OSIEM POTKNIĘĆ (UPADEK
CZAI SIĘ TUŻ ZA WINKLEM)
.
I’m makin’ music to cry to.
(Gustav Åhr, crybaby)
.
.
.
Earth was just one of her tours
.
Dziś sobota. Jeszcze przedwczoraj nie zanosiło się
na żadną sobotę ani na żaden inny dzień tygodnia.
Matkę Teresę z Kalkuty umiałabym namówić do złego.
Chociaż wiesz, ta kobieta nigdy nie była w moim typie.
Poryczałam się i porzygałam. Tym wszystkim.
Poryczałam się i porzygałam.
I tym, czego nie zmieści wszystko.
Kiedyś zamelanżuję się na śmierć.
Wreszcie nadejdzie niedziela.
.
.
.
I firmament ma swój lament:
deszcz
.
Ja
moim rodzicom
życia
nie wybierałam.
Chcą się
odegrać,
bo ich rodzice
życie
im odebrali.
.
.
.
Nowy sezon
.
Możemy przestać się spotykać,
lecz co z miesięcznym okresem wypowiedzenia?
Zaczniemy raz jeszcze, cóż że z kimś innym?
Wszystkie nasze pogaduszki dotyczą pieniędzy
(grosz do grosza, a będzie dwa grosze,
które położą na powiekach zmarłego),
tylko pieniądze jakieś pokraczne,
pocieszne, rozpadają się od byle dotknięcia.
Gold diggerzy, simpy; tuż obok: alfy, bety,
sigmy i enigmy – i cała reszta greckiego alfabetu,
który jest na prędkim wykończeniu.
Kto wymyśli nowe litery i nowiuśkie, nieśmigane liczby,
fakty cudowniejsze niż dane statystyczne?
Mężczyźni z żebra kobiety, kobiety z głowy boga.
Płynnopłciowe ciała. Ciała szybsze niż strzał ze strzelby.
Czyżby śmierć nie potrafiła rozróżniać płci?
Czy ci ludzie są jakimś rozwiązaniem?
Spośród najlepszych odpowiedzi rozlosuję
kolejne naglące pytania, choć wiesz, że na nic
nie ma najlepszej odpowiedzi.
.
.
.
Spostrzeżenie wygrzebane żywcem z
nieprzeniknionych, niewyczerpanych
wręcz, złóż mądrości
.
Natce i Nastce
.
Ile to trzeba się nachodzić,
żeby z dziewczyną poleżeć.
..
.
.
Tego to już na pewno nie znacie
.
Czekajcie, opowiem wam coś śmiesznego,
tylko skoczę do małpki po żabkę. Żartuję sobie!
Nie wolno tutaj wnosić alkoholu. No więc tego…
Koleś wręcza koleżce saszetkę, rzucając żartem:
Przed użyciem skonsultuj się z grabarzem.
A w saszetce, o zgrozo, bielusieńka
mąka. Kupiec, będąc na bańce,
nie wyłapał, że to nie kokolino,
i wciąga hurtem zawartość do nosa.
Uczulony na pszenicę, doznaje wstrząsu
a-na-fi-lak-tycz-ne-go. Po kilku minutach nie ma
go wśród nas, żywych tylko tymczasem.
Oczywiście wymyśliłem tę opowieść.
Żeby być szczerym ostatecznie,
dodam: czekając w kolejce do klopa.
Tak silny szok zdarza się nadzwyczaj rzadko.
I czy kontakt alergenu ze śluzówką nosa
może być śmiertelny – nie mam pojęcia.
Ten człowiek żyje. Nigdy na nic nie miał alergii.
Przeżył większość życia w prywatnym ośrodku,
gdzie obecnie zresztą cieszy się wywczasem.
Osz kuźwa, niemożliwe,
czyżby to on machał do mnie właśnie
z drugiego końca korytarza?
.
.
.
WIĘCEJ NIE (prolog burzy) –
.
Pamiętam, że zapomniałem o tym,
co X, którego ksywy sobie nie przypomnę,
przywoływał z pamięci, niczym żywe ciało
rytuał ma’nene. To leciało jakoś…
Tak. Czcimy milczeniem ciszę.
Pierwsze pytanie brzmi: Słyszysz?
Dzień gaśnie, rozświetlony błyskawicami
na najdalszym niebie. I następne:
…Czyli że sok z gumijagód to były
płynne narkotyki? Eliksir druida też?
Kto rozpyla nad Krakowem kokainę w spreju,
kojarzoną ze smogiem? Czemu szatan mówi
po naszemu (choć czasem się jąka)? Gdybyś,
załóżmy, nie wierzył w życie po śmierci,
uwierzyłbyś w śmierć po życiu?
I czy podpiszesz cyrograf,
jeśli, czysto teoretycznie,
utoczę ci czyjejś krwi i podsunę kartkę?
.
.
.
Ktoś kiedyś coś
.
Ktoś kiedyś powiedział, że…
Wiecie co? Zawsze ktoś musi być tym
kimś, kogo akurat brak pod ręką.
Nie pamiętam autora cytatu,
treści tegoż nie pamiętam także.
Wiem tylko, że były to mądre słowa,
nikt mądrzej ująć by nie zdołał życia.
Przypomnę sobie resztę, ma się rozumieć,
w najmniej spodziewanym momencie.
Tak jak śmiech wybucha w najmniej stosownym.
Choć co mnie obchodzi kto co powiedział i kiedy
powiedział, że (coś tam, coś tam, coś
tam; przez mgłę i zerwane łącza),
jeśli nie usłyszę już żywego głosu.
.
.
.
[Co to jest:]
.
Co to jest: jedno wejście
i niezliczona ilość wyjść?
Skoro zatrzasnąłeś za sobą drzwi,
było nie otwierać okna za oknem –
na przestrzał, na przepaść.
.
.
.
DWA BONUSY
.
Ćwierćton
.
Jeśli nie wiesz od czego zacząć, zacznij od początku. Płaskoziemcy, mimo że się mylą, mają też po części rację. Świat to środek ruchomej tarczy. Do tarczy przytroczono ludzi. Ustawicznie, wbrew prawom ruchu obrotowego, zwisają głową w dół. Świat to środek ruchomej tarczy, który patrzy w oczy iluzjoniście rzucającemu nożami do celu. Koniec końców na końcu jest koniec. Nawet jeśli nie wiesz od czego zacząć, człowieku.
.
.
.
BONUS TRICK 2
.
Dar życia to przekleństwo śmierci, lecz co sobie człowiek pożyje, to jego. Strata? Zysk? Z samolotami kojarzą mi się wyłącznie katastrofy, z katastrofami różne środki lokomocji. Alkohol jest najlepszy na problemy i wcale nie gorszy na ich brak. Jeśli coś nie działa, najlepiej sięgnąć po sprawdzone metody: zresetować lub wyrzucić sprzęt przez okno. Wydawało się, że świat gaśnie w oczach, a przeżył nas wszystkich. Szczegóły zepsucia widoczne za dnia zniknęły nocą. Najlepiej mieć niewyobrażalnie dużą wadę wzroku. Na ścianie zamiast obrazu, do góry nogami, wisi tablica Snellena. Ojciec da tę szkaradę na dary.
Nie ma co, całkiem ciekawy secik.
(Frankfurter Allgemeine Zeitung / The Times Literary Supplement)
.
Ilekroć tworzę lirykę, towarzyszy mi poczucie na zawsze
straconego czasu, który mogę odnaleźć
wyłącznie dzięki ganianiu za duperami.
(Piotr Jemioło, Jak przestałem być królem liryki na rzecz stania się
paziem królowych kurew. Przyczynek do myśli najbłyskotliwszych)
.
.
Piotr JEMIOŁO (ur. 1989/1990; toczą się spory co do roku urodzenia) – mimo że ukończył szkoły na samych trójcynach, udało mu się przez przypadek uzyskać tytuł magistra. Obecne zamiłowania: bandyterka, lampucery, lasery, wiksy, kraksy, fury, kalistenika, hajc, sława, chwała, geniusz, Java. Całym sercem, z połową dupy włącznie, popiera sojusz międzygatunkowy. Jako nieneurotypowe, niebinarne istoto publikowało w „Malkontencie”, „Zakładzie Psychiatrycznym” i, jakżeby inaczej, w praskiej „Kulturze”. Dewiza artystyczna? Byle jak, byle gdzie, byle coś umazać, przy możliwie najmniejszym nakładzie pracy. Nie uznaje reportażu za gatunek literacki. Prezes zarządu PAI – Pisarskiej Agencji Informacyjnej – działającej na portalach na litery „F” i „I”. Po godzinach tajny współpracownik Służby Zieleni o kryptonimie „Lolek”. Ma sobie dużo do zarzucenia – tu komuś naubliża, tam gdzieś nawywija – lecz i dużo siebie do wręczenia ludziom. Jest jak chomik w kołowrotku, na cały Kraków robi prądu [Czyżby parafraza ADHDLGBTHWDP Daniela Wójtowicza?].
Niegdyś nie pierwszy lepszy leszczyk, lew salonowy co się zowie, markiz precyzji oraz baron realizmu, legenda krakowskich środowisk artystycznych, powszechnie postrzegany jako czołowy, obok Doroty Masłowskiej, twórca literatury pokolenia Y, stawiany na równi z klasykami pokroju Bursy, Poświatowskiej, Szymborskiej, Jasieńskiego, Wata… a dziś jak ten kamień odrzucony przez bobów budowniczych nowego wspaniałego świata. Do czego to doszło? Jego pierwszy zbiorek wierszy pt. Necronomicon, cierpko przyjęty przez krytykę, niemalże zmieszany z błotem, spowija mrok zapomnienia. Z kolei projekt drugiej książki został odrzucony przez właściwie wszystkie poważane oficyny wydawnicze w Polsce. Ostatnimi czasy udało mu się jednak podpisać cyrograf z diabłem, któremu rogi rosną wewnątrz, w mózgu; na dodatek kulawym i cherlawym. I co? I nic. Obie strony chwalą sobie taki deal. Time is money, business is business.
Jeśli chodzi o przyszłość, chciałby dorobić się majątków i przez resztę życia doglądać dobytku – w małym pałacyku na uboczu, z obowiązkowym mezzanino. Z takimi dwiema. Chciałby też być dyplomatą o pokerowej twarzy, Talleyrandem i Pawlakiem w jednej osobie. Lecz cóż: „Nie tak zaraz ten ambaras”, jak mawiał Asparanoiks. Innym wciąż niespełnionym marzeniem twórcy jest ponieść śmierć w męczarniach bądź w katastrofie lotniczej. To by dopiero było przeżycie…
Cementuje liberalno-konserwatywny status quo, bywa też sentymentalny i sentencjonalny, za co przyjdzie mu kiedyś odcierpieć katusze. A kysz, dziadzie sakramencki! Niechby twoje kulturowe przechwycenia zaczęły wreszcie trzymać sztamę z czym trzeba, pracować na rzecz strategii czułościowych, progresywności, ekstatyczności, utopijnego scenariusza, sprzeciwu wobec heteronormy – zaś to wszystko celem upowszechniania słusznych myśli w krainie powszechnej szczęśliwości. Nie warto przecież nawet rzucić okiem na mapę świata, która nie zawiera Utopii, prawda? [Ecie-pecie ku uciesze wierszoklecie. Komuś tym razem podwędził powiedzonko?].
Król dram. Poryty prank.
Bum. Bęc. Berg.
Po prostu Piotr (ale jak będziecie się do niego zwracać per „Piotr”, to wam łeb ukręci i najszcza do szyi).
Co tu dużo mówić: literatura jak hurrragan, furrria godna podziwu; taaa. Bierzcie garściami i cieszcie się z tego wszyscy. Można czytać z góry na dół, od dołu do góry, po arabsku, z lewej do prawej, a nawet na wskroś. Parental guidance, explicit content.
Czarna msza zaczęta.