Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo

Adrian Tujek
Wiersze z tomu „Niebieskie nie schnie”

Monolog

 

Ze stworzeń, które nie mają głosu,
najlepiej słucha się tych z wody albo was z lądu.

Macie talent, bo zaczyna padać,
kiedy iskrzy, a suche plaże trą się o siebie,
jednak nie zlizują was płomienie, nie połyka ogień.
Ale to obosieczny dar, czytany od końca promieniuje.

Jeśli to wyczucie, bo nie podejrzewaliście samopodpalenia,
teraz przynajmniej o nim wiecie.
Wyłącznie nieruchomości zajęły się wzorcowo.
W nagrodę musicie trzeć stopy
o rześki petrichor.

 

 

 

Wesołe miasteczko

 

Już jesienią zazębiają się fajerwerki,
puchną fantazje o ciepłych krajach i lodach.
Zapach lukru i my, wielkie
nadzieje pokładane w ekologicznej postawie,
nie mówimy tu nic,
czego nie chcesz usłyszeć. Nie kłamiemy:
matko, chcę jeść, tylko: młoda panno,
jesteśmy gotowi, by karmić pączkami
naszych piersi.

Długo zwlekałem, przyznaję: śnią mi się wiersze
o tobie, których nie zdążyłem napisać.
Ale wreszcie opowiadam innym tak, by uwierzyli w ciebie
jak w młodego i ładnego Boga.

Czy fajerwerki olśniewają? Boję się,
owszem.

 

 

 

Potworna

 

Moja matka ma taktykę,
ale o tym mógłby powstać osobny tekst.
Moja matka, jak lubię ją nazywać,
przepada za rodzajem złudnej przynależności: mój syn.
Gdybym posiadał ojca, może byłby mężczyzną
mojego życia. Ale nie mam ojca i to ważne dlaczego,
bo smutni panowie prezentują różne strategie.

Bardzo go przypominam. Gdyby tylko wiedział,
że jakaś jego część żyje we mnie,
nie potrafiłby zdecydować, czy to dobrze.

Tato, bo tak lubiłbym do ciebie mówić,
trochę pamiętam, ale tylko tyle, żeby nie wylewać
jak samolubna rzeka, mieć plan niczym mądra matka,
która wie, że dziecko nie jest jej własnością.

Ale tato, gdy w poprzek nurtu idzie armia dużego kraju,
może totalitarna taktyka nie jest najgorsza.
Od wczoraj pada, a to jakaś potworna prywata.
Mój smutek nie istnieje, jest bardzo podobny do ciebie.
Różni nas życie zasychające w moim gardle i to dobrze.
Nalej mi, ale tylko tyle.

 

 

 

Cyrk objazdowy krótko pęka w szwach

 

Design ostrej jazdy to koronkowa robota:
wymalowane ronda, lśniące trakcje,
linie demarkacyjne oślepień,
pobocza w kolorze śniegu
i mało słońca.

Kiedy przed skrzyżowaniem szerokim jak biodra
gwałtownie rozpina się pasek dużych pociągów,
staje strzelisty namiot, cyrk na kółkach, i widzę
piersi na dziewczynkach lekkich obyczajów,
w których coś jest i czegoś nie ma.

Balony nie pękają dlatego, że nabrały za dużo powietrza.
Wystrzał, rysy i bruzdy na strzępach śliskiej gumy
to proporcje czegoś, co jest w tym najkrótszym momencie,
kiedy przestaje być sobą.

 

 

 

Usta pełne i ciężkie jak stado jaskółek

 

Od razu trzeba tak było:
zasadzić w sobie drzewo,
rzucić się w las i wyszumieć.

Zamiast być kosem, który staje
na parapecie i pragnie z tobą latać,
to chcesz mi powiedzieć?

Ale wolę być odwrócony ustami
od tego, co niebieskie, bo nie schnie.

 

 

 

 

 Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo

Adrian Tujek (ur. 5.08.1990 r.) – poeta, prawnik, w 2018 r. ukończył aplikację adwokacką, wykładowca prawa w placówkach prywatnych. W wolnym czasie trochę programuje. Laureat kilku konkursów literackich, w tym Połowu 2014-2015, a także finalista XXII OKP im. Jacka Bierezina (2016). W styczniu 2019 r. ukaże się jego debiutancka książka poetycka „Niebieskie nie schnie” nakładem Wydawnictwa WBPiCAK w Poznaniu. Mieszka we Wrocławiu.

PODZIEL SIĘ