„Zakład kąpielowy” to ambitny projekt artystyczny. Augustin bierze na tapet topos, wydawałoby się, wybebeszony już w literaturze europejskiej na wszystkie strony, do wyrzygania, czyli rozpad świata jednostkowego pod wpływem traumatyzujących przemian dziejowych, i daje mu nowe szaty. Co ciekawe, o wojnie nie pada tu przy tym ani jedno słowo. Wiele słów opisuje za to cały brud, który się wówczas szeroko rozlewa z ludzkich wnętrz, a także tryumf instynktów nad uosabiającym rozum porządkiem.
„Zakład” to zarazem przepracowany na nowo mit o synu marnotrawnym, testowany przez Augustina w równoważnych, lecz wzajemnie wykluczających się wariantach, przy czym autor utrzymuje całość w karbach jednej opowieści. A nie jest to łatwe, bo jednocześnie podważa dogmaty, na których opiera się nasze przekonanie o stałości świata – integralność jaźni, linearność czasu – a wraz z rozpadem osobowości bohatera powolnemu rozkładowi ulega struktura powieści.
Kolejnym, trochę może oczywistym tematem jest zagubienie, utrata tożsamości w nowoczesnym świecie, rozpaczliwe poszukiwania jakiegoś punktu oparcia, choćby za cenę życia w kłamstwie. Surrealistyczny klimat powieści, a także pętla, w którą wpadł bohater, nieodparcie przywodzą mi na myśl film „Zeszłego roku w Marienbadzie”, starszy od „Zakładu” o dwa lata i realizujący te same założenia nouveau roman.
Augustin stale podsyca niepokój czytelnika, zasypuje go nadmiarem absurdalnych niekiedy szczegółów, fantastycznymi skojarzeniami. Jako czytelnik ani przez chwilę nie czułem się w „Zakładzie kąpielowym” na pewnym gruncie, bezpieczny. A przecież o to właśnie między innymi chodzi w literaturze.
I dla jakiegoś powodu to właśnie tę spośród swoich licznych powieści postanowił po ponad czterdziestu latach poprawić i odświeżyć urodzony w Jeleniej Górze niemiecki prozaik. Jako że zreaktywowany PIW bardzo prężnie działa na rynku ambitnej prozy, może pokusiłby się o udostępnienie polskiemu czytelnikowi „Badehaus Zwei”?
Tymczasem ostrzę sobie zęby na „Mamę” Augustina, wydaną przez PIW przed sześciu laty w przekładzie znakomitej Małgorzaty Łukasiewicz. Jeśli i ta powieść pozostawi mnie w podobnym oszołomieniu co „Zakład kąpielowy”, zaoszczędzę fortunę na dopalaczach.