Kolor nieba
była gra w dmuchanego
na pieniądze
i ksiądz który
linijką prostował palce
kolejka po cukier
na tyle długa
że mogłem obszczać
wszystkie przyległe
do sklepu drzewa
była pierwsza kobieta
i pierwsza setka
Teresa Orlowski
i Toshiro Mifune
pierwszy oddech
i śmierć
kochałem kolor nieba
Tolerancja
otwieram szeroko okna i drzwi
zaklinam świat
ptaki siadają na ramionach
a ty jesz mi z ręki
na pytanie
czy chaos ciszy jest możliwy
odpowiadam że tak
podobnie jak chaos sumienia
który najbardziej jest odczuwalny
kiedy ciało człowieka
znajduje się w pozycji embrionalnej
świadomość ma wówczas gorzki smak
a droga z nieba do piekła
jest krótka i prosta
można ją łatwo przebyć
nie ocierając się o ściany
Trędowaci
niczym trędowaci
na czworakach
zdobywają supermarkety
pałają platoniczną miłością
do kasjerek
a potem
przymierzają
pakują
i krążą bez powodu
jak ten neurotyczny facet
w taniej starej tancbudzie
między drzwiami skrzypiącymi
niczym kolana stuletniego staruszka
a ubikacją
płaczącą ze starości
i wśród tego wszystkiego
moje tańczące myśli
przy smętnej muzyce retro
wokół nadmuchanego świata
wypełnionego brudnymi ulicami
z niebieskimi ptakami
(nie mylić z aniołami)
trzymającymi kurczowo w kieszeniach
comiesięczną rekompensatę
za picie używek
wash and go
i smutnymi starcami
siedzącymi na ławkach
wpatrzonymi w czubki swoich butów
jakby szukali oznak życia
pod wiekiem trumny
Kondukt
wziąłem kilka tabletek
na uspokojenie
całkowite zaćmienie neuronów
niedopowiedziane spojrzenie
ulica patrzy na mnie
zza brudnych firanek
a pies obszczymur
polubił moje spodnie
dzisiaj czarny kolor
jest na topie
a mowa ciała
niedostatecznie przejrzysta
zakamuflowane intencje
cisza i maksymalne skupienie
kilka orzeźwiających kałuż
i pies obszczymur
daje głos
Czułość
odmierzam dystans
dzielący nasze kruche spojrzenia
dosłowność zaburza proporcje
świata żywych i tych którzy
nie muszą już nikomu przysięgać
w kieszeniach starego płaszcza
znalazłem imiona naszych dzieci
zagubione między
godzinami i datami seansów
już wiem
tam po drugiej stronie
nie ma nocy-
sny nie kradną miłości
głaszczę psa
puszczam go wolno
biegniemy razem
znikając w oparach porannej mgły
Tutti frutti
moje miasto nie zasypia
oddycha nocnym graffiti
ciepłym moczem
na ławkach jednopaki
martwa natura
sąsiad
europejczyk
working man
ona ma go w dupie
tato
weź mnie na barana
w ogrodzie
nagła i niespodziewana
cydalima perspectalis
Ziarno prawdy
zrodzony lub stworzony
na podobieństwo
możesz stać się wybrańcem
w salach parafialnych
miserere
gadu gadu
baju baju
Jezu jak się cieszę…
zasiano ziarno prawdy
Listopad
zostawiłem w tobie
znak pokoju
realną rzeczywistość
coś w rodzaju
zadumy i refleksji
mglista i wietrzna noc-
znowu oglądam The Reptile
(młody Beksiński uwielbiał Jacqueline Pearce)
na ulicach nocny
damsko- męski savoir- vivre
panie puszczane są przodem
Obcy
wyglądał jak
zbity pies
liczył puste butelki
zbierał złom
był jednym z tych
samotnych jeźdźców apokalipsy
których twarze odbijały się
w oknach wystawowych
potem widziałem go
po raz ostatni
doczekał się końca
wyreżyserowanego przez czas
leżał przykryty brezentowym całunem
nieprzemakalną warstwą samotności
tej przed i po
Adam Marian JAŁOCHA ur. 1967 – autor dwóch książek poetyckich oraz współautor kilku antologii. Jego teksty publikowane były w Akancie, Helikopterze, Obszarach Przepisanych, e-Dwutygodniku Literacko-Artystycznym Pisarze.pl oraz Mega*Zine Lost & Found. Mieszka w Krakowie.