w punkt
.
próbowaliśmy posegregować rzeczy
żyć według zasad to co ładne na lewo graty na prawo
w tym porządku był spokój i fałsz
kurz przywierał do pęknięć między palcami
zasłaniałeś chustką oczy figurce Matki Boskiej
i dotykałeś mnie łapczywie we śnie
potem długo stałeś nad łóżkiem w ciszy
patrzyłeś w pęknięcie między udami bez słów
czekając aż skóra odejdzie od kości
.
.
.
jęczmień
.
to co dobre nie tonie więc tutaj
zmarłych przed pochówkiem wrzuca się do wody
później stoimy w kolejce po ser i masło
podporządkowani lokalnym cyklom
w każdy czwarty dzień miesiąca po zmroku
obcy mężczyźni mogą dotykać wdów
dyszą rozpraszając rzęsę na jeziorze
w rytm słów
gorzko gorzko
.
.
.
usg
.
o świcie wyskubujesz pióra
śliska skóra pulsuje życiem które zastyga na palcach
tuż po uboju kiedy ciało tężeje wytwarza się duża ilość ciepła
później bawimy się w chowanego
to nie była prawdziwa śmierć to wszystko na niby
na niby szukasz mnie i znajdujesz
jesteśmy tu i teraz więcej nas na zdjęciu w stylu zoom blur
badamy wgłębienia w materacu żeby sprawdzić
co się w nas zalęgło pod warstwą wierzchnią
znajdujemy odciśnięte opuszki
którymi w ciemności dotykasz miejsca nad moimi piersiami
usuń wszystkie filtry dodaj ponownie
odbite w visco palce trzymają wciąż ciepłe mięso
.
.
.
upławy
.
bociany z gniazda uwitego na dachu sąsiadów
w tym roku nie odleciały
zostały żeby patrzeć na to co wsysa i wysysa nurt
ich czerwone dzioby jak maszty przypominały
o lecie które z nas wypływa wraz ze strachem
między tkankami zalęga się szlam
w wannie w której wczoraj kąpaliśmy dzieci
dzisiaj toną obce psy przyniesione przez wodę
o której mówiono nam że jest życiem
wszystko co przeżywamy zaczyna się i kończy w naszych głowach
to tylko ludzie bez nazwisk oglądani w telewizji
toniemy
to nie my
.
.
.
obieg zamknięty
.
znaleźliśmy miejsce z którego nie widać brzegu
wieczorem opukujemy ściany żeby rozpędzić
kwaśne powietrze pozostałość po zimie
wszystkie myśli są tam gdzie boimy się patrzeć
krew z nosa przez krew z krwinek brzmią obiecanki a w każdym
zdaniu jest tylko jedno prawdziwe słowo
usłysz mnie i rozbierz bo to jest ten smutny maj
z którego nie wrócimy do siebie
wiry w rzece jak czarne dziury wchłaniają włosy i chleb
który rano rzucaliśmy łabędziom
kamień tępi nożyce nożyce tną papier kamień przykrywa ciało
.
.
.
Paulina Cedlerska
Pisze wiersze i kryminały. Mieszka na Mazurach. Zawodowo zajmuje się marketingiem. Tworzenie jest jedyną czynnością, która wymyka się jej wrodzonej prokrastynacji. W wolnych chwilach planuje podróże, czyta albo knuje literackie intrygi. Lubi zapach kawy i długie wieczory.