Jak to zrobiliśmy?
Tag: Jacek Bierut
Gummo jest faktycznie estetycznie ważnym elementem
Nie wszystko tu się oczywiście, i na szczęście, ze wszystkim łączy, są wolni strzelcy, wątki poboczne.
Freestyle z domieszką chilli, kurkumy i kminu rzymskiego.
Bo tak to już jest (choć nie jest), że cmentarze najmniej są tym, czym są, czyli stanem obecnym, natomiast są przede wszystkim tym, czym nie są, wszystkim, co poza nimi.
Bo wiemy jak, możemy i chcemy.
w ogóle nie piszę opowiadań
szczerze polecam wejście na tę ścieżkę
Literatura polska się zwija, choć wiadomo już, że przetrwa, w katakumbach, w dziczy, w chaszczach, na pewno nie w muzeach, a tu taki zdradziecki cios z (wydawałoby się) bezpiecznej flanki.
Do programu zostali zaproszeni i przyjęli zaproszenie
Uśmiechnij się do mnie porządnie.
Przypadek, kiedy idziesz ulicą i znajdujesz pięć dych?
Na czym moim zdaniem polega przypadek Ashbery’ego?
Mnie się tam po prostu dobrze myśli i nie jest to rodzaj myślenia gorączkowego, impulsywnego.
Boże, na kogo ja teraz wyjdę!
Kiedyś zrobiłem sobie taką włóczęgę po Polsce.
Fragment książki „Przesieka” Jacka Bieruta, która wkrótce ukaże się nakładem wydawnictwa j.
Fragment książki „Przesieka” Jacka Bieruta, która wkrótce ukaże się nakładem wydawnictwa j.
Piątek, 19.10.2018, godz. 18.00., Księgarnia Hiszpańska
Warto być!
Środa, 26 września, godz. 18.00. Księgarnia Hiszpańska we Wrocławiu (zaułek Solny). Mirka Szychowiak i „Trzeci migdał”. Spotkanie poprowadzi Jacek Bierut.
Żeby jednak nie było tak różowo, wyznam również, że autorowi być może udało się na dobre obrzydzić mi obcowanie cielesne.
Nawet przyszło mi do głowy, że mógłbym już napisać całkiem niezły poradnik pod tytułem „Jak napisać dobrą powieść”.
Czy zechcemy oglądać mecz z Japonią?
Dom i światło późnego popołudnia to dwa najbardziej przerażające zjawiska.
Może nie wszystko jest piłką, ale piłka jest wszystkim, jak się zaraz przekonamy.
Sieć nauczyła mnie, że trzeba być dla swojej twórczości złą macochą, inaczej stoi się w miejscu i samemu sobie bije się brawo.
Cały kunszt Sendeckiego, jako kogoś świetnie panującego nad brzmieniową, estetyczną, konstrukcyjną warstwą wiersza, kunszt autora zmyślnie wykorzystującego tradycje i własne „wynalazki” jako tworzywo, wszystkie te wyszukane gry literackie, intertekstualność, podprogowe wyczucie języka, umiejętność poruszania się po niemal całej jego skali, to jest nic w porównaniu z poziomem znaczeń.
Jest tam też tyle zmysłowości, tyle dobrze nakładających się na siebie harmonii, tyle zapachów, świateł, smaków, tyle rytmu i taki poziom odczuwania wszystkiego, że endorfiny skaczą równie wysoko i szybko, a serotonina zaczyna płynąć w odwrotnym kierunku.
Najważniejsza jest chyba pozycja, z której się mówi w tych wierszach („Ulicą prosto/ póki krąży/ krew”). Mnie to porusza. Nie wolno mi tu napisać, że książka jest pożegnaniem, świadomym i pewnym, ale jednak nim jest, choć wierzę, że kolejnych książek Marcina Sendeckiego przed nami sporo i czekam na nie. Chyba przede wszystkim dlatego, że Sendecki nigdy nie kłamie. A kiedy mówi prawdę, robi to w dobrym rytmie i bez niepotrzebnych naddatków.
Wojaczek swoją najlepszą książkę zadedykował, „Mistrzowi Mowy Polskiej – Tymoteuszowi Karpowiczowi”. Karpowicz stał za debiutem Wojaczka. Przeprowadził go tak, że w tym czasie nie można było sobie wymarzyć bardziej spektakularnego wejścia w obieg wydawniczy.