Bezsenność dzikich ważek
.
.
Czas płonących słoneczników.
Krew z krwi.
Oczy małego psa w sweterku — Tony, nazwij go Tony.
Zatrzyj za sobą ostatnie pięć lat i wykop grób,
tak głęboki, aby pomieścił stado wilków,
martwych wilków. Jedynym drapieżnikiem jesteś ty,
więc gryź, wrzeszcz, rozrywaj,
czuwaj w cząstkach obcych ciał.
Jest ciepło.
Nie módl się
Nie kochaj
Nie zasypiaj
Kronos odlicza sierpem głowy, źdźbła i łodzie.
Jesteśmy przeznaczeni bezsenności,
otchłani, gwieździe polarnej.
Słyszysz? Narwale rwą lód.
Dzikie ważki błyszczą nad cichą wodą.
.
.
.
Bo jesteś
.
.
jesteś głupi świecie
widzę w odbiciu szczerbatej łyżeczki
niebo pęknięte
spalone trawy
drżące kamienie
a jednak obklejam duszę
skrawkami morza
szorstką korą
i dniem i nocą
i kocham wolność której nie mam
chowam się w świetle ledwie widocznym
bo jesteś głupi świecie
upychasz w kieszenie cieplutką nadzieję
niczym chleb od matki
niczym nóż od ojca
.
.
.
Cukier dla mrówek
.
wracam
z sercem miękkim jak tkanki gruszek
głową cięższą o kilogram
tej jesieni będą strzelać z latawców
słony deszcz wyrzeźbi przestrzeń
kiedy runą pochłonie je ziemia
lepka zimna nieoczywista
tej jesieni kobiety o gołych nogach
wyjdą przed domy w noc gwieździstą
sypać się będzie cukier dla mrówek
spadać będą bezimienne jabłka
.
.
.
Drogi 2022
.
jeszcze zacisz się w śniegu
nie umieraj
byłeś dobrym rokiem
nigdy najwspanialszym
pozwalałeś nosić kamienie
ukradkiem zlizywałeś
odciski palców
dla pamięci
dla pustych kartek kalendarza
jeszcze usiądź na chwilę
w fotelu mojej matki
dotknij ciepła wszczepionego
w stary mebel
poczuj jak pachnie
miękkość zapomnienia
.
.
.
Kanibal
.
żyjemy po stronie martwych drzew, Hotaru
w błękicie chmur widzimy wczorajsze lśnienie
to śmieszne tak płakać
to śmieszne tak przekornie się uśmiechać,
pić kawę w samotności o czwartej nad ranem
zatrzymaj szerokie oczy, Hotaru
otwarte kości i serce
bądź tajemniczym morzem
głębią oceanu
dnem dla falujących wodorostów
przygarnij pod swój dach, Hotaru
bezdomnego psa i kota,
bo nic tak nie wypełnia pustki,
jak ciepło niedoskonałych istot
myśl ulotna, że kiedyś spotka was niebo
dorośnij, Hotaru
zgaś światło
otwórz wszystkie okna
zjedz mięso
.
.
.
Nim odejdziesz, zatańcz
.
za mamusię
za tatusia
za dziadka
za babcię
za wszystko co jeszcze nie spłonęło
za kamień który podarł skórę
za wojny i pokoje
za lasy morza góry
za dzieci z uśmiechem jak popiół
zatańcz ze mną na mokrej trawie
rozdepcz serca półżywych pasikoników
nie żałuj smutna buzio
nie płaczcie bezpańskie oczy
jesteśmy sumą umierających planet
dnieniem opustoszałych miast
.
.
.
Karolina Pawłowska
Urodzona 06.08.1997 roku we Włocławku (Kujawsko-Pomorskie), gdzie obecnie mieszka. Zakochana w poezji od małego. Miłośniczka owadów i roślin. Publikowała w miesięczniku literackim Akant.