Cz. Miłosz, Roztropność, [w:] Piesek przydrożny, Znak, Kraków 1998, s.124
jeszcze jeszcze
chleby leżą
a struga zapachu
dźwięczy
wąska ulica w taniec
lub zasłuchanie
bez reszty
trzepoczące chorągiewki
w białych rękach
na zgodę na spoczynek
żeby ten stół zobaczyć
jak pełny sen
z którego słowa na dowód
rzeczywistemu służą
za pożywną pamięć
Filip Kallimach, Do Grzegorza z Sanoka najwielebniejszego arcybiskupa lwowskiego, wezwanie ze wsi do miasta na Boże Narodzenie, [w:] Antologia poezji polsko-łacińskiej 1470-1543, GLOB, Szczecin 1985, s. 54
w ten czas kiedy radość ze wsi garście rozpościera
toczy radosne wezwanie tedy piszę
oto narodzin Chrystusa znów uroczystość nadchodzi
postaci maleńkiej dawnej od proroków
w myśl przepowiedni dla znaczenia obranej
Bóg sam na świecie naszym marznie
w szopie pospołu z wołem i osiołkiem
mroźną nocą tchu w piersi nabiera
od śmierci oddechy odgania
a świętość w korowodach mnoży wieści
o niezmiernej boskości Rodzica
siła w nim taka sama bo z jednego wzięta
na ludzkie uczynki pomoc nagląca
trzech królów źrenice za gwiazdą poszły
by w słodyczy klęknąć złotem siano zmierzwić
i oczy śmiertelne otworzyć w ofierze
muzyka temu szczęściu przygrywa
pasterską nutą wygłodzona
lecz srogą zimę przegania w przepaść złego imienia
racz więc i Ty Wielebny wśród maluczkich zasiąść
jak lud wsi na klęczkach zjednoczony
własne wołanie w szczerości niezwykłe
a prawda w ustach gości w Chrystusa imieniu
o rychłym ludzi odkupieniu
J. Twardowski, Między gołębiem a ornitologią, [w:] Znaki ufności, Znak, Kraków 1995, s. 79
ile jeszcze pozostało świętego
miejsca którego nie odczyta centymetr
ile zapragnie pokurczona przestrzeń
zdolna wyliczyć Wordy MP4 i błyszczące
w słońcu metale kolistej wędrówki
ile jeszcze miejsca na modlitwę
ile miejsca na pokorę
ile słów trzeba kamieniem zarzucić
nim się jedno ziarno uchowa
ile zbóż potem ogrzanych ruchem wiatru
syci podniebienie
pomiędzy dobrym sercem a kardiologią
pomiędzy smakiem Kanta a jabłecznika
może pomiędzy lazurowym morzem
pomiędzy Bogiem a podobieństwem
Z. Herbert, Głos, [w:] Wiersze zebrane, Czytelnik, Warszawa 1982, s. 57
przesłucham fale
w najdrobniejszy organizm
tu i wstecz
za głosem
wieści w ruchu
otaczają piasek
starczą gadką
o strachu
opowiadają leniwie
rozgrzanej plaży
ten głos
echem w lesie
odbija myśli
spacerem kornika
by w mig z czasu
w zabawkę
ubrać dzięcioła
w polu bez jęku
podjęte decyzje
na życzenie promieni
brew ziemi
w zdziwieniu
głosuje kwadranse
gdzie ten głos
z walizki umieścić
gdy w duchu nazbierane sezony
wyjątki mego posiadania
muszę pod ogon
mowę rozwinąć
słuchać przydeptania
które mnie w morzu
lesie i polu
skrzętnie zaklepuje
XVII Karmapa Ugjen Trinle Dordże, Słodka rosa spełniającego życzenia drzewa nieśmiertelności, [w:] http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=104
Na myśl o początku, brak istnieje w teraźniejszości.
Bezforemny, dodany aż dla natury bycia.
Synchroniczna przestrzeń paradygmatu.
Ty, który rozdzielasz opuszkami powieki, obyś żył długo.
W księdze wiedzy, pustej od snu, tak całkowicie rozumiem.
Nie wystarczalnie, jak sądzą koła w trakcie.
Z nadmiaru soczystości grzęzną w spłakanych koleinach.
W niewygodnej postaci wyznania bezgrzeszności.
Winę więc ogłaszają, a krucjata realna jak słowa;
zaraz potem, gdy len w gardle popity wodą,
drukuje za ogłoszeniem samogłoski.
Grzegorz Woźny (ur. 1975) – autor czterech tomów wierszy: Każda godzina zdatna do picia (1999), Landszaft. Wiersze z lat 1999-2009 (2010), Miejsca stojące (2013), Chlebem nie popchniesz posiłku (2015) oraz powieści Nit (2011). Literaturę regularnie zdradza z malarstwem: http://woznygrzegorz.wixsite.com/gregor. Mieszka w Świdnicy.
Wiersze pochodzą z niepublikowanego jeszcze tomu o roboczym tytule Tamże.