Steppenwolf (cmentarz w Bielicznej II)
.
Jaszczurka szuka rozgrzanego kamienia, siada
koło mnie. Wystarczy w tym upale posiedzieć
bez ruchu – motyle lądują na ramionach,
trawy żółkną zauważalnie,
cygaro smakuje gorzkim, suchym stepem.
Minęło sporo lat. Czas mierzy się
jakąś izohumaną, zasięgiem występowania
nadmiaru człowieka. Dzieci włażą
na kamienne krzyże. Nie patrzę
jak Harasymowicz, tu nie jest uroczo,
to jest skażone jakąś świętością,
którą wybierasz, siedząc z motylem
i jaszczurką na stepie. Cygaro się kończy,
Czas mierzy się odłamanym popiołem,
wstaniem, pójściem.
I step się kończy,
jak wszystko, ostatni łyk dymu, świerki
pożerają nadmiar tkanki, przerost pamięci.
Stare drzewa owocowe nie chcą umierać,
dziczeją, cierpną. Cygaro smakuje mocno
wędzoną śliwką, próchnem i krwią.
W głąb las.
.
.
.
Budownictwo drewniane
.
Szalówka pionowa,
szalówka pozioma,
brak szalówki.
W poprzek
kolejnych pogórzy widać wyraźnie
kto budował, z kogo byli
ci, którzy zamykali się w tych ciemnych chatach.
Pęd samochodu wiele unieważnia.
Dekady mijają w sekundach, dramaty
są za szybą, sztuka życia staje się
sztuką abstrakcyjną; rozmawiamy
o historii, a tu już nowa historia, ciężar pędu
to zdawkowość, stajemy się lekcy w sądach,
unosimy się jak dusze, jak pamięć o ludziach.
Nie ma czasu pamiętać o ludziach. Dobrze,
że jest czas choć obiecać, sobie, im.
A domom nawet się nie obiecuje. Stoją te,
które zamieniono w składy, lamusy.
Reszta znika, dlatego lepiej jechać niż iść
przez te pogórza, więcej w tym prawdy.
.
.
.
Wyjść
.
i iść.
Mijać. Mieć przed sobą
nie wiadomo ile. Byle
rozwijało się to w nieskończony
szereg przyczyn, których skutki dopiero
przechodzę, w nie brnę, przepracowuję
marszem, więcej: byciem w marszu.
To rodzaj odżywiania się
pośpiechem, grabieżą przestrzeni,
wpychanej w jakiś tłumok, w coś
w sobie. Ogólniki, skróty, tylko tak
język oddaje splot tego czasu, jego kreskę,
szkicowość napastliwie pojemną.
Góry są, o ile są mijane.
To samo tyczy się dolin, lasów, innych
jednostek mijania. Rzecz jest prosta: brnąć,
wejść w rytm. Zawsze mieć ze sobą:
aparat,
szkicownik,
notesik,
ołówek,
łyk wody,
dwie mapy,
gotówkę
i nóż.
.
.
.
Wybór
.
Jest coraz lepiej.
Asfalt i most w miejsce kamieni i kładki.
Spojenia płyt układają się
w krzyż, to może znaczyć cokolwiek,
nadzieję lub śmierć. Myślę jednak
że to po prostu rozdroże, upomnienie,
że wybór nie jest darem, tylko losem.
Poezja nie ocala, sama
potrzebuje ocalenia. Jeśli się dobrze przyjrzeć
wszędzie tylko rozdroża, lawina skrzyżowań,
nieobliczalny zalew krzyży.
.
.
.
.
Sławomir Płatek, poeta, autor siedmiu książek poetyckich. Związany z Gdańskiem i Beskidami; tym ostatnim poświęcona jest planowana na ten rok kolejna książka i z niej pochodzą powyższe wiersze. Ukaże się w Fundacji Kultury „Afront”.