie tylko czarny
oczekuję od ciebie
nawet gdybym przestał pisać
Tyle się dorobiłem przez te lata.
a tak chciałam na łeb na szyję
Nie wiem.
sumy były zerem
stanie nad studnią
przybyła kolejna poprzeczka
wszędzie tylko rozdroża
moje ciało mówi mi, że więcej nie mogę
recytuj moje pieśni
opuszczam cenę codziennie
To mniej więcej wszystko
to nie tak, jak myślisz
zechce mnie rozdeptać
Taki jest układ relacji
ciebie to nie dotyczy
przy pomocy szczypiec
jako chwilowe my czy wy
Jezus był szalony
Zgłodniałym wróbelkiem
odpowiednie zdjęcia
moje kulawe modlitwy
zobaczyć ojca
Miasto stało i stoi.
tylko nimi
choćby ich była chmara
i zaraz się zacznie lato bez wiosny
nie ma powrotu
Wiekuiste zmarnienie
i jeszcze wciągnąć świat
Why did you create whores?
po co do tego udziec
codziennie piszemy więcej
sap ziemio w szalu z wat i perkalu
z bogatego scenariusza dyrektorów
tutaj się wykonuje ruchy wahadłowe
wyprzedza żałobny kondukt
bez głów, rąk i oczu
Po jej korytarzach błąkamy się do dziś.
zaczynać się od środka
tamtej dusznej nocy
do źródła.
nawet drzewa twardnieją
brakuje mi czegoś wewnątrz
Bóg się rodzi.
obnaż swoje kości
z kroplą zaschniętej krwi
domek dobry
W poniedziałek urodziny Janusza Stycznia
Śmierć ma być równa.
Ech, niech uprzątną to miejsce.
nie chcą mieć czytelników
czerwone dłonie dziewczynek
kradłem
rzuciliśmy w nią patyk
Reszta jest bez śladu.
niedowiarki ciągle nie wierzą
z gruntu do nieba
Tam, gdzie nikt mnie nie zobaczy.
teraz zaczyna się wszystko
Samopylni nie zdychają
na kartkach rozdzieranych drugiego dnia
jestem boginią
Jutro się zacznie
już niemal wtoczony na szczyt
Mieliśmy swoje momenty
Sadza spod pieca
białe szybko się brudzą
dla mnie to rozkosz
nie wkładaj nowych butów na to błoto