– Proszę, proszę, czarna owca przybyła. Nawet twoja ciotka na starość zmądrzała. Też będziesz czekać z zaręczynami do pięćdziesiątki?
– Widzę, wuju, że zacząłeś pić już przed rosołem. Wszystkiego najlepszego ciociu, przywracasz wiarę w ludzkość. Witoldzie, gratulacje.
– Dziękujemy. To będzie tylko uroczysty obiad w restauracji.
– Tradycyjne wesele w waszym wieku byłoby dość… dziwne.
– Pięćdziesiąt lat to nie czas na kładzenie się do grobu, mamo.
– Wesele to wesele, bawić się trzeba, a że młodzi, że tak powiem, nie pierwszej świeżości? Byle wódki nie brakło. A propos… Komu polać? Co? Nikomu? Na pewno?
– Planujecie podróż poślubną?
– Myślimy, Agnieszko, o Austrii. Alpy wczesną jesienią, Wiedeń.
– Jezu, jakieś ciepłe kraje trzeba wybrać. Jak nie macie pieniędzy, zostają tanie wycieczki do Egiptu.
– Iwona, weź nie krytykuj. Nie każdemu marzy się wypoczynek nad hotelowym basenem. Spędzimy ten czas z Witoldem, jak uznamy za stosowne.
– Wasz wybór. Agnieszka, a ty co, już porzuciłaś dietę? W znalezieniu męża wyżeranie sałatki jarzynowej ci nie pomoże.
– Lepiej nie mieć męża, niż mieć takiego, po którym rodzina cię wyklnie i uda, że nie istniejesz. A może tak byś wolała, mamo?
– Dajcie już spokój ze złośliwościami przy stole. Chociaż na naszym zaręczynowym obiedzie. Co mama taka cicha?
– Doskonale zrozumiałam aluzję Agnieszki.
– Nawet babkę do grobu chcesz wpędzić głupim gadaniem?
– Tak mnie nieudolnie wychowałaś.
.
.