Ku tobie
ból serdeczny – nieokiełznana tęsknota
za niebieskim zapachem jodeł
bezgłośnie osypującym się śniegiem
promieniem odbitym od stromej kamiennej ściany
za twoim śpiewem wielbiącym nieskończoność
wywyższającym niewidzialne
gdy staje się słowo
Od nowa
Jakby wołanie szło.
Jak zaśpiew szlachetnej i groźnej istoty,
spragnionej bezinteresownej obecności.
Szło z gór przez kamienne katedry,
ołtarze z zimnego powietrza,
lasy spatynowane starodrzewem,
równinę zagarniętą przez skośnookich jeźdźców
i pustynię poddaną woli nomadów.
Nie omijało miast powierzchownie martwych
a pulsujących wiecznym żarem,
podsycanym zwielokrotnionym tchnieniem.
Kto usłyszał niemą skargę, zastygał w oczekiwaniu.
Zawierzał swój los instynktowi
wychodzącemu naprzeciw temu,
co burzyło porządek.
Co było początkiem.