(o książce Żanety Gorzkiej „Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy”)
Żaneta Gorzka to fenomen. Zjawisko. Tak, zjawisko. Nie boję się tego słowa. Na wskroś przypominające rozszczepienie światła przepuszczonego przez pryzmat. Ta wielobarwna rzeczywistość przechodząca przez ten swoisty pryzmat myśli Gorzkiej dała już bardzo mocno o sobie znać w jej debiucie poetyckim „Łokieć jelenia”. Kto czytał, ten wie, o czym mówię.
Jednak ta, która widziała Yeti w Bieszczadach, w swoim kolejnym tomie wydanym nakładem wydawnictwa j, idzie jeszcze dalej, jeszcze mocniej i jeszcze głębiej. Do granic absurdu. Do granic pozornej tylko semantyki słów, którą świadomie i dobrowolnie przekracza. Pod podszewką znaczeń, zawiera ogromny ładunek emocjonalny, troskę o człowieka i o cały świat, w którym funkcjonuje. Ten unikatowy kod, ta prowokacja spod znaku nakrętki motylkowej wymaga od czytelnika wielkiego wysiłku i zaangażowania, by dobrze zrozumieć to, co chce przekazać ta ciepła pani.
W Lekko zdenerwowanym awatarze język groteski, a może nawet Bachtinowskiej quasi-karnawalizacji, wytwarzania świata na opak, którym posługuje się autorka, prowadzi nad przepaść zrozumienia, do czarnej dziury rzeczywistości, powodując niepokój i wewnętrzne rozedrganie myśli. Długo zastanawiałem się, czy moje własne, prywatne rozedrganie myśli, po lekturze książki, nomen omen, Gorzkiej, jest spowodowane rozumieniem terminu Awatar w kontekście rozumienia rzeczywistości wirtualnej, czy inkarnacji hinduskiego bóstwa przybierającego postać śmiertelną, by przywrócić ład na świecie, czy po prostu tytułu opowiadania francuskiego pisarza Teofila Gautiera pod takim tytułem, którego adaptacja telewizyjna miała miejsce w 1964 roku w Polsce. Jakkolwiek jednak by tego nie rozpatrywać, jedno jest pewne: Poetyka Awatara jest poetką Awatara i basta!
Gorzka ma niewątpliwie wielki dar sublimacji słów, sublimacji znaczeń i sublimacji metafor. Pokazuje to już w otwierającym tom wierszu pod tytułem „Oda do metki odzieżowej”, w którym na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że oto podmiot wiersza po zakupie nowej części garderoby, robi coś, co robią wszyscy (choć o tym nie mówi wprost) – dokonuje korekty w postaci obcięcia czegoś tak nieistotnego jak metka. Jednak w tych ośmiu słowach wiersza kryje się coś znacznie więcej. Za pomocą tych zalewie kilku słów zostaje zaszyfrowany cały konglomerat myśli zawartych chociażby w znanym eseju filozoficznym niemieckiego filozofa Ericha Fromma, napisanym w 1976 roku, „Mieć czy być?”.
Już na dzień dobry ta czterdziesta pierwsza rozbójniczka Ali Baby z debiutanckiego tomu, pokazuje, że będzie rozrabiać mocniej niż czterdziestu pozostałych. I rozrabia. Z tą tylko różnicą, że ten rozbój w biały dzień jest z korzyścią dla czytelnika. Oczywiście czytelnika otwartego na odważne próby eksperymentatorskie podejmowane przez autorkę Awatara. Bez wątpienia próby jak najbardziej udane, trącące bardzo mocno surrealistyczną tradycją postrzegania rzeczywistości. Ów nadrealizm Gorzkiej w kolejnych wierszach jawi się niczym słynne zaklęcie: „sezamie otwórz się”. I ten sezam rzeczywiście przed Gorzką się otwiera na oścież, dając jej nieograniczony dostęp do swoich skarbów, którymi dzieli się ze światem. Na tym właśnie polega piękno tej książki, że na każdej kolejnej stronie mamy do czynienia z zaklęciami, które otwierają tajemnicze komnaty znaczeń, przesłań, metafor i point tak dzisiaj potrzebnych, niezbędnych, wręcz uwalniających dzisiejszego Huizingowskiego zagubionego „homo ludens” spod jarzma autodestrukcji.
Nie jest to książka ani lekka, ani przyjemna, a już na pewno nie jest łatwa do rozszyfrowania. Jedno natomiast jest pewne ‒ że wbrew wszelkim pozorom jest to książka bardzo smutna, by nie powiedzieć gorzka, ale i potrzebna.
Recenzja ukazała się pierwotnie w Afroncie. Dziękujemy redakcji i autorowi za zgodę na „przedruk”.
Książka dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/zaneta-gorzka-lekko-zdenerwowany-awatar-wybiega-9793735866