marsz słoni
.
drepczą w jednym kierunku
ciągną całym stadem
jeden drugiego
trąca drewnianym nożem
toną w popiołach porzuconych gniazd
i nieba
które wszechdrogą odeszło
w mleczną dal
języki zlizują resztki wiekowej mądrości
po wyszczerbionych zębach czasu
wędrują po spękanych ustach
chłonąc słone wspomnienie morza
przez lata w samotnym kroczą tłumie
niewidomi
nieświadomi
że brak im
mądrości słoni
.
.
.
kropla Owidiusza
,
czekam na deszcz
słodki życia wodospad
chcę wpaść w obfite jego ramiona
pozwolić by zrzucił brudne myśli
obmył przykre słowa
zapomniałam tylko
że to kropla
drąży skałę
.
.
.
nie – Ikar
.
odlecieć wysoko
gnać lotostradą przed siebie
nie palić skrzydeł
tylko wspomnienie
.
.
.
delhi belly
.
z trudem trawię narastające złogi
białe krwinki tracą siłę przebicia
nowotwór pożera tkanki zdrowego rozsądku
czy istnieją grancie wchłanianego kłamu?
może spróbować jeść bez opamiętania
zapić czerwonym winem
i czekać
biegunka w końcu minie
.
.
.
obiad
.
mimo wszystko
zrobiłam dziś obiad
gdy wszedłeś do domu
zapiekły Cię oczy
stałam przy oknie
na blacie leżał nóż
oblepiony sokiem martwych łez
.
.
.
nocne cienie
.
wołasz do mnie każdej nocy
zostawiam uchylone drzwi
ale Ty zawsze stoisz w progu
masz głębokie cienie
nocą widać je bardziej
czarne suche koryta
wiem dobrze że chcesz wtargnąć
czuję jak na mnie patrzysz
i nas nie poznajesz
.
,
.
po drugiej stronie
.
wrastam w nieskończoność
porzucam ziemską materię
i powietrze
tam
nie będzie już mi potrzebne
będę wszędzie
będę powietrzem
.
.
.
jabłko
.
w ręku trzyma jabłko
soczyste i czerwone
poznałeś ją
kiedyś w parku
oplata Cię wzrokiem
czujesz nagle
palący ból w żebrach
.
.
.
zmysłowe siniaki
.
poobijane mam dziś zmysły
poturbowane kalekim wieczorem
boli mnie mój człowiek
na szczęście
sumienie mam czyste
.
.
.
o człowieku
.
naszła mnie dziś taka myśl
zupełnie przypadkiem
gdybym odeszła
ktoś wszedłby do mieszkania
tego materialnego kawałka mojego życia
co przykułoby jego uwagę?
może zapach
każdy dom ma przecież swój
niepowtarzalny
czy zwróciłby uwagę na kolorowe dywany
pogniecioną pościel w sypialni
na kubek z resztką kawy i zaschniętym mlekiem tuż nad uchem
– zawsze zostawiam łyk na później
a może na Buddę sennie patrzącego ze ściany
czy uznałby mnie za samotną kobietę
czy szczęśliwą partnerkę
kofeinistkę książkofilkę kotomaniaczkę
a może za bałaganiarę
jak wiele można wysnuć o człowieku
obcując chwilę w jego miejscu
jak wiele można pominąć
nie czytając między książkami
brudnymi kubkami
czy zdjęciami schowanymi w szufladzie
nigdy się tego nie dowiem
bo gdy odejdę
będzie mi wszystko jedno
dziś jednak
naszła mnie taka myśl
.
.
.
zdejmij skórę
.
zdejmij skórę
zwiotczała i starła się przez lata
obnaż swoje kości
pokaż zawartość mięśni
pokaż jak ścięgna nie-trzymają Cię w ryzach
zobaczyć chcę kierunek krwiobiegu
sprawdzić czy nie wyschły pomniejsze dopływy
pokaż mi kierunek swojego krwiobiegu
a powiem Ci
czy jesteś
z krwi i kości człowieku
.
.
Paulina Sacharczuk zielonogórzanka, obecnie mieszka w Krakowie, autorka tomu poezji Kolor duszy. Jej wiersze ukazały się w antologiach: Mosty, Primavera, Hulaj dusza,
Wwierszowzięci (edycja polsko-włoska), Gwiazdozbiór Pegaza (edycja polsko-angielska), Nadmorze (antologia wierszy czytanych) oraz w internetowych dziennikach literackich Wydawnictwo J i Helikopter, piśmie literacko-artystycznym Bezkres oraz Akant, a także kwartalnikach Post Scriptum i Pro Libris. Absolwentka studiów azjatyckich na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pasjonatka słowa i natury, także tej ludzkiej. Podróże i tańce boso przy ognisku pozwalają jej odnaleźć spokój. Jej wiersze można śledzić na FB: słóvvianek