od nowa
proszę o
czystą kartkę
przychodzi naga
niezapisana
z liniami żył
nie do zamazania
drzwi
w każdej ścianie są drzwi
szpary
znalezione czarnym
poparzonym nocą
językiem
przez nie
spijasz deszcz
za nimi
przepaść
odurzająca
możliwość powietrza
pościel
rozpacz którą wyssałem
do trzeciego roku
życia ssałem ją
dłużej niż inni
dała mi przeciw
ciała zawodzące
przy rykoszetach
bliskości naciąganych
coraz częściej jak
matczyny sutek jak
kurcząca się
sprana pościel
lipiec
w lipcu
nic nie rwie
nie szarpie
nie drży mi
serce
ani nawet
łydki
prosiłem
chcę być szczęśliwy jak
trzmiel
latać powoli
od maku
do maku
lub być tak jak
bez na chwilę po
letnim deszczu
krążę stopa
za stopą
leniwie
połykam słońce
desiderata
wyjść
po zmroku
doprowadzić
światło które
jak pył
z dziurawca
podniesie i
wejdzie pod
śpiące już
włosy
zatańczyć
dla czarnych okien
diod modemów
listw i
przedłużaczy
bezsennych
alarmów
czuwających
bacznie jak
oczy zwierząt
na scenie balkonu
tańczyć aż
odparzą się
stopy palce i
krawędzie dłoni
coś patrzy
Jakub Belina-Brzozowski – najbardziej gadatliwe dziecko szczecińskiego blokowiska. Potem mu przeszło. Rusza się na sali, parkiecie i kartce papieru.