Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Daniel Gabriel Rachwalski
Wiersze

Ustyrniak

 

Uszy – zwiędły
Po kolorach mam popiół
Jeden z upitych tomów myśli
Hus przez głowę
Ułożył znaną prognozę
że tak się stanie co stać się miało
u innych się nie stało …
suche drzewo bez korzeni
z korzeniami za głęboko
nigdzie się rozprzestrzeni
posadzone zbyt płytko w gołoledzi

malujące się na starej przestrzeni
kilometrach łąk okrytych cieniem
c hm u . . r. .. …. .

wyciągnięte oczy z oczodołów
kubek po piciu zleżały z dwie godziny
paruje swoim gęstym naparem
z NutkĄ ~ s ł o d y c z y

furtka lekko się uchyli
a w nią wpełzają
STADA
ciem – ciemnych motyli

kruki kraczą swą przemowę straszną
By zgniło to padalstwo

niedorobione biedactwo – niemowlę

Kiedyś wszystkim – co – było matką

położone [_?_]:
pod krzyżem kamiennym
pod skłębionym
pod lasem
pod bukiem
pod dębem
pod tym co niebieskie
tutaj szaro – szare
ŚciŚniĘtE

 

 

 

Profanacja

 

Żebrać pod sterczyną, na kalwarii
Męką, cierpieniem naznaczonym
Miejscem starym, nieodgadnionym
Życiem szumiącym, słuch opuści?

O jakże ścieląc słupnie twe konania
W twoje ramiona się pokładam
Wersem długim szczerze opowiadam
Orszaki anielskie noszą kapłana?

Podpuszczą dziś – ci – by zjeść robaka
Narzucić wtedy treści jawne ojczyste
Niewymiernie tlące świst organicznie
Paląc, skrobiąc, grobowe białe putta

Spuść powolutku, gwałtownie – ciało
Zaspało moment korozji kości prostych
Zepsuci są prości, szabla kąpieli złotych
Strapienie? Nie wiedzieć wiem odleciało

Na trawiące góry, pożarte lasy wytarcie
Jesiennych szelestów wiatry otumania
Jęków stałej postaci boskiej świtu świata
Na darmo jutrzenka pokazuje się wschodzie

Z nadzieją otwartą, pewną, nieprzejednaną
Po trzysta sześćdziesiąt dni powtarza marzę
Powtarzać, powtórzyć – miliard razy proszę
Zażarte nowe prawdy człowiecze wychodzą

Biedą… kłaść środkowe emocje porowate
Chropowata kropka przebija tułów na wylot
Chlipią, siorbią oni – co panują w toni – post
Berłem z cyrkonii, poronią religijności te

Jak więcej! i nie każdy chce w tą grę ukrytą
Prawdę prawdziwą z prawdy zrodzonej
Puścić w odmęt by się chciało ten rozwodniony łój
Jaśniejsze niż te barwy włożyć, zabrzmić harfą

Dookoła ciągle te trąbki piszczące i puzony
Głoszące NOWĄ! nowinę, patetyczna mimika
Gapiów ma pod dostatkiem mis Madonna
Dołujących koronek i pieśni ku jej czci, słaby

Słaby jestem z powodu tego kraju i zwierząt
Wszelkiego rodzaju, wywyższonych i skutych
Wielbiących miody utrapienia, twarzy gniewnych
Smutnych tak dużo w tym widzę z karabinu śrut

Wypala na wykładzinie dziury i dymi pod sufit…

 

 

 

zawiodłem się XXI

 

I

Dalej, dalej… ścieżkami.
Akwamaryna?

Apliatyczne sensory
Wypruwać z to

Jak karły w stodole
Na dnie oceanu szary

Opadło wszystko, opadło
Gonić wiatr obok kostuchy

Już, już jużpręd prędko
PRĘDKO PRĘDKO

Ach jak boli, wszędzie kurz
Zatrwonić tu < tu

 

II

OCH, kwadrat, biel
O „Hahaha”

Szklany prostokącik
A jak łza w tęczówce!
Nie – i w inne pomieszczenie

Słychać cicho
Z tego licho licho licho

Pragnąć niebo zamiast ziemi
Trudno, o jak trudno

Tym ciągiem dłużej niemożliwe

Dalej, dalej… ścieżką?

Ciemny las.
Głuchy las.

 

 

 

Na stany

 

Kończę codziennie na pętli, a mówiłem nie
Pójdę sezonowo naprzeciw, pójdę przećśle
Potem po samemu użyczę sobie w życiu łuku
Ktoś poniesie mnie? Bym skończył na prostej?

Czuję się z dniem co raz gorzej, monitor gaśnie
Czarne ekrany, kolorowe tła, nieznane wymiary
Szukam nowych doznań szukając tych starych
One zniknęły, poszuram po krześle, na poziomy

Level w Mario sam się nie przejdzie, będzie nieźle
Niepostrnane rozmiary, oczy mrużą się na 24
Tyle kłuje i idę w bezmiary sturlam kłoh stany > ?
AJ! Ustyrniak po włosach jeży na głowie smentarzy

Próbuję prawiać ustami, czerwonymi iskrami
Płakałeś? Panie Janie, rano wstań moje zdanie
Masz ty jeszcze na kolejny dzień odwagę, ja nie
Muszę, muszę, siadam, upadam, siadam snami

O okularach dla każdego i dla mnie, staram się
Nie wychodzi, nie moja wina, nie znam się
Nie wiem co robię, każdy mówi przez wizjer
Patrzy, patrzy, tańczy? Masz kortne pannyr

Głęboki zduch poranny, na kolejne zmiany
Głowa boli, „potulne” nagłówki wmawiają L-ki
A ja myślę że mam już od dawna prawo jazdy
Ach czy kapelusznicy te susły, śpią rocznikami

Wypadam poza barierki, przełykam ślinę, mówi
Przerywnikami pan przy moście trochę stary
Połyka pierogi choć ma w portfelu tylko dolary
Wymawiam poważnym tonem, kasttne kłapy

Świrem nam się stało, każdemu było mało i mało
Przedobrzyli wieszcze koparki wirusy kryptowalut
I stało się HA, „niepotrzebne” matczyne uwagi
Uważnie do zrozumienia światu ponuro dały

 

 

 

 By.

 

Potrzebna ta potrzeba?
Potrzebuje ją dla potrzeby.
By zaspokoić potrzebę
Potrzebna jest potrzeba
Potrzeba dla potrzeby
Potrzebą potrzebujemy
Potrzeba wyzwoli z potrzeby
By potrzebie dać być
Potrzeba tą potrzebę?
Potrzeba, potrzeba
Bo po potrzebie mam potrzebę
Zaspokojoną potrzebą
W której potrzeba potrzeby
Z potrzeby wyjdzie płomień
W potrzebie zasnę
W potrzebie żyję
W potrzebie poluję
Bez potrzeby mam uczucie
CZUJĘ, CZUJĘ, CZUJĘ
Ach potrzeby żar.. tylko czucie
Gdzieś w potrzebie tamto znika
NIE, NIE, NIE
Kiedyś potrzebą, Teraz zero….(?)
Potrzeba, potrzeba
Choć bez potrzeby
Bez potrzeby
potrzeby
trzeba
rzeby
żeby
BY!! – ¡¡____

 

 

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

 

Daniel Gabriel Rachwalski

Jestem Daniel, mam 18 lat. Uczę się śpiewu operowego, ale od 15 roku życia, kiedy to zostałem jednym z adeptów młodzieżowego teatru dramatycznego w Wałbrzychu, piszę także poezję.
Gdy kazano dopisać tekst do scenariusza wiedziałem, że pisanie to coś, w czym chciałbym się bardziej rozwinąć. Na początku 2020 brałem udział w konkursie poetyckim „Źródło” organizowanym przez Centrum Sztuki Mościce. Podejmuję także trudy w pisaniu prozy oraz sztuki scenicznej.

Bycie poetą nie jest dla mnie tylko zainteresowaniem. To konkretny sposób egzystowania, który pozwala spojrzeć na świat z szerszej perspektywy. Opisywanie go takim jakim go widzę i czuję, nakazuje mi, abym poszukiwał słów oraz letryzmów, którymi mogę to wyrazić. Dzięki temu obraz,
na jaki codziennie spoglądam, wydaje się ciekawszy, bardziej intrygujący ale i przerażający. To akt uwolnienia się z okowów normalności. Wyjście poza sferę widzialną, materialną, osiągalną.

 

PODZIEL SIĘ

Do góry