Lata z jamnikiem. Jakub Kornhauser

Krótkie łapki nie są przeszkodą
Z Jakubem Kornhauserem o tomie „Lata z jamnikiem” rozmawia Nora Daksiewicz

 

Nora Daksiewicz: Skąd te jamniki?

Jakub Kornhauser: No jak to skąd? Przecież moim największym przyjacielem w dzieciństwie był jamnik Nadir, zwany pieszczotliwie Dyziem lub Nianiusiem. Urodził się parę miesięcy przede mną i razem dorastaliśmy. Mieliśmy wspólne zabawki, wybieraliśmy się na rodzinne wycieczki, moja mama gotowała nam obiady – tylko że ja wolałem makaron, a on mięso z rosołu. Chyba że szło o kanapki z serem i pomidorem, tutaj wykazywaliśmy identyczne upodobania. Chociaż naszym największym przysmakiem były trójkątne wafle w czekoladzie produkowane przez firmę z Wadowic. Spędzaliśmy godziny na wędrówkach po rogatkach Krakowa w poszukiwaniu małych sklepików, które sprowadzały ten rarytas.

ND: Czyli można powiedzieć, że jedliście z jednej miski! Rozumiem, że połączyło was również zamiłowanie do długich spacerów?

JK: Jasna sprawa. Nadir najbardziej lubił podkrakowskie dolinki – Kluczwody, Będkowską, Kobylańską, Racławki i inne w okolicy. Podróżowaliśmy tam pociągiem lub lokalnymi autobusami z siedzeniami wyłożonymi dziurawą czerwoną dermą. Jako że w Krakowie wychowywaliśmy się nad rzeką, Nadirowi dużą frajdę sprawiało gonienie kaczek, mew i łysek. Ten sam proceder uprawiał w dolinach, dokładając do standardowych rytuałów polowanie na karczowniki i zębiełki. Żadna borsucza jama nie mogła się ustrzec jego pazurów. Potem zbieraliśmy jeżyny do słojów po miodzie.

ND: Jamniki nie dysponują smukłymi kończynami jak charty i nie przypominają niezmordowanych owczarków. A jednak z twoich opowieści wygląda na to, że nieobca im natura globtroterów?

JK: Otóż to, krótkie łapki nie są przeszkodą, gdy świat nęci tyloma zapachami. Dwa-trzy razy do roku wyjeżdżaliśmy w Tatry. Nadir robił dziesiątki kilometrów i niewiele mu przeszkadzał zakaz wprowadzania psów do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zresztą moja mama zawsze powtarzała, że „są psy i są jamniki”, co miało oznaczać, że Nadir i jego krewniacy nie wliczają się do ogólnej kategorii, tylko tworzą swoją własną. Skądinąd w Krakowie organizowany jest od lat coroczny pochód jamników – nie psów en masse. Hołubi się je jako wyróżniającą się charakterem (a nie tylko wyglądem) rasę.

ND: O, ale nie brzmi to trochę elitarystycznie? Czy wręcz, by użyć eufemizmu, szowinistycznie? Co takiego szczególnego mają w sobie jamniki, że ich ludzcy pobratymcy tak chcą się nimi szczycić?

JK: Nie powiedziałbym, że za tą więzią stoi coś niegodnego. Nie ma tu mowy o wywyższaniu się ponad inne rasy, co, jak chcieliby antyjamnikowcy, miałoby brać się z chęci rekompensowania sobie i swoim pupilom niewielkich rozmiarów jamniczego ciała. Świętowanie jamniczości odbywa się w duchu poszanowania innych ras, a przede wszystkim przy ogólnej radości i weselu – zgodnie z jednym ze „stanów emocyjonalnych”, jakie posiadają jamniki zgodnie z tym, co mówi się w klasycznym filmie animowanym Juliana Antonisza „Jak działa jamniczek”. Zresztą twórczość Antonisza także poznałem bardzo wcześnie – mąż mojej matki chrzestnej, reżyser Jerzy Kucia, wprowadził mnie w ten awangardowy świat. Zatem „nie niszczmy jamniczka”, tylko przyglądajmy się jego skomplikowanej naturze.

ND: Ty przyglądasz się nie tylko swojemu przyjacielowi, ale także wielu innym jamnikom, a także sposobom ich istnienia w świecie – nie wyłączając świata ze słów. Co wynika z tej obserwacji? Jamnik jamnikowi nierówny? A może są jakieś cechy wspólne dla osobników tej rasy?

JK: Temperament jamników jest tak złożony, że trudno byłoby o jednoznaczne definicje. To, że podjąłem decyzję o napisaniu książki im poświęconej, wynikało właśnie z tego zawikłania. Przy czym nie chodziło mi wyjaśnianie czegokolwiek – np. dlaczego jamnikom tak wielką przyjemność sprawia gryzienie pościeli oraz listonoszy – lecz o coś przeciwnego: maksymalne zagęszczenie refleksji, stworzenie jamniczego kalejdoskopu, w którym chcemy się zgubić, uświadomiwszy sobie, że nic nie jest dane na stałe. Właśnie: są bardzo różne jamniki – inaczej funkcjonują szorstkowłose, spokojne, lecz uparte, inaczej subtelne, rezolutne długowłose, a jeszcze inaczej złośliwe, obrażalskie, ale ciepłe i kochające jamniki krótkowłose. Oczywiście, każdy jamnik lubi kopać doły i urządzać sobie rajdy za małymi zwierzętami, ale czy takie atawizmy można uznać za coś istotnego dla równie skomplikowanych istot? Nie sądzę.

ND: W tomie wielokrotnie nawiązujesz do figury jamnika w języku, a także w rozmaitych dyskursach publicznych. Jaki obraz się z nich wyłania?

JK: Był czas, gdy jamniki robiły zawrotną karierę w popkulturze. Brigitte Bardot, Audrey Hepburn czy David Bowie dzielili się z fanami swoją przyjaźnią z tymi psami, co wykorzystywali kreatorzy mody. Weszły także w świat designu – do dziś jamnikami nazywamy niskie ławy lub otomany, a także podróżne torby. Nie oparła się sile ich oddziaływania motoryzacja. Po wielu miastach jeżdżą autobusy z jamnikiem w logotypie. Jamnik potrafi być zatem trendy: nie jest zbyt ugrzeczniony, ma swoje zdanie, trudno go ujarzmić, a przy tym wszyscy potrafią go rozpoznać na ulicy – nawet jeśli mają opory, by go polubić przy pierwszym kontakcie, z czasem ulegają jego nieodpartemu urokowi.

ND: Właśnie – nieodparty urok. To nie pierwszy raz, gdy zdradzasz swoją fascynację zwierzętami. Twój ostatni tom, „In amplexu”, przeprowadza nowe ścieżki w wielu zwierzyńcach jednocześnie. Ale dopiero teraz zorientowałam się, jak ważną rolę w każdej kolejnej książce odgrywają psy. Malamuty i mopsiki w prozach rowerowych, charciki i goldendoodle w poezji, można by wymieniać w nieskończoność. Czy to przedbiegi do jakiegoś literackiego atlasu psów?

JK: Co to, to nie, żadne przedbiegi. Ostatnią rzeczą, której bym oczekiwał, jest to, żeby, parafrazując Mrożka, „psy były dla mnie tylko szczeblem do wybicia się”. Nie ma tu mowy o instrumentalizacji jamników lub innych zwierząt; staram się zawsze, żeby moje książki były dowodem na zainteresowanie perspektywami nieantropocentrycznymi. Owszem, mamy – coraz częściej również w polskiej poezji – przykłady ciekawych tekstów o ekokrytycznym nachyleniu. Lecz dużo z nich zamiast łączyć ten punkt wyjścia z radykalizmem formalnym, zatrzymuje się na prostej dydaktyce i mówieniu wprost, na czym traci czytelnik, który wolałby poczytać coś mniej oczywistego.

ND: Czyli im więcej zwierząt, tym więcej niespodzianek?

JK: Na pewno im więcej jamników, tym więcej bałaganu.

.

„Lata z jamnikiem” dostępne tu: https://allegro.pl/oferta/jakub-kornhauser-lata-z-jamnikiem-16597694369

..

„In amplexu” tu: https://allegro.pl/oferta/jakub-kornhauser-in-amplexu-13041583869

.

.

Lata z jamnikiem. Jakub Kornhauser
fot. Róża Bierut

.

.

Nora Daksiewicz
Nora Daksiewicz

.

Nora Daksiewicz – psychoterapeutka i behawiorystka zwierzęca, zajmuje się także wizerunkiem zwierząt w kulturze. Pochodzi z Jamnej koło Nowego Sącza, mieszka w Dolinie Baryczy.

.

.

Jakub Kornhauser
fot. Rafał Latoszek

.

In amplexu. Jakub Kornhauser.
fot. Róża Bierut

.

PODZIEL SIĘ