Brązowy cukier
Cappuccino ma śmietankową konsystencję
i kolor miodu rozlanego na śniegu.
Za oknem ruchliwa ulica, tuż przed zmierzchem.
Latarnie niecierpliwie dygocą. Niebawem rozbłysną.
Czerń zlewa się z bielą. Miękną kontury.
Już nie ma zimy. Mimo to nie nadchodzi odmiana.
Rośliny wyczekują jej niespokojne.
Pragną światła; skąpe ledwo dociera zza chmur.
Okienna szyba pokrywa się mgłą.
Stygnie kawa. Nie nadchodzisz.
Tetu-umo
codziennie podróżuję wśród półnagich ciał
mijam ulice place zabaw skwery
przystanki komunikacji miejskiej
i dalekobieżnej pozostawiam za sobą
martwe a piękne ciała siadają obok mnie
narzucają właścicielom styl bycia
uśmiechają się niedomkniętymi ustami
pytają o drogę godzinę samopoczucie
zjadają transgeniczną żywność
na oczach głodnych uchodźców
czekają na spełnienie w gabinetach odnowy
reprodukują mutantów
śniących w wielodniowych cyklach
o wypełnieniu życiowego posłannictwa
konsumenta ideologii i marketingu
Rewers
nie możesz sobie pozwolić na rozpacz
tak mocno pachną kwiaty
ciała kobiet emanują ciepłem
pod twoim spojrzeniem
noc od dnia odchodzi chyłkiem
zawstydzona nagością
w białym świetle poranka
przemyka odbicie jutra
w ulicznym oknie
budzi łaknienie
reklama gorzkiej czekolady
Blizny
boli
pamięć
po bólu