Jedząc niedojrzałe jabłka
w oczach tego chłopca śpią kobiety
krzywe chude grube pofałdziałe piękne
od rzęs do kanalików łzowych
trwa spektakl odosobnienia
jego skóra jest morzem
fale kołyszą nadgniłe wodorosty
ospałe ryby nie wiedzą że mieszkają
w ciele szaleńca
jednak jest im ciepło
dzień zaczyna i kończy się ciemnym niebem
Pierwszy śnieg
nazwij mnie pustą nocą
wgłębieniem między żebrami
miasto które tworzymy łącząc dłonie
głoduje i kładzie się gładko cielskiem
samotnego bizona
czekam na pierwszy śnieg
martwe drzewko upchnięte w kącie pokoju
nie ma nic piękniejszego od świateł
karmiących ciemność
mróz dotyka ramiona
ciasto pachnie herbatą
wylaną dziesięć lat temu na stół
(plama wciąż śpi pod obrusem)
nazwij mnie pustą nocą
wgłębieniem między wspomnieniami
***
czwarta rano
idę przez miasto
przepuszczam przez płuca nienarodzone miłości
w myślach całuję pijaczynę śpiącego na ławce
niechaj mu się przyśni życie
niechaj mu się przyśni dziewczyna w żółtej sukience
w kałuży odbijam się
odbija się
moja matka hodowała śmierć w oczach
tuczyła ją ludzkim mięsem i poiła wiśniówką
kiedy dojrzała odcięła pępowinę
kołysała na kolanach jak małe kociątko
nie zasypiaj
jest czwarta rano
godzina stukniętych kaczek
latających balkonów
czas znikających planet
Fidrygałki
chłonąć wchłaniać połykać
szkice obdarte ze snów
z zimnych arterii zlizywać
przedwczorajszy nów
wytarzać się zedrzeć obtoczyć
w kruchych słowach w milczeniu lwic
i z czubka głowy skoczyć
rozpęknąć zdziczałą myśl
***
książki czytam zawsze od końca
herbatę pijam gorzką
spać chodzę w znoszonym swetrze
nie myślę więc jestem
w środy chadzam do psychologa
wtedy też rodzę się i umieram
cieszy mnie śnieg który pada deszczem
nie myślę więc jestem
nie potrafię już kochać ludzi
uśmiecham się bo tak trzeba
oddycham dopiero przy zgaszonym świetle
nie myślę więc jestem
Karolina Pawłowska