W krainie zdradzieckich pluszaków
.
Przybyliśmy do krainy zdradzieckich pluszaków,
Niosły nas prądy niszczącego bóstwa,
Złote Słońce karało nas za grzechy,
Słyszeliśmy już bębny
I widzieliśmy ognie,
Nie mieliśmy jednak wyboru,
Musieliśmy wyjść na ląd,
Bo nie mieliśmy siły dalej żeglować.
Położyliśmy się spać,
Ziemia była miękka,
Była pluszowa w pastelowe kolory.
Pluszowe drzewa szumiały na wietrze,
Pluszowa kraina walczyła z czystością wody
I kąsała glony, które morze wyrzucało na ląd,
Jasny znak, że rządził tutaj zły.
Skradaliśmy się, licząc,
Że nie zobaczą nas pluszaki.
Myliliśmy się,
Wypadły zewsząd, misie bez oczu,
Wielkie, z włóczniami w rękach,
Z drewnianymi penisami przyszytymi do kroczów,
Były to dawne zabawki kobiet,
Które ujeżdżały je w noce masturbacji.
Wyciągnąłem nóż i uciąłem jednemu penisa,
Zraniłem drugiego w rękę,
Kaneda zaś, mój ochroniarz,
Walnął innego w głowę,
Było ich jednak zbyt wielu,
W końcu pochwyciły nas
I zawlekły do pluszowego więzienia.
Spaliśmy na miękkim pluszu,
Jedliśmy pluszowe ciastka
I piliśmy barwioną wodę,
Miękkie dźwięki świdrowały nam w głowach,
Flety wlatywały nam w uszy,
I chociaż próbowaliśmy je zatkać,
One nie miały litości, pełzły coraz głębiej.
Podniesiono kratę, weszła naga kobieta,
Święta Onanistka, tak mówiły na nią misie,
Ujeżdżała misie i miażdżyła czystość,
Podeszła do Kanedy i dotknęła go w krocze
„Miły chłopiec” rzekła „podobno lubicie walkę,
Będziecie mieli okazję pokazać co umiecie.”
Klasnęła w dłonie a Miś Wiarus,
O lnianych mięśniach w brązowym kolorze,
Wetknął mi w rękę nóż a Kanedzie pałkę.
Wyprowadzili nas na arenę, błyszczała milionem pastelowych barw,
Pluszaki pieściły się i wydawały słodziutkie odgłosy,
Ich dźwięki wkręcały się nam w głowę, nie mogliśmy wytrzymać,
Zwijaliśmy się z bólu, ale obrazy pluszowej przyjemności były coraz bliżej.
Na mięciutki piasek wyszły gladia-misie,
Z penisami, którymi miarzdżyły głowy przeciwników,
Z widzącymi kolcami zamiast oczu,
Z ciałami splecionymi ze stalowego pluszu,
Większe od rosłego chłopa, nie znały litości,
Jeden z nich miał trójząb,
Drugi ściskał w łapkach sekator.
My zaś, nadzy, mieliśmy tylko nadzieje,
Że nie zgwałcą nas dzisiaj misie z second handu.
Jeden nazywał się Błażej, a drugi zaś Maciej,
Błażej rzucił się na mnie, Maciej na Kanedę.
Umykałem przed trójząbem Błażeja,
Nie mogłem jednak dosięgnąć jego ciałka,
Gonił mnie i skakał za mną,
Uciekałem po kamieniach areny,
Misie skandowały imiona czempionów,
Zraniłem go w nogę, upadłem, on zaś by mnie zabił,
Ale zakrwawiony sekator przedarł jego płuca,
Wypełzły z nich robaki, biedne glisty,
Które pobiegły ku wolności, z dala od pluszaków.
Kaneda, ranny w nogę, wychylił się zza ciała.
„Zgwałcić ich” rzekła Święta Onanistka,
I już przyczepiła plastikowy penis do swojej cipki.
Rzuciły się na nas misie, ale wtedy,
Rozległ się głos i złote światło przyleciało z nieba,
Nie widzieliśmy twarzy, ale ktoś rzekł
„Oszustko, śmiesz stawać między mnie a moich ludzi”
„Nie, panie, nie wiedziałem” rzekła, na nic się to zdało,
Penis zajął się ogniem i objął jej ciało, ogień roznosił się,
Misie płonęły, płonął też świat, pluszowe drzewa, pluszowe liście,
Tylko robaki wydzierały się z piersi swych dawnych oprawców,
I uciekały, byle dalej stąd, my też już nie czekaliśmy,
Biegliśmy czym prędzej z powrotem do łodzi,
Odepchnęliśmy ją i podryfowaliśmy,
Byle dalej od płonącego świata pluszowych misiaczków.
.
.
.
Pieśni miłosne Złotego Mitry
.
***
.
Przeminie 200 tysięcy nocy,
Przejdę przez 200 tysięcy miast,
Moje mięśnie jeszcze bardziej spęcznieją
Przez te 1000 lat,
Aryana dalej będzie pilnować mojego szczęścia.
.
.
***
.
Siedzę w środku pola i czekam na pociąg,
Jest głęboka noc a ja ściskam nóż,
Aryana patrzy na mnie z nieba i pilnuje szczęścia,
Widzi boską podróż Złotego Mitry.
.
.
***
.
Zdejmijcie ze mnie skórę,
Wyciągnijcie wątrobę i jelita,
Zmielcie mi kości na mąkę
I wysypcie do morza,
A ja wyjdę w złotej poświacie
I będę miał złote liście we włosach.
.
.
***
.
1
.
Potrzebujesz Złotego Mitry,
Bym oddzielił zbrodnię od świętości,
Radość od przykrości,
Bym ci powiedział gdzie leży boskość,
Beze mnie jesteś ślepa i zagubiona na tym świecie.
.
2
.
A ja widzę daleki świat
I jastrzębie na niebie
I tajne knowania gwiazd,
Mojego czoła dotknął Bóg
I nazwał mnie Szczęściem.
.
.
***
.
Księżyc uplótł gniazdo
Z niebiańskich patyków,
Wyrósł las i wylało się jezioro,
Wyrosło zboże i stanął dom
I zabłysł na świecie porządek.
.
.
.
Życie
.
I
.
Zabiję cię,
Rozdepczę ci głowę
I posmaruję mózgiem kanapkę,
Za życie, które mi dałeś,
Za tysiące zwitków mięśni,
Które są jak bajoro na Syberii.
.
.
II
.
Powinienem leżeć u księżyca,
Ale nów nie był dla mnie łaskawy,
Powinienem leżeć nad niebem i słyszeć jak szumi,
Bo jest morzem.
.
.
III
.
Porozmawiajmy, przyjacielu,
Znamy się już tyle lat,
Ty oddasz mi kawałki duszy, które ukradłeś,
A ja kawałki mózgu, które ci zabrałem.
.
.
IV
.
Nie zasługuję na miłość,
Nie zasługuję na sławę,
Wszystko zgubiłem,
Wszystko wypadło mi z kieszeni.
.
.
V
.
Powinienem być ogniem,
Powinienem być lasem,
Powinienem przechadzać się nad niebem
I słyszeć jak szumi,
Bo jest morzem.
.
.
VI
.
Powinienem być ogniem,
Powinienem być lasem,
Powinienem być skałą,
Powinienem być koniem
I pędzić przez światy.
.
.
VII
,
Powinienem być ogniem,
Powinienem być lasem,
Powinienem być wolny jak kozak
I mieć tylko niebo nad sobą.
.
.
VIII
.
Nie mam emocji,
Jestem twarzą z drzewa,
Obrazem pozoru i ambicji,
Mam w piersi drewno, nie serce,
Postukaj, może usłyszysz
Jak napinają się słoje.
.
.
X
.
Świat staje się coraz bardziej drewniany,
Staje się sztampowy jak świątek z drewna,
Próbuję się ruszyć,
Czy jeszcze zdążę?
.
.
XI
.
Moja wielka sława,
Mój pomnik z brązu,
Moja mgła,
To wszystko śmieszne.
,
.
XII
.
Zabij mnie,
Szybko,
Najgorsza jest rozciągłość,
Szybkości nawet głowa nie zauważy.
.
.
XIII
.
Chcę kochać
I być kochany,
Nie mów mi,
Że nie mam duszy.
.
.
XIV
.
Chcę być plamą oleju,
Gałką lodu płonącą,
Wyrwaną z zębów szczerbatego dziecka,
Któremu osteoporoza zjadła chleb.
.
.
.
Gabriel Korbus ukończyłem studia na filologii klasycznej na KUL i na produkcji medialnej UMCS. Uwielbia wizje i odkrywanie nowych światów dzięki pisaniu. Inspiruje go myśl filozoficzna (filozofia indyjska) i religijna (głównie Mistrz Eckhart). Fascynuje poezja jako doświadczenie, muzyczność poezji, tworzenie poetyckiego widowiska, obrzędu.