Krytyka literacka. Poezja, proza, literatura współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Dwie recenzje dwóch
jeleniogórskich tomów poetyckich
Tomasz Ważny

 

Michał Krawczyk, Ekspansja ech

 

Frenetyczna radość życia języka dla samego języka i jego życia? Poligon semantyki, na którym język niczego nie musi, ale wszystko może? Słowa jako współgrające ze sobą i z siebie wynikające przejścia dźwiękowe, raz to niosące konkretne znaczenia, w innym zaś przypadku kpiące z istoty zabiegów nominatywnych i przywiązania do znaczeń jako najważniejszych elementów konstytuujących utwór liryczny? Ekspansja ech, debiut poetycki jeleniogórzanina Michała Krawczyka, wydany w tym roku przez Instytut Mikołowski, to tom, którego lekturę należy polecać jako wielowątkowe wyzwanie czytelnicze.

Rzeczywiście, nie sposób nie dostrzec ekspansji rozmaitych ech, jakby naturalnie wpisanych w strukturę kompozycyjną tej książki. Pobrzmiewa w niej echo inspiracji lekturowych z rejonów rozpoznawalnego postmodernizmu (tropy do odkrycia, choć ich odkrywanie nie jest czynnością konieczną); lektura proponuje swoistego rodzaju dalszy ciąg (podbite echo!) realizacji współczesnego projektu wiersza, który nie musi „znaczyć” z pozycji określonych założeń, ale który jest leksykalnym, rytmicznym, składniowym perpetuum mobile; wybrzmiewa w tomie echo muzycznych fascynacji wzbogacających nie tylko melodykę wersów i przebiegów składniowych, ale „odczytywalnych” również w rozwiązaniach kompozycyjnych całej książki.

„Radziłbym powierzenie się jakiemuś / żywiołowi, który jest choć trochę mniej / słowny”, pisze Krawczyk w wierszu „Nominalnie może i owszem” (s. 13). Zdanie to odczytuję jako formułę „założycielską” dla Ekspansji ech. Książkę dynamizuje właśnie żywiołowość języka i rytmu, wzmożona „czujność” wyobraźni, a wszystko to, połączone ze sobą i solidnie wstrząśnięte, prowadzi zapis do pewnej niesłowności, opowiadając się tym samym przeciw imperatywowi znaczenia tekstu literackiego. Wiersze wprowadzają czytelnika w swój rytm i natychmiast go z tego rytmu wybijają, stają się „eliksirem niewiadomej proweniencji” („W naszym konwentyklu”, s. 9). Odbiorca preferujący liryczną statyczność początkowo może się czuć nieco zagubiony, zbity z tropu. O to w Ekspansji również chodzi. Język i wiersz bowiem „dzieją się” w wolności, ale przecież – i tutaj kolejny drybling przez pole bramkowe uspokojonego czytelnika! – owa wolność (porzućmy miraże!) jest ruchem kompozycyjnym, więc ulegamy estetycznemu złudzeniu podwójnie. Najpierw odnosimy wrażenie jakiejś nieprzewidywalnej gonitwy, napędzanej paliwem z pozoru przypadkowo ze sobą zderzanych słów/dźwięków/morfemów, w trakcie lektury jednak odkrywamy rygory kompozycyjne, którym książka podlega. „Stały brak kontroli skrajni” („3. Park Zdrojowy”, s. 23) jest tylko wrażeniem, sprytną zmyłką. Tam bowiem, gdzie kompozycja formalna staje się najistotniejszym elementem tej poetyckiej gry, wiersze wydają się dążyć ku wzmożonej klarowności (cała część zatytułowana „Wprowadzenie do przedmiotu”), jakby metoda organizująca tekst wymuszała na ekspansji języka oraz wyobraźni subtelną wstrzemięźliwość. Dążenie to jednak pozostaje tylko próbą. Język komunikatu i jego wyporność, podobnie do filozofii czy sztuk wszelakich, wydają się w tomie Krawczyka zapędzać świat w róg bynajmniej nie kozi, tylko w róg jakiegoś nieustającego, niewzruszonego „jakby”.

Obecne są w Ekspansji ech poszukiwania zrostów i rozszczepień w polu języka, które są znane z prób podejmowanych w poezji polskiej przez autorów pokoleń starszych. Wydaje się, że inspiracje i nawiązania Krawczyk odkrywa zupełnie uczciwie. Działa tutaj zasada próby przypadkowości, jakby autor obrał strategię „razów” w pojedynku z semantyką. Kopnijmy, uderzmy i zobaczmy, co się dzieje, a co się nie chce dziać. Co ustoi, co się przewróci. Do jakiego stopnia wiersze, które przecież zawsze powstają ze słów, obronią się w obrębie samego języka, poza intencjonalnością jego spożytkowania. Strategia „razów” to tylko jeden z kilku obranych przez Krawczyka kierunków. Autorskie technē scala wszystkie kompozycyjne wątki w całość ciekawą, ambitną i jednocześnie na tyle oswobodzoną z imperatywu dominanty treści, że czytanie, podobnie do słuchania muzyki, staje się po prostu przyjemnością (bo może!), radosnym podglądaniem zdarzeń w środowisku języka (bo chce!), z których może wynikać zarówno mniej lub bardziej nieokreślone coś, jak i zupełne nic.

Żeby jednak nie zbudować wrażenia, że Ekspansja ech to tylko praca w polu języka jako samonapędzającego się mechanizmu, radosne i odważne przebieżki po sylabach i zgłoskach, zaznaczyć należy, że Krawczyk porusza się w trybie kulturowego i filozoficznego namysłu. Podmiot, w formułach z pozoru lekkich konstatacji i ciągów kontemplacyjnych, penetruje zjawiska tak uniwersalnej, jak i najbliższej nam, współczesnej rzeczywistości. Filozofia, kultura, technologia – zagadnienia rozpięte na szerokich ramach pojęciowych i czasowych, niekiedy alegoryzowane, podbite mową figuratywną, „wpuszczają” podmiot w tok kontemplatywnej peregrynacji, która często owocuje konstatacjami i pytaniami o naturze egzystencjalnej, kwestionującej pojęciowy porządek, do którego przywykliśmy. W niemal każdym wierszu obecne są zapisy jakiegoś niepokoju, zwątpienia, tożsamościowej niepewności. Niekiedy przyjmują one ton żartobliwy („A tam czekają stołeczki / i różne małe stworki popod nimi”, „Landszaft z bajorkiem”), częściej jednak „wychylają się” z tych językowych biegów jako ciekawe, poruszające lub drażniące swoją klarownością obserwacje („Spójrz, jak prosto jest krzywo rosnąć”, „Twój frasunek niestety / nie mieści się w rejestrze”, „Całokształt potrafi działać / punktowo i grasować wokół pojedynczych spraw.”). W żywiole języka dokazują zatem żywioły myśli i obrazu. Ekspansja ech staje się ekspansją zakrojoną na szeroki horyzont i chyba dobrze jest podjąć próbę czytania tomu Krawczyka w ujęciu możliwie najszerszym.

Head aega!

 

 

Grzegorz Tomicki, Konie Apokalipsy

 

Tom spójny, świadomie budowany od początku do końca. Ułożony, albo raczej zawieszony, na zjawisku lokalności, w której na kilku płaszczyznach rozgrywa się negocjacja jednostki z rzeczywistością fizyczną i metafizyczną. Egzystencja człowieka wpisana w topografię panującej nad wszystkim natury (Sudety! Sudety!) wydaje się być w tomie tematem wiodącym. To właśnie natura uruchamia w podmiocie proces kontemplacyjny i ustawia jego percepcję na wysokiej wrażliwości. Ważnym elementem tej świadomej gry jest dynamika, choćby dynamika „przejścia”, która odnosi się do pewnych pragnień, dążności, choć (tak przypuszczam) mocno już „skolonizowanych” przez dystans i rozwagę wynikające z poddania pewnych „delusiones”.

Czy zatem pozostaje nam pogodna rezygnacja? Być może te wiersze mogą zostać w ten sposób odczytane. Odniosłem jednak wrażenie, że podmiot podpowiada „niekonieczność” czegokolwiek jako najbardziej wyzwalającą siłę. Natura, marsz przez nią i przez miejsca, które stworzył człowiek – jeżeli ktoś uznałby taką możliwość za radość niedostateczną, najpewniej nie ucieszy się już z niczego. A, jak wnioskuję po lekturze, według podmiotu nie trzeba więcej, żeby istnieć i w takim istnieniu rozpoznać jego znaczenie.

Doświadczenie „sudeckiej łazęgi” uruchamia wielopłaszczyznową kontemplację. Nawiązania do tekstów kultury, filozoficzny namysł, perspektywa racjonalna w zderzeniu z istotą emocjonalności i jej funkcji w jednostkowym doświadczaniu rzeczywistości – wszystko to znajdziecie w wierszach zawartych w Koniach Apokalipsy. Dynamiczna to rzecz, zapis nieustającej niemal wędrówki. Znakomicie może się sprawdzić również jako przewodnik po Karkonoszach i Kotlinie Jeleniogórskiej.

 

Tomasz Ważny poeta
Tomasz Ważny

 

Tomasz Ważny,

poeta i prozaik urodzony w 1979 roku. Mieszka w Jeleniej Górze. Publikował w czasopismach literackich takich jak Odra, Akcent, Kresy, Pro Libris. W roku 2006 został finalistą organizowanego przez Biuro Literackie projektu Połów dla autorów przed debiutem książkowym. Zwieńczeniem tego przedsięwzięcia była publikacja arkusza poetyckiego Różne rodzaje w 2007 roku. Po nim Tomasz Ważny przestał publikować w czasopismach, nie przestał jednak pisać. W roku 2019, nakładem wydawnictwa j, ukazała się jego książka poetycka Godzina wychowawcza, będąca pełnoprawnym debiutem autora. Książka była nominowana do nagrody im. Wiesława Kazaneckiego w kategorii: najlepszy debiut poetycki 2019 roku, a także zdobyła wyróżnienie w ramach Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Artura Fryza na debiutancką książkę poetycką. W tym samym roku ukazała się debiutancka książka prozatorska Ważnego – zbiór opowiadań Na kanwie (wydawnictwo j, Wrocław). W roku 2021, również nakładem wydawnictwa j, ukazała się druga książka poetycka Ważnego Będą mi mówić.

PODZIEL SIĘ

Do góry