Bajka o dobrym lisku, złym myśliwym i dobrym Bogu
Chodził lisek
koło drogi
a myśliwy
jeb mu w łeb.
Nie płacz dziecko
to nie koniec
teraz lisek
w Bogu tonie.
W Bogu tonie
w Bogu tonie
w Bogu tonie
aż po kres.
(A myśliwy
glebę żre).
Teraz KONIEC.
Vox karpia (vox Dei)
Zasiadaliśmy właśnie
do kolacji wigilijnej
kiedy trzasnęły drzwi
lodówki i w drzwiach
salonu stanął karp.
Prześliznął się rybim okiem
po naszych ciałach i duszach
i powiedział:
Dzielimy się opłatkiem
a potem biorę sobie waszą kotkę
za żonę.
Babcia zemdlała
ale my nie.
Miłość jest OK, córeczko
Jeżeli już podomka
to podomka na rozkołysanym bitem gorylu
górskim.
A potem niepotrzebnie się wściekam.
I ta mucha tańcząca jive’a z moją prawą
golenią.
W porę
Zachorowałam
na schody awaryjne!
I sunę nimi jak królowa
jakaś (Bona z siatką
warzyw).
No bo powiedz ty
mi men kto nie lubi
warzyw.
Może ja?
Tête-à-tête
Przyśniła mi się Mona
Lisa.
Nareszcie
myślę pogadamy.
Jak dziewczyna
z dziewczyną.
Gdy skinęła
bym się przybliżyła
i spoczęła
język wywinął się
spod kontroli osobistej.
Trzy tysiące sześćset
ploteczek w moich ustach
na godzinę.
I wtedy
zjawił się ten zabójczo przystojny
kupiec.
(A ty tu facet
czego?!)
Żaneta Gorzka – ta ciepła pani.