Recenzja i komentarz: S. Gauger, Rzeczy niewysłowione,
Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2020
Zygmunt Bauman powiedział w jednym z wywiadów, że zagłada była nie tyle co „bękartem, ale legalnym dziecięciem nowoczesności” [1]. W myśl tego, a także innych intelektualistów, których nazwano potem postmodernistami, racjonalistyczny etos Zachodu oraz cywilizacja oparta na technologii, legitymizują przemoc i wyzysk. W istotę praktyk kolonialnych miało być bowiem wpisane upoważnienie do wyzysku dzikich, nieokrzesanych (irracjonalnych) ludów, które nie posiadły jeszcze umiejętności wprowadzania racjonalnego ładu w strukturę społeczną. Stąd też drogą uzurpacji, którą uzasadniał oświeceniowy racjonalizm, zachodni człowiek miał wychowywać człowieka niezachodniego, jednocześnie gwałcąc jego autonomię i podstawowe prawa. Z drugiej strony, co jest tym bardziej paradoksalne, postrzeganie wszystkich przedstawicieli homo sapiens jako pełnowymiarowych istot ludzkich jest specyficzne dla kultury europejskiej. Dyskusja o której mowa, a także oskarżycielskie względem Zachodu, antyokcydentalne tony pobrzmiewają w noweli Sorena Gaugera – Rzeczy niewysłowione. Ale czy jest to faktycznie książka o tym? A nawet jeśli tak, to czy wyłącznie o tym?
Niewielkie objętościowo dziełko, jak na swoje gabaryty, wywołało niemałą wrzawę wśród koneserów / konsumentów (niepotrzebne skreślić) niszowej literatury. Czy jest to dysproporcja uzasadniona, zastanowię się w niniejszym tekście. Z pewnością jest kilka elementów, które mogłyby pozwolić wnosić o domniemanej wybitności prozy Gaugera. Pierwszym z nich jest komponent moralny. O jego obecności dowiadujemy się już od samego początku, poprzez cytat Leviego-Straussa widniejący na okładce. Będzie to twórczość zaangażowana i uwikłana w moralne problematy, niczym wielkie XIX-wieczne powieści. Uznanie tezy, że ludzie nie zawsze są ludźmi niewątpliwie prowadzi do dehumanizacji, której kwestię porusza autor. Gauger przede wszystkim koncentruje się na środowisku antropologów, bo i jego bohater to antropolog, ponadto antropolog wewnętrznie martwy i zdegenerowany do cna. Z drugiej strony Gaugerowi daleko do naiwnego moralizatorstwa, które polegałoby na zrzucaniu całej odpowiedzialności moralnej na człowieka zachodniego, który ucieleśnia się w narratorze-Colinie. Pisarz nie powiela w swojej noweli mitu dobrego dzikusa, który to romantyzując dzikie plemiona, przedstawia je jako pierwotnie pokojowe, przez nieskażenie wysoko rozwiniętą cywilizacją. Okrucieństwo jego antropologów bierze się między innymi z okrucieństwa, z jakim mają do czynienia w swoich wyprawach i obcowaniu z obcymi. Obcy w powieści Gaugera są faktycznie niebezpieczni, zatem wydaje się on zdawać sobie sprawę z bolesnego faktu relatywizmu kulturowego: nie ma lepszych i gorszych kultur; a wszelkie kryteria do porównywania między kulturami, same są zakorzenione w konkretnej kulturze, brak im więc uniwersalnego statusu.
Nie każde moralizatorstwo w literaturze ma sens. Moralizatorstwo w literaturze wymaga dodatkowego uzasadnienia. Literatura jest bowiem literaturą, i przede wszystkim ma dostarczać wrażeń estetycznych. Jeśli żądamy refleksji moralnej, pozbawionej artystycznej doniosłości i kunsztownego języka, możemy zawsze sięgnąć po jakiś traktat etyczny. Jednakże książka Gaugera spełnia tę podstawową funkcję – jest napisana plastycznym językiem, akcji nie brakuje odpowiedniej dynamiki. Ponadto słowa wydają się być odpowiednio dobrane, sens i treść skondensowane w ten sposób, że nie mamy tu do czynienia z żadnymi nadmiarowymi opisami. W tak krótkim utworze wyrażenia pleonastyczne i poczucie zbędności określonych komunikatów literackich, byłyby niewybaczalne! Kanadyjski pisarz w posłowiu zawiera konstatację, zgodnie z którą starał się wyważyć pomiędzy stymulacją do przemyśleń moralnych, a próbą traktowania czytelnika na równi (bez stawiania siebie w roli autorytetu, pisarza-wychowawcy, pisarza-proroka). Gauger nie mówi do nas z góry, nie traktuje protekcjonalnie. Moralna niejednoznaczność głównego bohatera i narratora zarazem, sprawia, że mamy wrażenie, że wszyscy tkwimy w tym samym syfie i nie mamy prawa oceniać innych, nie oceniwszy najpierw siebie. O tym, że autor troszczy się o odbiorcę, świadczy fakt, że achronologiczny układ rozdziałów w strukturze książki jest ponumerowany w ten sposób, że zostaje zachowany domyślny bieg wydarzeń. Dzięki temu mamy możliwość czytać książkę w dwóch trybach – w pierwszym w kolejności podług stron (achronologicznie), w drugim w kolejności podług biegu wydarzeń (tj. bardziej linearnie przez zastosowaną numerację).
Kim jest Colin, główny bohater „Rzeczy niewysłowionych”? To cyniczny, dysponujący resztkami jakiejś rudymentarnej wrażliwości, alkoholik. Colin to bezkompromisowy nihilista, co poświadcza brakiem umiejętności troski o dobro drugiego człowieka, ale również o dobro własne. Stąd też, pozbawiony jednocześnie egoizmu i altruizmu pogłębia się w dekadencji. Jest on indywiduum osobliwym, ale jednocześnie ucieleśnieniem stereotypu określonej grupy społecznej, czy nawet (być może na wyrost) ucieleśnieniem ducha czasu. Na tym zasadzają się współwystępujące sens indywidualny i sens kolektywny prowadzonej narracji. Poprzez trzymanie się konwencji konfesyjnej, podczas recepcji tekstu tworzy się uczucie intymnego obcowania z myślami i zwierzeniami narratora. Jednocześnie fakt reprezentowania przez niego szerszej wspólnoty, buduje gmach krytyczno-społeczny zawarty w dziele.
Plemię, z którym obcuje Colin w ramach aktualnych badań antropologicznych, nie jest realistycznym odzwierciedleniem jakiegoś faktycznego plemienia, jest plemieniem groteskowym. Rzeczeni tubylcy żyją w środowisku deficytu jakiegokolwiek kodu kulturowego, obyczajów, mitologii, obrzędów, a także, co chyba najważniejsze – religii. Stają się więc przerażająco podobni do społeczeństwa zachodniego (co zostaje również wyartykułowane w tekście). Nie są oni tyle co antytezą, jakąś radykalną opozycją, człowieka Zachodu, ale człowiekiem Zachodu w krzywym zwierciadle, jego przyszłą transfiguracją. Z tego też względu, pomimo deklarowanych oficjalnie inspiracji Ivanem Angelo i Levi-Straussem, widzę tutaj subtelną zbieżność treści (ale także bohatera) z tą, którą znamy z Uległości Houellebecqa. Sądzę tak z racji, że Houellebecq właśnie w tej powieści dopatruje się źródła kryzysu tożsamościowego współczesnej Europy w odejściu od religii i rosnącej wykładniczo sekularyzacji. Tubylcy Gaugera, podobnie jak Francuzi z Uległości z łatwością przejmują cudze obyczaje i kulturę, co ma być wyrazem braku jakiegoś wewnętrznego i stabilnego fundamentu tożsamościowego. W prozie Gaugera nijakość autochtonów zachowuje osobliwą ciągłość z nijakością ludzi Zachodu.
W powieści pobrzmiewają wątki finalistyczne, dziwaczna i niepokojąca atmosfera graniczności. Jakbyśmy docierali (jako cywilizacja) do bliżej niezidentyfikowanego kresu i jeśli teraz się nie nawrócimy, to czeka nas niechybna destrukcja (kara za grzechy?). Jest to interpretacja literalna, więc może być błędna. Chociaż nie znamy oficjalnego stosunku autora do tej kwestii, aczkolwiek odżegnuje się on od dosłownej interpretacji tekstów literackich. Mniemam jednak, że ten aspekt może stać się zarzutem i obiektem krytyki. Jeśli porusza się ważkie kwestie moralne, nie powinno się popadać w dekadentyzm i eskalować narzucającego się wrażenia upadku (wrażenia w obliczu rozwoju faktów zazwyczaj okazują się fałszywe). Znamy dobrze ten motyw z fin de siècle, jak i całej pesymistycznej tradycji obecnej w literaturze Europejskiej, co pozwala wnosić o pewnej wtórności Rzeczy niewysłowionych (no ale jak tu nie być wtórnym, skoro wszystko już było?). W związku z tym uważam, że przypisywanie noweli „dekonstruktywnego wymiaru” [2] przez krytyków jest wnioskiem wysoce pobieżnym. Nie da się zdekonstruować czegoś, co już dawno zostało zdekonstruowane.
Myślę, że klucz do zrozumienia treści czai się w miejscu najbardziej niepozornym, mianowicie w tytule, no ale jak to mówią: pod latarnią najciemniej. Tytuł jest rzecz jasna polisemiczny. Jego dosłowne znaczenie może odnosić się do degrengolady, z jaką mamy do czynienia na poziomie fabularnym. Z drugiej strony wyrażenie rzeczy niewysłowione odsłania istotny komponent lingwistyczny. Można dostrzec tutaj pewne powiązanie (niekoniecznie świadome nawiązanie) z wittgensteinowską tezą o tym, że granice mojego języka są granicami mojego świata. Antropologowie (w tym także bohater noweli Gaugera) obcują z odmiennymi od swoich językami, a więc odmiennymi światami. Ponadto, jeżeli przyjmiemy tezę, że nie da się przełożyć idealnie słów z jednego języka na drugi bez przynajmniej częściowej utraty znaczenia, to bariera komunikacyjna staje się barierą ontologiczną (bytową) – dwóch niewspółmiernych względem siebie światów [3]. Książka Rzeczy niewysłowione traktuje pozornie o barierach moralnych i obyczajowych, co nie znaczy, że te w niej nie występują. Owszem, występują, ale mają swoje źródło w barierze lingwistycznej. Odrębność języka implikuje tutaj odrębność świata. Zatem błędy popełniane przez antropologów, jak i w ogóle ludzi Zachodu, w zetknięciu z obcymi kulturami, nie mają charakteru aberracji, czy jakiejś możliwej do uniknięcia pomyłki moralnej. Są one bowiem wpisane w istotę doświadczenia antropologicznego, mając swoje korzenie w nieusuwalnej różnicy językowej. Rzeczy niewysłowione to otchłań przedmiotów, które kryją się tam, gdzie nie sięga język. Rzeczy niewysłowione to rzeczy, których nigdy nie zrozumiemy (z racji tego, że myślimy językiem i w języku), niezależnie od tego jak bardzo pozostaniemy wrażliwi moralnie i empatyczni. I na tym polega cała groza prozy Gaugera, jak i opisanego w niej doświadczenia antropologicznego.
[1] Zygmunt Bauman – o nowoczesności i zagładzie [w ramach: Rytuał III – Kombinat Zagłady], https://www.youtube.com/watch?v=xNgu1_MxpD8 (dostęp: 15.05.2020); zob. też Z. Bauman, Nowoczesność i zagłada, przeł. Tomasz Kunz, Wydawnictwo Literackie, 2009.
[2] I. Kierkosz, Najdzikszy Zachód, „artPapier”, 15 kwietnia 8 (392) / 2020, http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=392&artykul=7857&kat=1 (dostęp: 15.05.2020).
[3] D. Adamowicz, O schemacie pojęciowym u Donalda Davidsona, http://knk.uwb.edu.pl/esej-o-schemacie-pojeciowym-u-donalda-davidsona/ dostęp: 15.05.2020); zob. też D. Davidson O schemacie pojęciowym, „Literatura na świecie” 1991, nr 5 (238).
Mateusz Chról – ur. 1995 we Wschodniej Polsce. Pisze eseje, teksty krytyczne, recenzje filmowe, opowiadania i wiersze. Publikował pod pseudonimem i własnym nazwiskiem m.in. w „Nowej orgii myśli”, „Tlenie Literackim”, „Stonerze Polskim”, „Akcencie”, „Fragile” i „artPapierze”.