.
Na palarni zatrzymuje się życie. Siedzimy w kółku z popielniczką na środku. Wydajemy z siebie piski i charkoty, wycia i ryki. Zen wyciąga swoją szarą trąbę i mówi, jak odkrył sfermentowane owoce drzewa marula z odległości sześciu kilometrów. Nie powie gdzie. To jego odkrycie. Wrócił raz nawiany i nie chciał się z nikim podzielić informacją, skąd wraca. Wdał się w walkę. Na trąby. Dzieci uznały, że już mu szkodzi słodki trunek na starość i odesłały go do nas. Mówi: “Dalej im nie powiem, gdzie piję. Może stary, ale swój honor mam”. Następnie odzywa się Gier. Ufajdany goryl, który jak przyszedł, zrobił nam masakrę w szopie, rzucając wszędzie swoje gówno. Musieliśmy w końcu zakopać wszystko razem z kwiatami. Okazało się, że szukał środka halucynogennego, który sobie schował. Małpiszony to narkomani, a ich wędrówki po procenty przyrównują tym słońskim. Jedni przekopują się przez Etiopską suszę, a drudzy przez Gwinejską dżunglę. Każdy pokonuje długą drogę, by się wytarzać w błocie. Gier mówi: “Jak wrócę, to ukocham się z Hanką. Wiecie, Hanka to taka dziołcha, co i banana da i banana wyjmie. A mój banan do niedawna był nieźle miękki”. Muchy bzyczą ze śmiechu. Te to zgłosiły się na alkoholowe badania eksperymentalne. Głównie latały – na wesoło lub smutasa. Kilka padło szybciej niż inne. Inne rozrywały siatkę, by wlecieć w rozżarzoną lampę. Było kilka, które napadały na inne po to, by wypić ich soki i mieć atrament. Które przeżyły, poszły na leczenie. Szampansisa nagle się odzywa: “A słyszeliście o tym debilu, Jacku Kerouacu? Podobno specjalnie chciał się uzależnić, brał i się załatwił. Co za debil”. Wtóruje jej pszczoła “Ludzie to mają coś z głowami. Rozbijają się o beton jak pszczoły o ule. O beton”. Dodaje Piemont: “I gdy my zakopujemy gówna, ich rodziny wysyłają ich na płatne masaże, medytacje, spływy kajakowe, by w międzyczasie rozmawiali o swoich przejściach”. Wybiła godzina ciszy nocnej. Mieli iść spać, ale Gier wywąchał słodki nektar. W miejscu, gdzie śpią słonie, nie ma co montować krat. Nietoperze prowadziły i z każdej grupy szło po dwóch przedstawicieli, aby trąbialscy i bananiarze nie wzięli więcej dla siebie.
Na palarni zatrzymuje się życie. Siedzimy w kółku z popielniczką na środku. Wydajemy z siebie odpowiednie bełkoty. Opowiadamy: kto ile pił, przyczynach, dzieciństwach. U jednych – rodzice chlali, biegało się od małego po piwo i kłamało przed nauczycielką w szkole. Drudzy cierpieli na brak zainteresowania, życie z kluczykiem na szyi i schowane emocje. A trzeci opowiadają o nadopiekuńczości i zbyt dużej ilości miłości, przez co nie potrafili poradzić sobie ze swoim dorosłym życiem. Mówimy o tym, co dziś się działo na oddziale. Heniek się zesrał. Młoda kręci z Denisem, pewnie się już ruchają. Łukasz znów miał padaczkę, padł jak długi. Beata już nie wie co mówi, tak jej alkohol mózg zlasował, a na poprzednim detoksie jeszcze szło z nią pogadać. Werka wzięła swoje własne benzo i się naćpała. Ktoś ukradł jedzenie z lodówki, pewnie to ten narkoman, co wymienia skład leków jak z encyklopedii. Przyszła nowa, od razu dostała psychozy – pielęgniarka musiała ją przytrzymywać kolanami, by dać jej zastrzyk, mimo że była już zapięta w pasy. Do teraz laska krzyczy do aniołów. “Ej, a wiedzieliście, że słonie chodzą po sześć kilometrów, żeby się upić?” ‒ mówi nagle Zenek. Ktoś krzyczy: “No co ty, a powody?!”. Iza odpowiada: “O czym my mówimy, przecież to zwierzęta”. Gier siedzi cicho. Kiedy wszyscy idą spać, szepcze pod nosem: “Ludzkie, że mucha siada”.
Na palarni toczy się koło.
.
.
Maria Czekańska, poetka przed debiutem książkowym. Dotychczas publikowała m.in. w „Stonerze”, „Odrze”, „Wizjach”, Liberté!, “Przekroju”, i „Babińcu Literackim”. Jej pasją jest chodzenie na skrajach. Jest autorką kilku wywiadów, które przeprowadziła m.in. z Elką Łapczyńską, Zofią Bałdygą, Iją Kiwą czy Piotrem Janickim na łamach WydawnictwoJ, papierwdole, Stoner. Urodziła się w 1995 r. Mieszka na Śląsku.