Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Aleksander Wierny
Wiersze

CABO DA ROCA

 

Dalej już się nie da, tu się kończy ląd,
tu się zaczyna morze, to tutaj z klifu
obserwujemy grząską toń Atlantyku,
zmęczeni myślimy tylko o powrocie.

Wiatr próbuje nas pchać w stronę fal,
ale nie ruszymy już w dalszą podróż,
bo nie mamy niczego do odkrycia,
nowy świat za oceanem to stary świat.

Fotografujemy się na krawędzi skał,
w tle gaśnie niebieska nicość nieba,
zaraz wsiądziemy do samochodów
i szybko pojedziemy w głąb Europy.

Zostanie klif i latarnia morska, wiatr
i to, co jest na wszystkich zdjęciach:
własne twarze, które całkiem zasłaniają
wielkie przestrzenie, wszystkie światy.

 

 

 

PIELGRZYMI W FATIMIE

 

Wrzucają do ognia dzieci, nogi, uszy,
dłonie, serca i inne narządy z wosku,
żeby z atrapą spłonęło ich cierpienie,
symbol zabrał moc brakowi i bólowi.

Franciszek, Łucja i Hiacynta doznali
obok objawienia, dziecięcy pasterze,
którzy nie oczekiwali przecież cudu,
ale opiekowali się zwierzętami i sobą.

Pielgrzymi oddają też ogniowi świece,
które nie mają kształtu braku ani bólu,
zawierają intencję i pragnienie, żeby
wszelkie cierpienie już się skończyło.

Nie wierzę zastąpieniom i objawieniu,
nie czekam na cud, jestem w tym ciele,
którego nie wrzucę do ognia, jedynym,
jakie mi dano w opiekę, całym z mięsa.

 

 

 

OCEANARIUM

 

Krążą w sztucznie stworzonym morzu,
jedne przy dnie, inne pod powierzchnią,
dobrze dobrane chemikalia solą wodę,
ukryte grzałki zastępują słońce tropików.

Nie muszą się nawet nawzajem pożerać,
jedzenie łatwo wpada wprost do pysków,
a wewnątrz nie ma wrogich gatunków,
bo wszystko powinno dobrze wyglądać.

Ten świat trwa, bo czerpie spoza siebie,
rzeczy i żywe stworzenia są tutaj obce,
ale będą musiały zostać, bo tak chcą ci,
którzy ciągle jeszcze płacą za oglądanie.

Oglądamy z ciemności to sztuczne morze:
czasem ryby podpływają blisko do szyby,
żeby przez chwilę patrzyć nam w oczy,
kiedy krążymy w swoich obcych wodach.

 

 

 

NIE LĄDUJEMY!

 

Chmury pod nami jak śnieżne skały,
zniżamy się do nich, kadłub już drży,
zaraz na chwilę znikniemy pomiędzy
słońcem i ziemią, wśród gęstej bieli.

W pilota możemy tylko wierzyć, bo
go nie widzieliśmy, znamy jego głos,
który życzy nam spokojnej podróży
i zapowiada, kiedy skończy nasz lot.

W ziemię też teraz tylko wierzymy,
tak samo w słońce – bo nie widzimy,
chmury wokół nas jak śnieżne skały,
a kadłub mocniej drży w gęstej bieli.

Zamiast kończyć nasz lot, zostajemy
wewnątrz gęstej bieli, zatrzymujemy
samolot wśród śnieżnych skał chmur
wciskając stopy w podłogę z całych sił.

Niczego lepszego już nie wymyślimy
niż religia tymczasowego pobytu tu,
ciągle pomiędzy startem i lądowaniem,
na zawsze, czyli jak zawsze na chwilę.

 

 

 

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

Aleksander Wierny urodził się (w 1973 r.) i mieszka w Częstochowie, pomieszkuje w Sygontce. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Kiedyś – dziennikarz prasowy i telewizyjny w lokalnych redakcjach, dziś – urzędnik. Wydał prozę gatunkową – kryminały Światło i Teraz, horror Krew i strach oraz autobiograficzną prozę Matka mojego dziecka. W marcu 2019 roku ukazała się jego debiutancka książka poetycka Sygontka.

PODZIEL SIĘ

Do góry