Gdyby próbować opisywać poezję kolorami, nowe wiersze Mirki Szychowiak[1], byłyby szare. Do bólu zwyczajne, zwyczajnie bolesne, pod kurzem rozdrapujące rany. Są zapisem życiowych klęsk i porażek, uświadamiają nam, że to właśnie sprawy przegrane doświadczają bardziej, są dużej z nami. Chodzą nam po głowie, bywa, że za cenę wewnętrznej stabilizacji, za cenę dobrego nastroju. Płaci się za nie rozstrojeniami, mniej i bardziej jawnymi zwątpieniami, w końcu depresją. Spadkiem formy, chęci do życia, ogólnym marazmem, z którego trudno cokolwiek wygrzebać. Są jak kompost – ten jeden raz uciekając się do poetyckiej frazy – z którego trudno wygrzebać coś niepoddanego jeszcze rozkładowi. Poetka mówi jakby przez ściśnięte usta, a uwolniony w ten sposób oddech, zaświadcza o pozostawaniu wciąż przy życiu. Nominalnie szarym, pozbawionym chwil uroczystych, upływającym na znoju i problemach. Odkłamującym pełne nadziei sny na lepsze jutro, bo jakie to dzisiejsze jest, każdy widzi. To również wiersze o straconych szansach, o niepowodzeniach, o życiowych fiaskach, rodzących dziś melancholijne przygnębienie. Szychowiak, patrząc w przeszłość, dokonuje czegoś na kształt gorzkiego bilansu, z którego jasno wynika, że widoki raczej na przyszłość ciemne, a radości tyle, co kot napłakał. Nie maskuje się tu trudów, jakie przynoszą ze sobą kolejne dni. Nie ma się tu do nikogo pretensji, nikogo się nie obwinia o taki sobie stan rzeczy. Nikogo się nie oskarża. Człowiek się urodził, więc pcha swój majdan do przodu, czasami stara się bardziej, czasami mniej, by jakoś to w końcu było. W wierszu Może, czytamy:
Każdemu może przydarzyć się wszystko.
(…)
Nie ma najlepszych miejsc, jedynych wyjść,
najpiękniejszych kobiet. To te nieszkodliwe
kłamstwa, które lubimy, takie świecidełka.
Być może życie jest ciągłym łudzeniem się, że będzie lepiej? Stale podtrzymywaną fikcją, w myśl której w końcu przecież sprawy wezmą dobry obrót? To wersy o tym, że tak naprawdę nic się nam od życia nie należy, gdyż różnie los się wobec nas układa, a nasze pretensje i żale, zazwyczaj niesprawiedliwe i wobec możliwości rozmaitych potencji bezpodstawne, wynikają z pychy i przekonania o własnej wyjątkowości. Poetka nie szuka spokoju u ludzi, wytchnienie kojarzy się jej z leśnym jarem, z możliwością bycia z sobą sam na sam, w asyście przyrody, nie niepokojonej niczym i skupionej na własnym trwaniu. Szychowiak w swoim nowym tomie prowadzi wierszowany dialog, mówi do pozbawionego jakichś indywidualnych cech doktora, dzieli się z nim niepokojem i niepewnością. Jest on adresatem wielu wierszy. Tak jakby sama obecność medyka pozwalała czynić własne niedomogi znośniejszymi. Jakby wiersze skierowane do jakiegoś adresata, przynosiły w zamian rodzaj komitywy, chwilę akceptacji, przystania na taki, a nie inny, stan rzeczy. I niezmiennie pozostajemy z pytaniem, czy wszystkim aby (a może oby!) nie rządzą przypadki? Co jest w życiu konkretne i namacalne, a co stanowi abstrakcyjny miraż? Gdzie te wszystkie wielkie słowa, do obecności których nas przyzwyczajono? A tu katastrofy bez świadków, domowe dramaty, brak sił na przeciwności, stygnący upór, że wciąż warto sztubacko im się sprzeciwiać. Piekło zwyczajności, piekło życia, którego marzenia okazały się metaforami – zrobione z papieru, od byle iskry sczezłe na popiół. W wierszu Krucha, znajdujemy wersy:
Teraz, kiedy jest prawie po wszystkim,
trudno znaleźć jakąś intymność, spokojne
miejsce, żeby pomyśleć, co poszło nie tak.
Czyściec zdaniem Szychowiak, miejsce pośrednie, jest „republiką dla normalnych ludzi”. Można to rozumieć, że spora doza umęczenia jest stanem konstans dla człowieka. A przynajmniej tak widzi to autorka Proszę nie płakać. Czy uczenie się życia to wchodzenie w gęstniejący bardziej mrok? Czy jeżeli myśli osiągną kolor smoły, to wtedy jakoś przynoszą nam ukojenie? Lektura wierszy Mirki Szychowiak rodzi dużo pytań, odpowiedzi to sprawa prywatna, nie do rozwlekania publicznie, na oczach czytelników. W tym sensie, przy całej swojej niepoprawności i wywrotowości, Szychowiak jest poetką powściągliwą, dla której bunt przeciwko biedzie (również wewnętrznej) nie jest sztuczną pozą, a egzystencjalną koniecznością. Te wiersze są zapisem życiowej drogi, pełnej wybojów, nieoczekiwanych zwrotów akcji, zdarzeń mało krzepiących, a jednak gdzieś w wersach cały czas drzemie jakaś życiodajna energia, rodzaj szaleństwa, pozwalającego paradoksalnie trzymać świat w ryzach. Stabilizować jego upadek. Na dobrą sprawę Szychowiak opowiada chorobę bycia człowiekiem – bezkompromisowo. Stan czekania, zamiast zawieszenia. Zamiast orderów – blizny. Zamiast mojego miasta, inne miasto. Bryndza zamiast beznadziei. Zawsze coś zamiast czegoś, pod zastaw albo na raty. W wierszu Słowa, ostatnia strofa: „każda cisza jest lepsza od wrzasku/ i lepiej coś stracić, niż stracić wszystko”. Nawet słowa są niedbałe, zaraz niebyłe, spóźnione i świadczą już – by powiedzieć tytułem tomu Krystyny Miłobędzkiej – po krzyku. Obcy dla samych siebie, obcy dla innych. Wydani swoim chorobom, zdani na pomieszane głosy, zmyślone postacie. Podtrzymujący się o poręcze, które nie prowadzą na żadne piętra. I jeszcze tytuł: Trzeci migdał. Niepotrzebny, prowadzący do dużych infekcji; anomalia. Jeżeli to metafora w świetle, a raczej mroku, w których poetka widzi egzystencję, to raczej nie powinno być nam do śmiechu. Jak tu żyć dalej, a nie zaczynać wciąż od nowa? Wokół opuszczone domy, puste ławki. Na początku jest śmiesznie, potem mniej. Później wcale. Nic więcej:
Poezja nie ma dla mnie czasu. Bierze jakieś
fuchy, łapie zlecenia jak leci, nie odpowiada
na moje listy. Listy są rzeczowe, wcale nie
w histerycznym tonie – przecież ja niczego
nie chcę od wierszy. Może tylko spotkać się
na chwilę, pogadać. Żadna terapia czy koło
ratunkowe. Spotkanie robocze. I tyle.
[1] M. Szychowiak, Trzeci migdał, Wrocław 2018. Wydawnictwo j. Wszystkie cytaty wg tego wydania.
Recenzja pierwotnie ukazała się w Odrze.
Bartosz Suwiński, ur. 1985 roku w Kępnie. Poeta, krytyk literacki, doktor nauk humanistycznych. Poezję, prozę, szkice krytyczne i artykuły naukowe drukował m. in. w „Twórczości”, „Odrze”, „Toposie”, „Frazie”, „Zeszytach Literackich”, „Polonistyce”, „Rzeczpospolitej”, Tygodniku Powszechnym”, „Nowych Książkach”, „Kwartalniku Artystycznym” i wielu tomach pokonferencyjnych. Opublikował tomy poetyckie: „Sehir” (Nowa Ruda 2010), „Bliki” (Warszawa 2013), „Odpust” (Gniezno 2013) „Uroczysko” (Poznań 2014), „Wyraj” (Szczecin-Bezrzecze 2017), i „Bura. Notatnik chorwacki” (Szczecin-Bezrzecze 2019). Monografię: „Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej” (Kraków 2017) oraz książkę z esejami: „Po tej stronie rzeki. Szkice o poetach znad Odry” (Opole 2017) i wybór wierszy Jana Goczoła („Kosturem po korze”, Poznań 2018). Mieszka w Bystrzycy Kłodzkiej