Dziecko ślizga się po szerokich plecach rzeki
Zastanowi się nad tym, co zobaczyło. Z głową
między poduszką a świtem, lezącym na placu
zabaw, jak wiaderko z piaskiem.
Ranne niebo będzie, jak deska, z której można
usłyszeć pukanie tętna. Jakby się słyszało
pieśń, co zagląda do środka.
(Wiersz z tomu „Po sobie”)
W ciemno
Do obcych mieszkań wchodzi się oknami, na czarno.
Z cudzą miną, znalezioną na progu.
Będę tym progiem, póki nie wstanę i nie zobaczę,
jak rozchodzą się schody, co miały tylko długość.
Z obcych mieszkań wychodzi się głównym wyjściem,
cudzym snem. Cudzym świtem.
(Wiersz z tomu „Po sobie”)
Prawie ciemno
Prawie ciemno. Dłonie są wszędzie tam,
gdzie wcześniej było zimno.
Słyszę: szczęście. Było przed chwilą,
jak krzesło w rzece.
Wolność to będzie ten balkon, rozcięty
winoroślą, zamknięty spokój.
(Wiersz z tomy „Wspólny język”)
[Ilekroć kładę się nago, przypominam sobie]
Ilekroć kładę się nago, przypominam sobie
ogromne ciała mężczyzn, tylko bardziej zwierzęce,
wytrwałe. Oni przyglądali się moim pośladkom,
złamanej barwie brzucha. Nie mówiliśmy dużo,
łatwo o błąd. Usiłuję wytłumaczyć sobie
w kilku słowach, że to nie dotyk,
a pamięć po dotyku zjada mi skórę i skamle.
(Wiersz z tomu „Wspólny język”)
[Łóżko, w którym leżę, puste]
Łóżko, w którym leżę, puste,
czyjaś krew na poduszce. Sen byłby
szczęściem, gdyby wierzyć szczęściu.
Nie pamiętam tej kobiety, w której chodzę
i z którą sypiam. Cudzym oddycham,
w cudze włosy wpinam dłonie.
Kim piszę, kim będę to czytać?
(Wiersz z tomu „Po sobie”)
[Powiedziałeś, że nigdy się nie spotkaliśmy]
Powiedziałeś, że nigdy się nie spotkaliśmy.
I tak naprawdę było.
(Wiersz z tomu „Intro”)
Siedem dni
Opuszczane, gubione krok po kroku, zwyczajne,
ludzkie sprawy.
Twoje i moje, przełykane, odrywające się od języka
od wieczora do świtu.
To, co z nas wypełza, nie wróci
martwe nie zakwita
(wiersz z tomu „Dni powszednie, święta”)
Bez tytułu
Co roku szliśmy przez pole kukurydzy
kąpać się nad jezioro.
Nie pamiętam, kiedy z tego wyrośliśmy,
ale było to mniej więcej wtedy,
gdy wyrośliśmy z gry w palanta
na boisku, którego też już nie ma.
Mniej więcej wtedy wyrastaliśmy na ludzi.
Do granic absurdu. Wyrośliśmy
z ludzi.
(Wiersz z tomu „Dni powszednie, święta”)
Bez tytułu
Ojciec co wieczór przychodził do naszego pokoju,
żeby odmówić wspólną modlitwę.
To nie była typowa modlitwa.
Ułożył własną.
Chciałabym sobie ją przypomnieć,
ale wstydzę się
zapytać.
(Wiersz z tomu „Dni powszednie, święta”)
Julia Szychowiak (1986). Autorka trzech książek poetyckich: Po sobie (2007), Wspólny język (2009), Intro (2014). W 2016 ukazała się jej debiutancka książka prozatorska p.t. Całe życie z moim ojcem. Jesienią 2018 ukaże się jej kolejny tom poetycki p.t.: „Dni powszednie, święta”. Jej wiersze były tłumaczone na język angielski, hiszpański i słoweński.