tryb czuwanie
oni są jacyś niewyraźni niewyobrażalni my mamy dużo czasu stoi nasz pusty wózek
obserwujemy jak sobie poradzą z pomiarem rdzy w sygnale ja biorę na oko ją ty jego
coś jednak przeoczyliśmy – słynny aktor wchodzi i wszystkie dziewczyny mdleją wtedy — w tej chwili to już naprawdę stary typ telewizora pudło od kineskopu na czterech cegłach
nie pamiętam kiedy ostatni raz oglądaliśmy telewizję czy pamiętasz kiedy wyrzuciliśmy nasz okienkowy świat
wrzuciliśmy wizję pod cylinder piwnicy wcisnęliśmy dizajn niebu na podpałkę
ciemność w niczym nie pomaga tak samo łuna dnia
tam niczego nie ma tu się nic nie dzieje ale oni stoją jak urzeczeni stoją i patrzą
wklęsłe powierzchnie pozwalają zrozumieć powierzchnie wypukłe
plastusiowy pamiętnik
nadciąga serwis dla plastelinowego ludzika garncarz z jedną ręką pani od makijażu i kolos gliniarz a na końcu jajcarz amor i menelka wenus
jak głodna armia ruszamy po ciała zakochanych jednak gdzie jest wódz gdzie są piramidy dlaczego nasze dzieci bawią się same
milczą komiksowe dymki opustoszały chmurki mordowklejki tylko ciało mnie nie zawiedzie przylgnie uformuje się ciało pamięta
serduszko pęcznieje niczym mokre trampki na nogach czegóż więcej mogę chcieć ponad szczenięcą miłość pozostaje jedynie szczenięca wieczność
nie oglądaj filmów dla dzieci są piękne bo dobre i dobre bo piękne ostatni mleczak wypadł zaraz wyrośnie pierwszy złoty ząbek
nosibozie z wędrujących ołtarzy
nadmuchaj sobie lalę albo poduszkę powietrzną i przenieś się w świat świętych ubrany w cztery świata strony jak mówią ładnie o nagości dżiniści
przepływ od profanum do sacrum więc w wiadra i przekroje rur bałwan w srebrnych łuskach płynna cielesność na kółkach rozmodlonego woziwody
woziło się jeszcze drewno do lasu jak tuman dymu żeby ukryć ofiarę w węglu a komin przystawić do nieba zapłacić nareszcie za gaz prąd ogrzewanie
nosibozie ze srebrnych ekranów
po telewizor z płaskim ekranem idę hans albo james jak po iskrzenie igliwia nad ciałem zakopanym i zaraz wykopanym bo idę po powtórkę
z łatwością sterujesz napięciem – ograne chwyty tragika fryzjer przystojny pod księżycem stanie i zostawi odciski palców – kasiarz
nad wpadkę na planie zdradę w obsadzie jest większy błąd w szeregu nieskończonym stawka – życie życie życie śmierć
ruszasz się jeszcze – najstarszy trik komika mysz w białej rękawiczce … zbyt znane przegięcie więc zamiast palca całą rękę proszę
nosibozie z wesołych cmentarzy
żegnaj dżejson – w transkrypcję idziesz jak do obcej matki w wykrzykniki – na pochówek ale jak na wychowanie
całym dwutaktem kolan idziesz jak ciało proszące całą odwagą bioder użytkowego ciała
w łatwopalność fotografii w zdrapkę imienia cieszynkę na wyrost w sam matecznik odstawki po wieczny obciach
imiona dzieci świadczą o rodzicach mówi się – posadzić drzewo zbudować dom dorysować wąsy
mówi się … byleby mówili nieważne źle czy dobrze czytali twoje kołatanie jak nadruk na koszulce
cmentarze gubią groby tylko pamięć jest darem wiara wspomagająca że nas nie było
aż mnie zapytają ozdrowieńcy z filmu i ze zdjęcia skąd przyszliśmy
sub love frigida
woda pod palcami jest miękka ciepła wysusza skórę jak powietrze wyczuwam ucieczkę każdej kropli ku źrenicy słońca utopię jednak łagodną
stoję nad brzegiem nikt obok nikogo z kimś walczy z kimś współpracuje kogoś nie umie zrozumieć kościół przechodzi z rąk do rąk
nie po drodze mi z tymi którzy chcą trwać za każdą cenę po cichu bez ruchu czuwają wyprostowani dzień i noc i powiedzmy sobie szczerze wygrywają brzydko
w rybie widać piękno rzeki w pamięci mam imię boga o którym opowiedział mi inny bóg
białe noce
nie znikać po pierwszej randce nie znikać zaraz po weselu rozpalonym do białości radzę nie znikajcie w świetle księżyca księżyc powtarza się jak sprawca człowiek zapada się w człowieka jak w worek będziemy się potem czepiać oczu że nie widzą uszu że nie słyszą miłości że nie rozumie
jak znikać to tak by nikt nie zauważył w ramionach tych którzy nie rozumieją znikania niech się w końcu spełni czarny scenariusz sylwestra bez quorum na balowej sali
żużel
ludzie którzy nie grają w pokera nie zagrają w domino ludzie którzy nie grają w domino nie grają w bierki ja nie lubię gier kontaktowych tętna bukmacherów polotu jedynej karty
jeżeli nie gram żywymi nie zagram w demony czarny sport w podkoszulkach brudzą nas anioły
gdybyś chciał grać czysto musiałbyś czekać rzeka się ustoi i usłyszysz przyjmij mnie jak sakrament wody nie lubię gier końcowych przed każdym stoi naczynie widzę jak fala przebiega od twarzy do twarzy
prosto aż do pointy a potem dalej za linię horyzontu
w warszawie najpiękniejszy jest makdonalds jako rzecze klasyk i w małym mieście najpiękniejszy jest makdonalds o czwartej nad ranem nie napijesz się nigdzie indziej kawy w małym mieście co to za kawa powiesz najpiękniej smakuje każda kawa o czwartej nad ranem nie ma piękniejszej godziny w lecie niż czwarta nad ranem a co dalej zapytasz … nie ma dalej
wyszła zachwycona świtało zrobiła kilka kroków wyjęła telefon uśmiechnęła się pisze esemes życia
Bartosz Niewart rozpoczął swoją literacką przygodę w 2017, publikował w internetowym wydaniu Odry – numer lutowy 2017 oraz w czerwcowym numerze Helikoptera 2017 i kwietniowym 2018. W maju 2018 jego teksty ukazały się w Salonie Literackim. W tym samym roku Inter – Literatura – Krytyka – Kultura zamieścił jego tekst ( 4 \ 2018 ). W lutym 2019 ponownie w internetowym wydaniu Odry – pocztówki. Przekroczył trzydziestkę, mieszka we Wrocławiu, pracuje ( pracował ) jako nauczyciel.