Nigdy bym nie pomyślał, że wypalany papieros, zamknięte oczy i jesienne słońce może mieć jakikolwiek wpływ na rozumienie słów. A tak właśnie się stało w kontekście mojego zanurzania się w książkę poetycką Sylwestra Gołębia pod tytułem „Nomada”. Dym, który wypuszczałem w połączeniu z ciepłym i czułym światłem jesiennego słońca, rzucał swój cień na moje zamknięte powieki. Poczułem przez krótką chwilę coś niezidentyfikowanego, jak gdyby jakaś niewidzialna rzeczywistość zaznaczała swoją obecność alfabetem Morse’a. Zrozumiałem wtedy, że tę właśnie niewidzialną rzeczywistość w swoich wierszach próbuje nazwać i usystematyzować Gołąb, i co najciekawsze, udaje mu się to. Mało tego, przesuwa granice języka, stając jakby w opozycji do słów Wittgensteina, że granice języka wyznaczają granice świata. I robi to w sposób bardzo oryginalny. Posługuje się pewnym paradoksem. Paradoks ów polega na tym, że miejsce, gdzie udaje mu się przesunąć granice języka, a tym samym jego własnego świata, jest miejscem odosobnienia i przebywania tylko ze sobą samym, miejscem gdzie panuje zupełna cisza i nie używa się żadnego języka. Już sam tytuł „Nomada” wskazuje na to, że w książce będziemy mieć do czynienia z połączeniem dwóch rzeczywistości nierozerwalnie ze sobą związanych i bardzo często wykorzystywanych w światowej literaturze. Rzeczywistości drogi i pustyni. Z jedną tylko różnicą. O ile motyw, czy też metafora drogi u Gołębia wykorzystywana jest w sposób, nazwijmy to umownie, standardowy, o tyle w kontekście pustyni dzieje się coś bardzo interesującego. Otóż Gołąb tutaj zaskakuje swoją odwagą, idzie w metaforze pustyni o wiele dalej, ponieważ dokonuje bardzo osobliwej transpozycji. Zamienia żółty piasek pustyni na białe połacie śniegu. To takie właśnie białe pustkowia posuwają radykalizm doświadczenia pustyni do granic możliwości, pozbawiając go jakiejkolwiek nadziei na odnalezienie życiodajnej oazy, jak dzieje się w przypadku przebywania na gorącym pustkowiu piaszczystych przestrzeni. Właśnie coś takiego w swoich wierszach robi Gołąb. Na krótką chwilę zabija jakąkolwiek nadzieję. Ale czyni to w dobrej wierze, chcąc niejako przesunąć kolejną granicę w drodze do poznania siebie samego, ale i możliwości człowieka jako takiego. I choć w śniegu widzi przepaść, to jednak przeczuwa jednocześnie, że coś, co przychodzi z góry, jest dobre. Czy może zatem dziwić stwierdzenie Gołębia w wierszu Gusła : „człowieku/ w każdym miejscu w którym krzyżują się/ wir z szumem/ wypalony zostaniesz jak drewno”.
Autor Nomady ma świadomość tego, że musi wejść w tę przepaść pozbawioną nadziei, jeśli chce przekroczyć próg zrozumienia i że czeka go tam bardzo trudny proces zmagań z najtrudniejszym przeciwnikiem – nim samym. Ale wie też, że tylko w ten sposób może zostać rozpoczęty proces jakiegoś oczyszczenia z różnego rodzaju demonów drzemiących w każdym człowieku. Tomik „Nomada” jest poniekąd zapisem walki z tymi demonami. Ale jest równocześnie zapisem „drogi z Alcatraz do Jeruzalem”, bo każdy z nas ma swoje własne Alcatraz i swoje własne Jeruzalem i Gołąb właśnie to próbuje nam uświadomić. Pokazuje nam, że podjęte ryzyko wojny z sobą samym o siebie się opłaca, pomimo wielu cierpień i przeciwności, pomimo tych wszystkich metailuzji, którymi opór stawiają nam nasze własne demony. Uzmysławia nam, że jeśli podejmiemy ryzyko podróży po bezdrożach, to prędzej czy później kosmos zacznie uciskać nasze nerwy, że nie wyjdziemy z tej walki bez szwanku, że po powrocie będziemy całować lustro w usta, że będziemy leczyć odmrożenia, ogrzewać ręce żeliwem i wreszcie, że dochodząc do granicy wytrzymałości, będziemy nawet imitować swój własny zgon „wyobrażając sobie jego aspekty w wydzielinach”. W ostatecznym rozrachunku jednak bilans zysków i strat zawsze będzie dla nas in plus, bo to co zbierało się od wewnątrz ucieknie w ciasno poukładane mikroślady. Zobaczymy nagle, że „w zbożu jest sens do którego dążymy”, że „w teorii strun nie chodzi o zależność”, że „w chwili przesilenia kumulujących się sprzeczności” „nikt zaprawdę/ nie posiada życia na własność/ gdyż należy ono do najdrobniejszej rzeczy/ i zawierzone zostaje grudce ziemi”.
Konkludując, książka Sylwestra Gołębia „Nomada”, napisana bardzo głęboko medytacyjnym językiem jest niesłychanie oryginalnym paszportem wyrobionym przez autora dla każdego z nas. Paszportem do przekroczenia granicy mikroświatów, za którą znajdują się sprawy o makro zasięgu. Pozostaje tylko odpowiedzieć sobie na pytanie: czy starczy nam odwagi? Czy znajdziemy w sobie tyle siły, by postawić pierwszy krok? Oby.
Rafał Kasprzyk – rocznik 80. Poeta, społecznik, współgospodarz cyklicznych spotkań literackich „u Łuczeńczyka” w Gminnej Bibliotece Publicznej w Ludwinie. Korektor i recenzent.
W 2018 roku zadebiutował tomikiem wierszy pod tytułem „INTERAKCJE (czyli życie oparte na węglu)”. Swoje wiersze publikował na łamach „Dziennika Polskiego”, a także w „Odrze”, „Frazie”, „Afroncie”, „Przekroju”, „Helikopterze”, „Tlenie Literackim”, „Arkuszach Literackich”, „Akancie”, kwartalniku mniejszości polskiej na Ukrainie „Krynica”, jak również w kilku antologiach. Jest laureatem wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich. Obecnie pracuje nad kolejną książką.