Stacje
.
I
.
Mam, tak zwaną, migrenę wystawową,
pejzaże oderwane od rodzimych pejzaży
obdarzyły mnie zdolnością zaocznego patrzenia
nie jestem dzisiaj usposobiony do rosyjskich filmów,
kolorowe banie spoza szyby aptecznej –
tyleż planet, na których nie chciałbym mieszkać:
kto wie, czy nie musiałbym się przysposabiać
do nie znanych mi gwiazdozbiorów,
do nowych gabinetów ministerialnych,
których skład tak trudno przecież mi zapamiętać,
kto wie, czy nie usechłbym z dala
od klimatu nienawiści i nieprawdopodobieństwa,
jedynej racji mojego bytu.
.
II
.
Panam w lecie,
wieczór sucho pachnący benzyną jak wrzosem,
dziewczyna, lgnąc na palcach, podaje usta komuś w kaszkiecie,
na nowych moście staruszek, potrząsając brodą,
dmie w fujarkę nosem.
Okręcik z Charnenton w złote cętki,
łyskając łuską, migoce nad wodą,
jak ryba na końcu niewidocznej wędki.
Ty uciekasz stąd głową,
tylko głową w górę,
raniąc krótko, jak rozkaz,
jak sukienka dziewczyny już zmieszanej z murem, –
Nie, –
a dla mnie to rozkosz,
gdy jedyny w tym mieście biblijny gniew
jest na twarzy grajka staruszka,
gdy nad wezgłowiem ulicy łóżka
księżyc jest abażurem.
.
.
Stanisław Brucz (1899 – 1978), poeta.