Adrian Gabaryt to młody pisarz o ustalonej już renomie i niespotykanej skuteczności; publikuje od trzech lat i przez ten czas ukazało się jego siedemnaście powieści, nie licząc kobiet i dzieci. Autor zapowiada, że dopiero się rozkręca i ten rok będzie rekordowy.
Szeroko znane są pisarskie rytuały Gabaryta. Dzień uznaje on za stracony, gdy nie napisze stu stron, a za udany wówczas dopiero, gdy napisze ich co najmniej dwieście. Jako że hołduje tradycyjnej technice twórczej, w pobliskiej wsi zorganizowano mały tartak oraz ręczną papiernię, obsługiwaną przez pensjonariuszy miejscowego zakładu karnego, którzy w zamian za pracę mają okazję pojawić się w kolejnych powieściach Gabaryta w roli czarnych charakterów.
Należy dodać, iż funkcja literata jest dla autora jedynie zajęciem pobocznym, prowadzi on bowiem, i to z powodzeniem, prywatną praktykę stomatologiczną. Mimo braku kontraktu z NFZ, najbliższy dostępny termin to 29 lutego 2022 roku, a 90% amatorów borowania i piaskowania stanowią niewiasty, lgnące do Gabaryta nie tylko z tytułu jego sławy, ale i z powodu jego gładkiego lica.
„Wyprawa po złote guano”, jego trzecia tegoroczna premiera, pozycjonuje się w dość niszowym segmencie fantastyki geriatrycznej. Oto Wieńczysław Szczególny, pensjonariusz domu spokojnej starości, zadaje kłam swemu nazwisku, wiodąc w tymże domu całkowicie przeciętny żywot. Nic specjalnego, ot, czasem partyjka rozbieranego pokera, raz na jakiś czas wprowadzenie się w stan lekkiego upojenia przeszmuglowanym z wiejskiego sklepu piwem czy domalowanie wąsów gipsowej imitacji rzeźby w zdrojowym parku.
Tym skromnym rozrywkom oddaje się nasz bohater, nie spodziewając się już od życia niczego dobrego i powoli szykując się na nadejście jego nieodłącznej siostry – śmierci. Ale nie tak prędko! Pewnego wieczoru w jego pokoju niespodziewanie materializują się wysłannicy z odległej przyszłości, przy czym jeden, na skutek niedokładnych obliczeń, materializuje się częściowo w ścianie i oddaje ducha w słusznej sprawie – i w okrutnych mękach.
Nasi odlegli potomkowie poruczają Wieńczysławowi misję wielkiej wagi, od której zależy przetrwanie ludzkości. Szczegółów misji nie zdradzimy, by nie psuć Czytelnikom przyjemności z lektury, ale zawiera ona takie elementy jak walka z kosmicznymi jaszczurami oraz bezgraniczne oddanie pięknych dziewic. Tych ostatnich nie zdoła zresztą Szczególny, wbrew wyraźnym chęciom, zhańbić, gdyż z racji wieku doświadcza już przewlekłych problemów natury hydraulicznej. Warto zaznaczyć, że nie odkrywa tu Gabaryt Ameryki, a jedynie powiela tezy sformułowane przez Stanisława Lema w mniej znanym dziele pt. „Fantastyka i fiut-urologia”.
Jest więc „Wyprawa” powieścią pozwalającą seniorom identyfikować się z bohaterem i przeżyć przygodę dostosowaną do ich warunków życiowych. Ale jej doniosłość wykracza daleko poza rolę narzędzia egzekwującego sprawiedliwość społeczną. W nieco może przydługim monologu wygłoszonym ze szczytu góry częściowo zrekultywowanych śmieci podejmuje bowiem Gabaryt ustami bohatera polemikę z inną wielką współczesną twórczynią, Meluzyną Marciniak, jawnie i odważnie przeciwstawiając się jej poglądom na kwestię handlu w niedzielę.
W ten sposób sztuka wysoka i ważkie problemy ogólnonarodowe stapiają się w jedno pod piórem literata, którego młody wiek nie przeszkadza bukmacherom w umieszczaniu jego nazwiska na liście kandydatów do literackiego Nobla i lauru zwycięzcy w Wielkiej Pardubickiej.
Przy tym doskonale rozumie i obrazuje Gabaryt tragizm ludzkiej egzystencji: nieusuwalność przemijania, nieuchronność kolejnych rozstań czy wreszcie – i przede wszystkim – niekończącą się trudność w nadążaniu za modą.
Specjalista od jadaczek okazuje się więc literackim starym wyjadaczem, do tego w młodym wieku. Ten niepokojący paradoks jest niczym, a nawet niczem, w porównaniu ze strachem, jaki musi wzbudzić namysł nad kresem możliwości Gabaryta; całkiem możliwe, że nie sposób go wytyczyć w naszej galaktyce.
Adrian Gabaryt – Wyprawa po złote guano, Wydawnictwo Parafilia, Opolno-Zdrój 2018